Codzienne życie Tuska w Brukseli. Co były premier musi załatwić sam a co będzie miał załatwione?
Po ustąpieniu ze stanowiska premiera Polski Donald Tusk może na dobre zacząć przygotowywać się do przeprowadzki do stolicy UE. W Brukseli, poza takimi przyziemnymi sprawami, jak znalezienie lokum, czeka go masa pracy organizacyjnej i szukanie współpracowników.
Tusk obejmie oficjalnie funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej 1 grudnia, ale - podobnie jej kandydaci na komisarzy - może przyjechać do Brukseli wcześniej, by przygotowywać się do nowej roli. Początki, oprócz szlifowania angielskiego i wdrażania się do nowej roli, to tworzenie gabinetu.
Z prywatnego punktu widzenia najbardziej istotne będzie znalezienie mieszkania bądź domu. Szef Radu Europejskiej nie ma służbowego lokum, ale przysługuje mu ryczałt w wysokości 3,8 tys. euro na jego wynajęcie. Z polskiej perspektywy to bardzo dużo, ale w warunkach brukselskich kwota nie jest szokująco wysoka. Oczywiście wystarczy na wynajęcie dużego, a nawet bardzo dużego mieszkania, choć gdyby szukać apartamentów w najdroższych lokalizacjach mogłoby to się okazać dość mało. "Z pewnością nie jest to suma na wynajęcie zamku" - żartuje jeden z rozmówców PAP z instytucji unijnej. Praktyką w Brukseli jest wynajmowanie pustych mieszkań, więc na samym początku dojdzie jeszcze prawdopodobnie kwestia jego umeblowania.
To od byłego premiera będzie zależało, gdzie zdecyduje się mieszkać. Obecny szef Rady Europejskiej Hermann Van Rompuy mieszka pod Brukselą, ale część unijnych komisarzy zdecydowało się mieszkać w mieście, w pobliżu Komisji Europejskiej. Budynek Rady, w którym będzie urzędował Tusk mieści się w sercu europejskiej dzielnicy Brukseli, przy rondzie Schumana. W godzinach pracy unijnych instytucji jest pełne życia. Pod rusztowaniami i między blokadami na wiecznie remontowanych ulicach kręci się pełno urzędników, dziennikarzy i ludzi załatwiających swoje sprawy w okolicy. Ale dzielnica ta uważana jest za nudną, bo wieczorami, a zwłaszcza w weekendy pustoszeje i jest bez życia.
Zdecydowanie poważniejszym wyzwaniem, jakie stanie przed Tuskiem, jeszcze zanim zacznie swoje urzędowanie, będzie dobranie sobie najbliższych współpracowników. Obecny szef Rady Europejskiej w swoim gabinecie zatrudnia ok. 15 osób. Nie ma ustalonego limitu etatów, ale jest określony budżet na ten cel. Poza szefem gabinetu, który jest prawą ręką przewodniczącego, pracują z nim zespoły ekspertów do spraw gospodarczych i międzynarodowych. W zespole ekonomicznym Van Rompuya było, w zależności od momentu, od pięciu do sześciu osób, zespół dyplomatyczny jest nieco mniejszy. Cztery osoby zajmują się komunikacją. Van Rompuy ma rzecznika oraz wicerzecznika. Poza tym kontaktami z mediami zajmują się też specjaliści w Radzie.
Rozmówcy PAP z otoczenia obecnego szefa Rady Europejskiej zwracają uwagę, że Tusk sam skonstruuje gabinet i wcale nie musi on przypominać obecnego. Zwłaszcza, że sytuacja międzynarodowa i gospodarcza spowodowała, że zmieniają się priorytety, którymi zajmuje się UE. W czasie gdy szefem Rady Europejskiej był Van Rompuy UE przeszła bardzo ciężki kryzys gospodarczy, teraz już z niego wychodzi (choć nie bez problemów).
Przygotowywano też nowy siedmioletni budżet unijny. Teraz najważniejszymi kwestiami dla UE mogą stać się kryzys na Ukrainie, rosnące w siłę tzw. Państwo Islamskie, czy problemy związane z emigracją lub chęcią opuszczenia Wspólnoty przez Wielką Brytanię. Dlatego - zdaniem rozmówców PAP - Tusk może wzmocnić ekipę zajmującą się sprawami międzynarodowymi kosztem zespołu ekonomicznego.
Gabinet Van Ropmuya złożony był ze specjalistów z wielu krajów. Zatrudnianie międzynarodowej ekipy współpracowników jest zresztą praktyką w instytucjach unijnych. Dzięki temu poszczególne kraje zdobywają też nieoficjalne informacje na wczesnym etapie przygotowywania rozwiązań, które mogą ich dotyczyć.
Poza gabinetem Tusk będzie mógł liczyć na wsparcie pracowników zatrudnionych w Radzie, jak sekretarki, tłumacze, kierowcy, czy ochrona. Jego ekipa nie będzie jednak tak duża, by zająć całe przedostatnie piętro siedziby Rady, gdzie znajduje się biuro przewodniczącego. Ciekawostką jest to, że w czasie kadencji Polaka dojdzie do przeprowadzki - choć tylko kilkanaście metrów dalej. W 2016 r. do użytku ma zostać oddana budowana od kilku lat siedziba Rady Europejskiej przy rondzie Schumana.
Tusk będzie zarabiał mniej więcej tyle, co szef Komisji Europejskiej, czyli około 25 tys. euro miesięcznie. Od tej niemałej pensji będzie jednak musiał zapłacić podatki, które sięgają 45 proc. uposażenia. Za każdy rok pracy będzie też nabywał ok. 4,25 proc. uposażenia emerytalnego.
Praca Tuska jako szefa Rady Europejskiej to wiele rozmów, spotkań, prelekcji, wizyt i reprezentowania UE na zewnątrz. "To zajęcie w pełnym wymiarze godzin" - podkreśla jeden z urzędników UE. Van Rompuy starał się odwiedzać przynajmniej raz w roku każdy z krajów unijnych. Gdyby przyjąć taki tryb konieczna byłaby podróż średnio co drugi tydzień do innego kraju. Do tego dochodzą obligatoryjnie uczestnictwa w szczytach UE z innymi państwami, czy grupami państw, np. UE-Japonia, UE-USA, G7 i G20. Rocznie jest około 10 takich zjazdów.
W zależności od sytuacji niewykluczone są też wizyty robocze, by przygotować grunt pod porozumienie przed cyklicznymi cokwartalnymi (choć ostatnio bywały częściej) szczytami UE. To jednak zależeć będzie od metodologii pracy, jaką wybierze sobie Tusk. Zamiast jeździć za granicę równie dobrze może przeprowadzać wideokonferencje, czy rozmowy telefoniczne z innymi przywódcami.
Takie rozwiązanie z pewnością jest wygodniejsze, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że szef Rady Europejskiej nie ma do dyspozycji samolotu. Van Rompuy korzystał z lotów komercyjnych, czasami czarterowano dla niego maszynę, ale najczęściej, zwłaszcza udając się na szczyty międzynarodowe, latał jako gość na pokładzie samolotu belgijskiego rządu. Nie wynikało to jednak z faktu, że był byłym premierem tego kraju, a z umowy, którą Belgia ma z Radą.
Przy takim nakładzie pracy nie dziwi, że Van Rompuyowi zdarzało się pracować również w weekendy. Jeśli Tusk wejdzie pod tym względem w jego buty, ale będzie chciał jednocześnie dbać o formę piłkarską, będzie musiał znaleźć drużynę w Brukseli. Z tym jednak nie powinno być kłopotu - futbol to popularny w Brukseli sposób spędzania wolnego czasu. Zdarza się, że w drużynach z urzędnikami, czy dziennikarzami grywają ważni oficjele - tak robił np. Fin Olli Rehn, który był komisarzem ds. gospodarczych i walutowych.
Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)