Informacje

 Zalane ulice w Kłodzku. Ruszyło sprzątanie / autor: PAP/Dariusz Gdesz
Zalane ulice w Kłodzku. Ruszyło sprzątanie / autor: PAP/Dariusz Gdesz

WYWIAD

Skutki olbrzymiej nieodpowiedzialności pseudoekologów

Agnieszka Łakoma

Agnieszka Łakoma

dziennikarka portalu wGospodarce.pl, publicystka miesięcznika "Gazeta Bankowa", komentatorka telewizji wPolsce.pl; specjalizuje się w rynku paliw i energetyce

  • Opublikowano: 17 września 2024, 12:44

  • Powiększ tekst

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że gdyby wszystkie zbiorniki w Kotlinie Kłodzkiej powstały, to udałoby się zmniejszyć skutki powodzi - mówi dr Grzegorz Chocian prezes Fundacji Konstruktywnej Ekologii ECOPROBONO.

Agnieszka Łakoma: W sytuacji gdy powódź niszczy miasta i wsie na Dolnym Śląsku, pojawiają się – co naturalne – pytania, czy można było lepiej się przygotować. I nie chodzi tylko o budowę wałów przeciwpowodziowych, ale też na przykład o zbiorniki retencyjne.

Grzegorz Chocian: Faktycznie mogliśmy być na ten żywioł lepiej przygotowani, gdyby zostały wybudowane wszystkie czyli dziewięć zbiorników na Ziemi Kłodzkiej, czyli w najbardziej teraz zagrożonym regionie. Ale nie powstały na skutek protestów społecznych, w których niestety również uczestniczyli politycy i organizacje chroniące ryby i siedliska ptaków. Protesty jak zawsze zniechęcają polityków do działania, więc inwestycji nie wykonano. Tym bardziej, że na protesty nałożyły się jeszcze unijne dyrektywy i wymagania, które sprowadzają się do tego, że wznoszenie nowych obiektów hydrotechnicznych i przegradzanie rzek wywołuje wręcz agresywne reakcje Komisji Europejskiej z powodu naruszania ciągłości korytarzy migracyjnych ryb. Były wiceprezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie Wojciech Skowyrski odpowiadający za pion ds. walki z suszą i powodzią wspomniał, że koszt niezrealizowanych inwestycji to mniej niż 2 mld zł, a teraz skutki blokowania prac będą – co wszyscy widzimy - wielokrotnie wyższe, bo być może kosztować będą nawet kilkanaście miliardów złotych. O ofiarach śmiertelnych i traumie ludzkiej nie wspominając.

Zapora czołowa Zbiornika Racibórz / autor: PAP/Michał Meissner
Zapora czołowa Zbiornika Racibórz / autor: PAP/Michał Meissner

Dlaczego te zbiorniki są tak ważne?

Zbiornik chwyta gwałtowny napływ wody i powoduje, że udaje się okiełznać falę wezbraniową i wytracić energię powodzi a tak, by poniżej zbiornika woda nie występowała z koryta czy szerzej międzywala, ale też niosąc rumowisko nie niszczyła mostów, nie przerywała wałów przeciwpowodziowych. W efekcie nie podtapiała np. domów, zakładów pracy. To, co widzimy od wczoraj na Dolnym Śląsku nawet dla laika jest dowodem, jak ogromną siłę niszczącą ma rwąca rzeka. Niesie wszystko co możliwe i drzewa i chodniki i płyty betonowe i nawet fragmenty mostu. Gdy taka fala powstaje, to właśnie nowoczesny zbiornik i jego korona i prawidłowo konserwowane wały są w stanie ją wytrzymać. I mówimy o zatrzymaniu zarówno naporu jak i impetu (uderzenia) wody. Nadmiar wody zatrzymywany jest w zbiorniku po czym powoli zostaje wypuszczana. Dzięki temu można okiełznać skutki nawet potężnego żywiołu. Pragnę podkreślić, że wbrew twierdzeniom o Stroniu Śląskim, tam nie rozpadła się tama, ale woda wymyła wał boczny, który został uszkodzony i przerwany. To stary typ konstrukcji. Podobnie w Czechach w Ostrawie nie pękła tama - tylko wał boczny. To są również rekomendacje, by na przyszłość lepiej dbać o obiekty hydrotechniczne.

Jeśli w kontekście tego, co Pan mówi, przypomnimy sobie, że cztery lata temu aktywistka - dziś wiceminister Klimatu i Środowiska sprzeciwiała się inwestowaniu w zbiorniki zaporowe, bo niszczą przyrodę, a jej koleżanka – teraz wicemarszałek Sejmu sprzeciwiała się ich budowie na Ziemi Kłodzkiej, to jak takie działania i opinie ocenić? Czy to tylko brak wiedzy?

To jest typowy przykład braku odpowiedzialności. Polityk przynajmniej teoretycznie powinien dbać o dobro wspólne; a tu mamy do czynienia ze stosowaniem zasady: na złość babci odmrożę sobie uszy, tylko w wydaniu politycznym czyli „na złość” przeciwnikowi politycznemu. Tyle tylko, że to nie polityków, ale mieszkańców dotknęły skutki takiej postawy. Ludzie cierpią i tracą dorobek życia. Naprawdę trudno mi zrozumieć tego typu podejście protestujących – teraz widzimy skutki olbrzymiej nieodpowiedzialności tamtych polityków i towarzyszących im pseudoekologów.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że gdyby te wszystkie zbiorniki w Kotlinie Kłodzkiej powstały, to udałoby się zmniejszyć skutki powodzi. Słyszałem wielokrotnie wypowiedzi tych ludzi, którzy mówili tylko o tym, że rzeki trzeba z szacunkiem traktować. Ale to jest bałamutne. Taki kataklizm niszczy wszystko, również chronioną przyrodę. Warto też przypomnieć sytuację sprzed 14 lat, gdy trwały protesty i blokowano raciborski zbiornik ze względu na ochronę Lasu Tworkowskiego. Byłem tam tuż po powodzi wiosennej w 2010 roku. Tam, poza drzewami była strefa martwa. Dzisiaj po napełnieniu zbiornika przez jakiś czas będzie to samo.

Czy sądzi Pan, że po tym co teraz stało się na Dolnym Śląsku, w sytuacji gdy ludzie tracą dobytek swojego życia, jest szansa na zmianę podejścia czy myślenia tych ludzi, którzy blokowali budowę zbiorników?

Dostrzegam szansę na to, żeby w końcu wprowadzić przepisy – które postulujemy od dawna – czyli wprowadzające odpowiedzialność cywilną lub karną za skutki blokowania decyzji inwestycyjnych. Gdy te blokady narażają zdrowie, życie i doprowadzają do wymiernych szkód. Cywilną, gdy protestujący nie miał racji, ale działał w dobrej wierze – wtedy za straty płaci ubezpieczyciel. Karną – kiedy działał na zlecenie np. konkurenta biznesowego lub wręcz wywiadów obcych państw – płaci sam lub idzie za kraty. Przy czym również inwestorzy z chciwości niszczący przyrodę powinni być karani dotkliwiej. W Niemczech już i w Wielkiej Brytanii, osoby nieodpowiedzialne trafiają do więzienia i muszą płacić wysokie grzywny. Mam nadzieję, że te organizacje, które faktycznie działają na rzecz społeczeństwa i przyrody, wyciągną wnioski z tragedii na Dolnym Śląsku. Obawiam się jednak, że te organizacje zakontraktowane przez różnego typu zagraniczne lobby- czy to klimatyczne czy inne - będą dalej urządzać protesty, żeby tylko zablokować rozwój dróg wodnych w naszym kraju i to oczywiście pod szczytnym hasłem ratowania planety. To tym bardziej prawdopodobne, że mogą powołać się na unijne przepisy np. Ramową Dyrektywę Wodną (RDW) oraz na konieczność renaturalizacji rzek i siedlisk od wód zależnych zgodnie z przyjętą 17 czerwca 2024 przez Radę Europejską regulacją o nazwie „Nature Restoration Law”(NRL). I to bez względu na skutki.

Zalany teren szpitala w Nysie / autor: PAP/ Sławek Pabian
Zalany teren szpitala w Nysie / autor: PAP/ Sławek Pabian

Unijne władze w ramach Zielonego Ładu i wspomnianego NRL faktycznie szykują przepisy dotyczące przywracania przyrodzie terenów użytkowanych na przykład przez rolnictwo. Wiadomo, że będą też próby – a już obecne przepisy na to zezwalają – praktycznie zablokowania regulacji rzek czy ich zagospodarowania. Jak Pan ocenia te pomysły? Czy są groźne?

To specyficzne przepisy: są tak sformułowane, że nie muszą objąć wszystkich. I to jest bardzo nie fair ze strony KE, że na przykład można odstąpić od renaturyzacji, gdy dana rzeka jest istotnie zmieniona przez człowieka. Zatem na Łabie i na Renie tego procesu nie będzie, ale nastąpi na Wiśle i na Odrze. Efekt będzie taki, że w Polsce nie powstanie żadna nowa droga wodna w V klasie żeglowności, bo eko-organizacje – dofinansowane przez firmy czy fundacje powiązane z tymi prowadzącymi działalność na Renie i Łabie – ruszą z badaniami naszych rzek w jednym tylko celu, by zablokować ich żeglowność i gospodarcze wykorzystanie, więc o rozwoju portów nie będzie już mowy. Na to się nakłada próba nadania rzekom osobowości prawnej. Wtedy w imieniu rzeki a nie państwa na terenie, którego płynie rzeka, dana organizacja ekologiczna a nawet kancelaria prawna będzie walczyć o zasoby przyrodnicze, by całościowo rzeki chronić a w domyśle systemowo kontrolować na nich wszelki rozwój. Odnoszę wrażenie graniczące z pewnością, że ten mechanizm już został dawno wdrożony a wyniki badań, które częściowo znam, zabraniające rozwoju żeglugi już czekają w bardzo dużej ilości w szufladach obrońców status quo gospodarczego. Przyrody też, bo to musi być działanie wiarygodne i z troski o przyrodę wynikające a w dodatku wsparte nowymi przepisami Unii Europejskiej.

Rozmawiała Agnieszka Łakoma

»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje.

»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:

Amerykanie otworzyli w Polsce wielkie centrum logistyczne

Kolejna polska branża pod unijną gilotyną

Rakotwórcze puszki niebawem znikną ze sklepowych półek

»» Rozmowa z Markiem Budziszem, publicystą i analitykiem o budowie silnej polskiej armii na antenie telewizji wPolsce24 – oglądaj tutaj:

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych