Unia: kłopoty dopiero przed nami
Unia Europejska nie ma ciągle budżetu na kolejne siedem lat. Powinna go przyjąć do końca tego roku. Dotychczasowe koncepcje odchodzą do lamusa.
Z przyjęciem unijnego budżetu zawsze był problem. W tym roku żaden z projektów – zarówno zaproponowany przez Komisję Europejską, jak i potem zmodyfikowany przez szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela – nie został zaakceptowany. Cięcia na programy spójnościowe i na rolnictwo były zbyt duże, by państwa europejskie -w tym Polska – mogły go przyjąć.
Teraz, w dobie koronawirusa, będzie jeszcze trudniej, bo unijne priorytety mocno się zmieniają. Włochy i Hiszpania już grożą wetem, jeżeli nie dostaną wielkich pieniędzy na zwalczanie skutków epidemii. Oba państwa sugerują nawet, że mogą opuścić UE, jeżeli Bruksela nie spełni ich żądań. Mało to prawdopodobne, bo jedni i drudzy są również członkami eurostrefy, więc nie bardzo wiadomo, jak mogłyby to zrobić. Nie mniej jednak wyciągają ciężkie działa, zarzucając przy okazji bierność UE w zwalczaniu koronawirusa.
Można odnieść wrażenie, że wspólnotowa walka o pieniądze z unijnego budżetu już się zaczęła, i będzie prawdopodobnie bardziej brutalna niż na początku tego roku, a także niż przy konstruowaniu poprzednich budżetów. W grze będą mocne argumenty, część merytorycznych, część bardzo populistycznych i emocjonalnych. Unia będzie rzeczywiście wystawiona na ciężką próbę, bo z argumentami, za którymi stoi tragedia tysięcy ludzi, trudno polemizować.
Szykuje się walka o wielkie przemodelowanie budżetu, w której roztropni i przezorni wcale nie muszą okazać się zwycięzcami. Komisja Europejska zrobi wszystko, by utrzymać spójność Unii. Ciekawe, jak dużym kosztem.