Lech Wałęsa pławi się w luksusach i bryluje na salonach. Co więcej, uwielbia się tym chwalić i do Internetu regularnie trafiają zdjęcia z jego zagranicznych wojaży oraz pobytów w ekskluzywnych hotelach. O takim życiu jego byli koledzy w walce o wolność mogą tylko pomarzyć.
Im pozostają głodowe renty i patrzenie, jak powodzi się byłemu przywódcy strajku w Stoczni Gdańskiej, który całkowicie o nich zapomniał.
Jako przykład „Fakt” opisuje warunki życia Tomasza Serafina (76 l.), który pracę w stoczni rozpoczął jako 17-latek. Szybko zaczął działać w podziemiu, co przypłacił ciężkimi szykanami.
Dla stoczni i wolności stracił zdrowie – brutalnie go pobito, wybito mu niemal wszystkie zęby, złamano szczękę i zakrwawionego wrzucono do przydrożnego rowu
— czytamy w dzienniku.
Dziś pan Tomasz mieszka w starej kawalerce, w której nie ma ciepłej wody, lodówki ani pralki. Meble zastępują mu kartony. ZUS wypłaca mu rentę w wysokości 780 zł, za co musi się utrzymać i - będąc bardzo schorowanym człowiekiem - kupić leki.
W Fundacji Centrum „Solidarności” nie chciano mu pomóc i odsyłano go od jednego okienka do innego. Były opozycjonista postanowił więc szukać ratunku u swoich dawnych kolegów, w tym u Lecha Wałęsy.
Wysyłałem listy też do Borowczaka, Borusewicza. Prosiłem o pomoc. Opisywałem, w jakich warunkach przyszło mi dziś żyć. Niestety, nie raczyli nawet odpowiedzieć. Ludzi takich jak ja jest wielu. Zupełnie o nas zapomniano. Nikt o nas nie walczy i nikt nie chce nam pomóc
— skarży się pan Tomasz.
Czyżby Lech Wałęsa nie zdawał sobie sprawy, że chełpiąc się swoim dostatnim życiem przysparza tylko cierpień swoim egzystującym w nędzy kolegom? Bo nawet nie chcemy dopuszczać do siebie myśli, że robi to specjalnie…
zz/ fakt.pl/ wPolityce.pl/ as/