
Rządu Tuska miłość do wiatraków. "Branża na skraju bankructwa"
Problemy w funkcjonowaniu farm wiatrowych czy słonecznych są powszechne i już trwałe. Dotyczą całej Europy oraz znacznej części świata. Tylko rząd Tuska zdaje się ich nie widzieć.
Po tym jak Karol Nawrocki zawetował ustawę wiatrakową ze strony rządzącej koalicji posypały się oskarżenia, iż chce, by Polacy płacili więcej za prąd. Zamysł rządu był taki, że przez trzy miesiące z własnych podatków dopłacamy za prąd, więc rachunki na papierze będą niższe, ale za to na całe dziesięciolecia zostaniemy obstawieni wiatrakami. Ponadto prezydent jako wróg postępu i nauki złośliwie zablokował nowoczesność w domu i zagrodzie, uniemożliwiając stawianie wiatraków w odległości 500 m od zabudowań.
Znów rozgorzała dyskusja, w której zwolennicy energii zależnej od pogody opowiadają, iż wiatraki nie hałasują, ale co najwyżej szumią kojąco jak las albo strumyk, są czyste i przyjazne, niewinnie stoją pośród kwietnych łąk, na których będziemy boso pląsać po rosie o poranku. Tymczasem prawdziwy problem polega nie na tym, czy stawiać je 500 m, 700 m, czy jak w Niemczech 1000 m od zabudowań, tylko czy w ogóle te straszydła powinny stać i mielić powietrze. Rząd uważa, że jak najbardziej i nawet premier Donald Tusk buńczucznie zapowiada, że ominie prezydenckie weto, będzie dzielny jak konfederaci barscy i „choć się spęka świat i zadrży słońce, chociaż się chmury i morza nasrożą”, to i tak te wiatraki będą stawiać
Premierowi się wydaje, że odkryto sprytny myk – tzw. repowering polegający na tym, że stare turbiny o mniejszej mocy zostaną zastąpione tymi o większej i pogodowego prądu będzie więcej. Wiele jednak wskazuje na to, że to tylko buńczuczne zapowiedzi i skończy się jak zwykle na „wietrze zapowiedzi”, jak mówił Makbet. Obietnice są od tego, by je wypowiadać, a nie realizować. Nawet premier Tusk nie zmieni fizyki i geometrii, więc repowering może napotkać na problemy nie do pokonania. Ale o tym w dalszej części tekstu. Na razie zamiast wiatraków powinniśmy zadać fundamentalne pytanie, czy stawianie na energię pogodową w ogóle ma sens.
Światowa wojna wiatrakowa
Ostanie informacje o tym, jak się ma branża wiatrowa, brzmią jak doniesienia z frontu, przy czym wiatrakowcy ponoszą klęskę za klęską. Na skraju bankructwa znalazła się duńska firma Ørsted, która z PGE w ramach projektu Baltic 2 stawia farmę o mocy 1,5 MW za 30 mld zł, a potem kolejną w Baltic 3. Główny udziałowiec – państwo duńskie – musiał ją dofinansować 9,5 mld euro, by w ogóle jeszcze żyła. W maju Duńczycy porzucili projekt farmy Hornsea 4 w Anglii, a pod koniec sierpnia amerykańska administracja zablokowała ich Revolution Wind u wybrzeży Rhode Island. Kłopoty trwają od co najmniej trzech lat. W 2023 r. administracja Joe Bidena zablokowała projekty Ocean Wind 1 i 2. Ørsted odnotowała wtedy blisko 4 mld euro strat. W 2024 r. firma wycofała się z projektów w Hiszpanii, Portugalii, Norwegii i Japonii. Na szczęście ma w projekty w Polsce i swoją panią dyrektor na Polskę, żonę wiceministra klimatu i środowiska Krzysztofa Bolesty. Od dwóch lat projekty wiatrowe ogranicza Holandia. W maju niczym zakończyły się przetargi na dwie morskie farmy wiatrowe o mocy 2 GW. Nie było chętnych. Minister ds. klimatu Sophie Hermans stwierdziła, że dotychczasowe cele energetyki wiatrowej „są całkowicie nierealistyczne”. Całkowitą klapą zakończyły się też przetargi w Niemczech. Federalna Agencja ds. Sieci (BNetzA) ogłosiła w sierpniu, że nie wpłynęła ani jedna oferta. W maju, po tym, jak administracja Trumpa ogłosiła koniec dokładania pieniędzy podatników do farm wiatrowych, swe amerykańskie projekty wstrzymało niemieckie RWE. W sierpniu szef niemieckiego koncernu ThyssenKrupp Miguel López oznajmił, że transformacja energetyczna z wiatru i słońca nie ma w Niemczech sensu. Dołączył do niego prezes koncernu energetycznego E.ON Leonhard Birnbaum, pisząc na łamach „Die Welt”, że wiatraki i farmy słoneczne powstają bez żadnego planu i kosztem społeczeństwa, a ogromne pieniądze są marnowane na projekty, które powinny się same utrzymać.
Pełny artykuł dostępny dla subskrybentów Sieci Przyjaciół:Rządu Tuska miłość do wiatraków. „500 m od domu”. Szwedzi, Niemcy, Francuzi i Duńczycy rezygnują z nowych farm na Bałtyku
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.