Globalne ocieplenie winą człowieka? Fałsz!
Nikt nie zaprzeczy, że jedną ze spraw, którą żyją dziś społeczeństwa Zachodu, jest kwestia zmian klimatycznych. Znajduje się ona w centrum debaty publicznej i agendy politycznej w niemal wszystkich krajach naszego kręgu kulturowego. W tej sytuacji wydawać by się mogło, że poważne badania naukowe rzucające nowe światło na ów problem powinny stać się przedmiotem wszechstronnych dyskusji i analiz. Tymczasem nic takiego nie stało się w przypadku obserwacji poczynionych niedawno przez uczonych z uniwersytetu w Edynburgu. Wyniki ich badań zostały całkowicie zignorowane przez media głównego nurtu. Dlaczego?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy poznać wnioski, do których doszedł zespół naukowców na czele z profesorem Paulem Palmerem. Otóż przeanalizowali oni wyniki obserwacji poczynionych w latach 2014-2017 przez dwie sztuczne satelity: japońską GOSAT i amerykańską OCO-2 należącą do NASA. Oba statki kosmiczne za pomocą specjalnych urządzeń i programów lokalizowały miejsca emisji gazów cieplarnianych na kuli ziemskiej.
Okazało się, że największymi emitentami dwutlenku węgla nie są wcale państwa wysoko rozwinięte i uprzemysłowione, lecz biedne kraje Afryki Zachodniej. Erupcja owego gazu do atmosfery nie wynika tam bezpośrednio z działalności człowieka, lecz jest związana z naturalnymi procesami zachodzącymi w przyrodzie.
Satelity ustaliły mianowicie, że źródłem największej emisji CO2 są najrozleglejsze na świecie torfowiska leżące w dorzeczu Konga. W tropikalnych warunkach procesy chemiczne uruchomione pod wpływem wilgoci i gorącej temperatury powodują uwalnianie z torfu olbrzymich ilości dwutlenku węgla, których nie są w stanie wchłonąć rośliny i ziemia.
Profesor Palmer przedstawia wyliczenia, z których wynika, że w 2015 roku z krajów Afryki Zachodniej wyemitowano do atmosfery 5,4 miliarda ton dwutlenku węgla, zaś w 2016 – 6 miliardów ton (dla porównania roczna produkcja CO2 w Stanach Zjednoczonych wyniosła 5,3 miliarda ton).
Równie frapująco wyglądają wyniki badań dotyczące emisji uważanego za znacznie bardziej niebezpieczny gazu metanowego (CH4). Jego dużą obecność w atmosferze przypisuje się przede wszystkim bydłu hodowlanemu. Z obserwacji satelitarnych wynika, że największym emitentem metanu jest Afryka Wschodnia, zwłaszcza zaś Sudan Południowy, który – zdaniem naukowców z Edynburga – odpowiedzialny jest za jedną trzecią odnotowanego w latach 2010-2016 globalnego zwiększenia obecności tego gazu w atmosferze. Jego producentami nie są natomiast krowy, lecz mikroorganizmy żyjące na tamtejszych mokradłach. Na skutek podniesienia się poziomu wód w jeziorach zasilanych przez Nil oraz inne rzeki wzrosła bowiem powierzchnia terenów podmokłych, a wraz z tym ilość i aktywność wspomnianych mikroorganizmów.
Odkrycia zespołu profesora Palmera zmieniają całkowicie wyobrażenie o miejscu Czarnego Kontynentu na tzw. cieplarnianej mapie świata. Do tej pory panowało bowiem wśród ekspertów przekonanie, że słabo uprzemysłowiona Afryka odpowiada jedynie za emisję 4 proc. gazów cieplarnianych.
Wspomniane odkrycia każą też inaczej spojrzeć na dominującą dziś w przestrzeni publicznej antropiczną teorię globalnego ocieplenia, która mówi, że za zmiany klimatyczne odpowiada człowiek, a zwłaszcza jego działalność przemysłowa. Bazując na tej teorii próbuje się obecnie całkowicie przemodelować życie współczesnych państw w ich wymiarze ekonomicznym, społecznym i kulturowym. Może okazać się jednak, że ten olbrzymi eksperyment dokonywany jest na bardzo wątłych podstawach.
Dlatego zanim podejmie się radykalne działania, powinno się przeprowadzić rzetelne badania i zweryfikować naukowo stawiane tezy. Celem ma być ustalenie stanu faktycznego i dopiero na tej podstawie podejmowanie odpowiednich kroków. W tym kontekście przemilczenie raportu uczonych z Edynburga jawi się jako niepokojący sygnał. Każe bowiem powątpiewać, czy w tej sprawie chodzi o poznanie prawdy i ochronę naszej planety, czy o wielki projekt inżynierii społecznej, dla którego zmiany klimatyczne są tylko pretekstem.