
"Zerwanie stosunków gospodarczych zabolałoby Rosję"
Chcąc ukarać Ukrainę zablokowaniem przesyłu gazu przez jej terytorium, Gazprom strzeli gola do własnej bramki ograniczając możliwości przesyłu do krajów „starej" UE. Oznaczać to będzie po pierwsze brak zarobku, po drugie konieczność sprzedaży gazu w inne rejony świata (a nie ma do tego odpowiedniej infrastruktury), a po trzecie potencjalny kryzys np. z Komisją Europejską – mówi Adam Kowalczyk, politolog z Fundacji Dyplomacja i Polityka w wywiadzie dla wGospodarce.pl.
Czy w sytuacji, gdy po rewolucji na Ukrainie i ucieczce z kraju do Rosji prezydenta Janukowycza Rosja wysłała swoje wojska na Krym, Unia nie powinna była zareagować od razu działaniami, a nawet sankcjami gospodarczymi?
Wydaje się, że wówczas rzeczywiście był najlepszy czas na konkretne działania ze strony Unii Europejskiej czy Stanów Zjednoczonych. Świat zachodni dysponuje instrumentarium, które nie zostało wówczas użyte. Oprócz wzmożonych nacisków politycznych i dyplomatycznych, może zastosować także pewną presję ekonomiczną. Oczywiście nie oznacza to, że w przypadku bardziej konkretnych działań strona rosyjska nie przeprowadziłaby „pełzającej aneksji" części terytorium ukraińskiego. Niemniej ruchy wykraczające poza sferę dyplomatycznych deklaracji zwiększyłyby „koszt" przejmowania Krymu. Istniała więc pewna szansa, że powstrzymałyby Putina od wkroczenia na terytorium Ukrainy. Z drugiej jednak strony musimy pamiętać, że tak naprawdę nikt nie wie do końca w co gra Putin. Równie prawdopodobne jest, że był on gotowy do aneksji Krymu za wszelką cenę, także pomimo potencjalnych sankcji gospodarczych. Jeśli została podjęta decyzja o jakiejś formie przejęciu Krymu, a być może większej części Ukrainy (a przynajmniej jej destabilizacji), to można wątpić, że sankcje gospodarcze powstrzymały Rosję od próby osiągnięcia założonego celu.
2. W Polsce w opiniach niektórych polityków słychać obawy o konsekwencje gospodarcze dla Polski w związku z naszym zaangażowaniem w obronę Ukrainy. Czy jest możliwe, aby Rosja zaryzykowała zerwanie współpracy z Zachodem? Przecież Rosja już traci, widać to chociażby po załamaniu na giełdzie.
Potencjalne konsekwencje polityczne czy gospodarcze dla Polski są możliwe. Polska wraz z Litwą została włączona przez Putina na jego ostatniej konferencji prasowej do swoistej „osi zła". Kolejny raz - po raz pierwszy podczas Pomarańczowej Rewolucji - daliśmy się poznać jako kraj uderzający w żywotne, imperialne interesy Federacji Rosyjskiej wobec Ukrainy. Nie możemy jednak zapominać, że Warszawa jest członkiem Unii Europejskiej oraz Sojuszu Północnoatlantyckiego. Dlatego też, powinniśmy za wszelką cenę przenosić potencjalne konflikty na forum unijne, bądź natowskie. Musimy pamiętać, że bycie członkiem UE daje pewne możliwości i prawa. Nauczmy się z nich skutecznie korzystać.
Jeśli chodzi o współpracę Federacji Rosyjskiej z krajami „starej" UE, to wydaje się, że Moskwa nie zaryzykuje całkowitego zerwania współpracy z Zachodem, w zglobalizowanym świecie nie jest to poza tym technicznie możliwe. Rosjanie nie mają w tej dziedzinie gospodarczego oddziaływania zbyt wielu przekonujących argumentów. Dla przykładu, chcąc ukarać Ukrainę zablokowaniem przesyłu gazu przez jej terytorium, Gazprom strzeli gola do własnej bramki ograniczając możliwości przesyłu do krajów „starej" UE. Oznaczać to będzie po pierwsze brak zarobku, po drugie konieczność sprzedaży gazu w inne rejony świata (a nie ma do tego odpowiedniej infrastruktury), a po trzecie potencjalny kryzys np. z Komisją Europejską. Na chwilę obecną bardziej prawdopodobne wydają się być pojedyncze, punktowe działania odwetowe wobec konkretnych państw i obejmujące konkretne produkty.
3. Nie zapominajmy, że początkiem demokracji na Ukrainie były protesty, głównie młodych Ukraińców przeciwko niepodpisaniu umowy stowarzyszeniowej z UE przez prezydenta. Obojętność przedstawicieli krajów Unii, którzy „nie rozumieją" rozmiaru problemu może sukces Majdanu przemienić w klęskę?
Sukces Majdanu zależy głównie od samych Ukraińców - elit rządzących, polityków, oligarchów, dziennikarzy, społeczeństwa obywatelskiego etc. Unia Europejska, NATO czy MFW muszą wydatnie i wieloaspektowo pomagać Ukrainie, ale nie mogą wziąć na siebie ciężaru niezbędnych i bolesnych reform. Zachód powinien wspierać finansowo strukturalne reformy i systemowe zmiany, ale jednocześnie szczegółowo sprawdzać, na co zostały wydane konkretne pieniądze. Na chwilę obecną priorytetem jest ustabilizowanie sytuacji zewnętrznej samej Ukrainy. Następnie, jeśli sytuacja się unormuje, zakładam, że rola UE będzie mogła być większa - zarówno w wymiarze pomocy ekonomicznej, jak i wsparcia politycznego oraz doradczego - co jest niezwykle ważne w kontekście czekających Ukrainę reform. Rzeczywiście jednak, mogło ostatnimi czasy powstać wrażenie, że przedstawiciele Unii Europejskiej nie są do końca zainteresowani tym co dzieje się teraz na Ukrainie, nie rozumieją fenomenu „Majdanu" i nie czują proeuropejskich aspiracji znacznej części obywateli państwa ukraińskiego. Uchylenie się od dyskusji w kwestii tak prozaicznej jak zniesienie wiz jest tego najlepszym przykładem. Nie ulega wątpliwości, że należy dla tych młodych ludzi przygotować ze strony Zachodu dobrą ofertę. Inaczej mogą szybko zniechęcić się do Brukseli, co widywaliśmy już poniekąd w trakcie protestów na Majdanie Niezależności.
4. Czy nie byłoby słuszne, aby w obecnej sytuacji wojska NATO zapobiegawczo rozmieszczono na terenie Polski?
Podobną opinię wyraził ostatnio James F. Jeffrey, były zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego G.W Busha, możliwe więc, że w kręgach związanych z poprzednią administracją amerykańską takie idee się pojawiają. Abstrahując jednak od słuszności takiego pomysłu, jestem przekonany, że jest to koncepcja z cyklu political fiction. NATO podczas kryzysu rosyjsko-ukraińskiego w zasadzie udowadnia, iż nie jest w stanie realizować w zasadzie swojej podstawowej funkcji - odstraszania potencjalnych przeciwników. Pamiętajmy, że jego rolą jest nie tylko zapewnianie „twardego" bezpieczeństwa swoim członkom, ale również dbanie o jak najbardziej korzystne otoczenie międzynarodowe. Tymczasem Sojusz Północnoatlantycki w swoich zachowaniu bardziej przypomina pozbawione realnego znaczenia OBWE czy Radę Europy, niż skuteczny sojusz polityczno-militarny. Dlatego też, jeśli Putin nie zrealizuje jakiegoś demonicznego planu i nie zechce w trybie pilnym udzielić „bratniej pomocy" rosyjskim mniejszościom etnicznym np. na Łotwie czy w Estonii, to szanse na rozmieszczenie nawet niewielkiej ilości wojsk NATO na terytorium Polski ocenić należy jako mało prawdopodobne.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.