Uciekają z Rosji. Gigantyczna kolejka do Gruzji!
Na skutek ogłoszonej przez Putina mobilizacji tworzą się długie kolejki na przejściach granicznych z Gruzją; na jednym z przejść sznur aut ciągnie się na ponad 6 km – poinformowała w piątek rosyjska sekcja BBC.
Z uwagi na zakaz przekraczania granicy pieszo, niektórzy przekraczają ją na rowerach.
BBC udało się porozmawiać z kilkoma osobami, które przekroczyły rosyjsko-gruzińską granicę. Wszyscy zastrzegają sobie anonimowość
Ludzie mówią, że stoją wiele godzin w kolejce. Mi się udało szybciej, bo wjechałem rowerem. Na razie wynajmę mieszkanie, potem pomyślę, co dalej. Jestem w dobrej sytuacji, bo mogę pracować zdalnie – powiedział mieszkaniec Woroneża. Dodał, że pierwszy raz przyjechał do Gruzji i że obawia się mobilizacji.
Niedawno byliśmy tu na urlopie. Wówczas staliśmy na granicy godzinę, teraz 12 godzin – mówi młody mężczyzna, który w obawie przed „częściową” mobilizacją wyjechał z Rosji wraz ze swoją dziewczyną.
Dodał, że rosyjscy pogranicznicy nie zadawali zbyt wielu pytań i bez problemów wszystkich przepuszczali, natomiast funkcjonariusze gruzińscy zawrócili kilka osób, prawdopodobnie pochodzących z Kaukazu Północnego.
Wielu rozmówców pomimo gwarancji zachowania anonimowości nie chce rozmawiać o wojnie, lub wypowiada się o niej z dużą ostrożnością.
Nic na ten temat nie myślę. Czy będę myśleć, czy nie, nic to nie zmieni – mówi młody chłopak, który pierwszy raz wyjechał za granicę.
Z informacji zamieszczanych na portalach społecznościowych wynika, że wszędzie na granicy rosyjsko-gruzińskiej tworzą się gigantyczne kolejki – pisze BBC.
W środę władze Rosji ogłosiły „częściową” mobilizację, która ma objąć oficjalnie 300 tys. osób. Niezależne media donoszą, że dekret zawiera niejawny punkt, w którym mowa jest o tym, że zaciąg ma objąć 1 mln osób. Rosyjskie władze od czwartku prowadzą mobilizację na masową skalę. Według doniesień medialnych przejścia graniczne (lądowe, kolejowe i lotnicze) szturmowane są przez osoby chcące uniknąć wcielenia do wojska. Rzecznik prasowy Kremla Dmitrij Pieskow zaprzecza tym doniesieniom.
PAP/RO