Poseł PiS: Kupiono opinie na temat Polski
„Skoro można było kupić sobie opinię na temat Kataru to nasuwa się oczywiście pytanie, czy tak samo nie można było kupić opinii na temat Polski”, mówi portalowi wPolityce.pl poseł PiS do Parlamentu Europejskiego Kosma Złotowski.
Jakie światło rzuca afera Katargate na rezolucje wymierzone w Polskę, w ostatnich latach często przyjmowane w Parlamencie Europejskim?
Jak najbardziej negatywne, ponieważ ci wszyscy uczestnicy afery katarskiej, czyli aresztowana pani Kaili oraz dwóch posłów, którym w najbliższym czasie odbierzemy immunitet, brali udział również w projektowaniu tych antypolskich rezolucji, odpowiada Kosma Złotowski.
Skoro można było kupić sobie opinię na temat Kataru to nasuwa się oczywiście pytanie, czy tak samo nie można było kupić opinii na temat Polski, dodaje.
Podczas komisji sejmowej europoseł Dominik Tarczyński wielokrotnie wskazywał na wątek rosyjski i oceniał również, że mamy do czynienia nie tyle z aferą korupcyjną, co korupcyjno-szpiegowską. Czy również Rosja - kraj będący antytezą praworządności - mogła mieć coś wspólnego z atakami na Polskę dotyczącymi właśnie tej kwestii?
Owszem, istnieje takie podejrzenie. Komu dobrze robi osłabienie Polski? Oczywiście, bardzo dobrze robi Rosji. Jeżeli Polska ma złą opinię, nie dostaje europejskich pieniędzy, to jest słabsza i dlatego nie może pomóc Ukrainie tak bardzo, jak by chciała i jak mogłaby to robić, mając unijne środki, mówi europoseł i jak dodaje, z drugiej strony były również takie enuncjacje, że Rosja wydała 300 mln euro na korumpowanie różnych polityków z Zachodu, więc zapewne również niektórych parlamentarzystów europejskich.
Tym bardziej, że niektórzy parlamentarzyści europejscy, również ci reprezentujący Polskę, wygłaszają, zwłaszcza w ostatnim czasie, dość dziwne czy wręcz niebezpieczne stwierdzenia m.in. na temat polskiego rządu i rosyjskiej agresji na Ukrainę, które na Kremlu są odbierane z zadowoleniem.
Nie tylko dziwne, ale i w ogóle nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Przypomnijmy sobie chociażby całą tę aferę na temat rzekomych „stref antyLGBT” w Polsce. To wszystko padało na podatny grunt, ale bardzo możliwe, że ten grunt był tylko dlatego podatny, że tam ktoś „posmarował”.
Na razie nie mamy dowodów na to, wciąż są to tylko przypuszczenia. Sprawa rozwija się, policje i służby specjalne w różnych krajach działają, więc z całą pewnością odsłoni się więcej niż odsłoniło się dotąd.
Czyli tym razem sprawy raczej nie uda się zamieść pod dywan?
Mam nadzieję, że nie, zresztą my będziemy pilnować, aby ten skandal nie został zamieciony pod dywan. Przede wszystkim trzeba się dowiedzieć, kto płacił, komu płacił i za co. Tego prędzej czy później się dowiemy.
Czy przypadkiem jest to, że wśród zatrzymanych i podejrzanych są osoby, które bardzo „troszczyły” się o praworządność w Polsce - na czele z Evą Kaili?
Na razie mamy jedną zatrzymaną i dwóch podejrzanych, poczekajmy więc na dowody. Jedno co wiadomo, to że przypadków nie ma.
Podczas debaty w PE dotyczącej tej afery mogliśmy usłyszeć m.in, że Parlament został „zaatakowany”, a wielu posłów było zdruzgotanych czy zaszokowanych. Czy pójdą za tym rzeczywiście jakieś konkretne kroki zmierzające do walki z korupcją, zapobieżenia takiej sytuacji w przyszłości?
Tak, pytanie tylko, czy da się temu zapobiec. Ludzie są tacy, jacy są. Jakiekolwiek przepisy by nie obowiązywały, zawsze niektórzy brali, biorą i brać będą. Polscy posłowie - także ci zasiadający w Parlamencie Europejskim - co roku składają dość obszerne oświadczenia majątkowe, podobnie jak posłowie czy senatorowie. W PE natomiast jedynie na początku kadencji składa się raczej bardzo ogólnikowe oświadczenia majątkowe. Nie ma żadnych wymogów.
Może więc instytucje unijne powinny wziąć z Polski przykład?
Na pewno, ale też nie tylko z Polski, bo inne kraje też mają tego rodzaju przepisy. Jednak PE jak na razie był pod tym względem bardzo, bardzo liberalny i stało się to, co się stało.
A jeszcze w 1999 r. miała miejsce afera w KE, która spowodowała, że cały jej ówczesny skład podał się do dymisji. Czy od tamtej pory nie wyciągnięto żadnych wniosków?
To była nieco inna sprawa, dotyczyła bowiem komisarzy i rzeczywiście cała KE została odwołana. To był zupełnie inny charakter też dlatego, że nie mieliśmy do czynienia z korupcją polityczną, ale raczej taką zupełnie prywatną. Jedna pani komisarz, dentystka z zawodu, za coś wzięła pieniądze.
Parlament do dymisji oczywiście się nie poda, a nawet gdyby go rozwiązać, trzeba by powołać nowy, bo tak stanowią dziś traktaty. Na pewno są takie przedsięwzięcia, które można podjąć, np. składanie bardziej szczegółowych oświadczeń majątkowych.
Czytaj też: Prezydent Biden rozważa wizytę w Polsce
Czytaj też: Holandia. W Amsterdamie uruchomiono darmowy sklep
wpolityce, jb