Koniec kwartału to nie koniec kłopotów
Rynki nie potrafią wytrzymać przy jednym temacie i skaczą z informacji na informację, co przynosi szarpane ruchy. Wczoraj obawy o wzrost liczby chorych na koronawirusa udało się zagłuszyć lepszymi danymi z gospodarki USA, ale dziś rano doniesienia o przywróceniu lockdownu w australijskim Melbourne mącą spokój. Zanosi się na niespokojne lato.
Interesujące, że tym razem lepsze od oczekiwań odczyty makro z USA nie przyniosły osłabienia dolara, ale go umocniły. Wcześniej oznaki szybszego odbicia gospodarczego były odbierane jako pozytywny sygnał dla gospodarki USA, a zatem wspierały rajd na Wall Street, co znów poprawiało ogólnorynkowy sentyment. Tutaj włączał się status dolara jako bezpiecznej przystani, który jednak w okresach wzrostu apetytu na ryzyko powinien się osłabiać. Dlaczego teraz jest inaczej? Prawdopodobnie bierze się to z niezdecydowania inwestorów, którzy mają wątpliwości do rozrysowywania tak długiego łańcucha przyczyn i skutków. Obecnie zbyt dużo jest czynników po obu stronach równania, gdzie po jednej stronie jest optymizm związany z szybszym tempem ożywienia a po drugiej obawy o drugą falę zachorowań na koronawirusa. W rezultacie inwestorzy decydują się rozgrywać dane najprościej jak się. Lepsze dane o podpisanych umowach domów w USA dobrze rokują dla wzrostu gospodarczego, ale inwestorzy nie mają przekonania, że od razu rozkręci to nową falę rajdu ryzykownych aktywów. Globalnie wątpliwości i niepokoje są zbyt duże, by status USD jako bezpiecznej przystani zadziałał, ale lokalnie dane pomagają.
Od kilku dni funt jest w trybie osuwania na coraz niższe poziomy i od zeszłotygodniowego szczytu traci do dolara ponad 2 proc. Częściowo związane jest to z pogorszeniem rynkowych nastrojów i wzrostem obaw wokół pandemii. Funt był uznawany jako ryzykowna waluta i jak wiele innych korzystał na osłabieniu dolara, podczas gdy rynek nie przejmował się analizą fundamentów GBP. A te wciąż pozostają niekorzystne. Wielka Brytania jest krajem z piątą na świecie liczbą zachorowań na COVID-19 z potencjalnym wystąpieniem drugiej fali przez decyzje o masowym otwarciu gospodarki w czerwcu. Ale koniec czerwca przypomina też o brexicie, gdyż dziś mija ostateczny termin, do kiedy można było zgłosić chęć przedłużenia negocjacji nowej umowy handlowej między Wielką Brytanią i Unią Europejską, inaczej stare zasady współpracy przestaną obowiązywać od 1 stycznia 2021 r. Jest za mało czasu, aby udało się uzgodnić wszystkie aspekty przyszłej wymiany, szczególnie że negocjacje prowadzone są w chłodnej i spornej atmosferze. Mimo to w dobie kryzysu wywołanego pandemią żadnej ze stron nie zależy, by całkowicie zerwać stosunki z ważnym partnerem handlowym. Zapewne w najbliższych tygodniach uda się uzgodnić umowę ramową, jednak z wieloma aspektami (m.in. dot. usług i inwestycji) skazanymi na surowe warunki oparte o zasady WTO. Nowe zasady współpracy będą nieść ze sobą szkodliwe konsekwencje dla trajektorii wzrostu gospodarczego Wielkiej Brytanii, bardziej niż dla strefy euro. Będzie to balast, który będzie ciążył funtowi i utrzymywał go relatywnie słabszego względem innych ryzykownych walut.
Konrad Białas, Dom Maklerski TMS Brokers S.A.