Informacje

www.sxc.hu
www.sxc.hu

W rywalizacji o dostarczanie przesyłek sądowych InPost gra na czas i... nie do końca fair

---

  • Opublikowano: 30 września 2015, 08:07

    Aktualizacja: 30 września 2015, 08:29

  • Powiększ tekst

Kolejna zwłoka w rozstrzygnięciu przetargu, który zdecyduje, czy korespondencję z sądów będziemy odbierać tak jak teraz w kioskach Ruchu i sklepach, czy jak w jeszcze końcu 2013 roku na Poczcie Polskiej. Jest już niemal pewne, że nowy, trzyletni kontrakt na te usługi nie ruszy z początkiem nowego roku. Wygrany na tej sytuacji jest tylko jeden - to prywatne przedsiębiorstwo Polska Grupa Pocztowa (PGP), należąca w 100 proc. do operatora pocztowego InPost.

Pod koniec 2013 roku wybuchła na rynku usług pocztowych bomba. Oto prywatna firma InPost, należący do Rafała Brzoski, w konsorcjum z Polską Grupą Pocztową (PGP) i Ruchem, wygrała przetarg na dwuletnią obsługę korespondencji sądów powszechnych i prokuratur.

Konsorcjum zostawiło w pokonanym polu Pocztę Polską, której ofertę przebito zdecydowanie niższą ceną. Rozstrzygnięciu przetargu ogłoszonego przez Centrum Zakupów dla Sądownictwa towarzyszyły entuzjastyczne komentarze o wielkim sukcesie koncepcji liberalizacji krajowego rynku pocztowego, zdominowanego przez państwowego monopolistę.

Na nic zdały się wtedy protesty związkowców Poczty Polskiej, którzy alarmowali, że prywatni operatorzy pocztowi nie zapewnią sprawności i jakości usług w tym nader wrażliwym obszarze, jakie gwarantuje tylko Poczta Polska, firma o ponad 450-letniej tradycji, największy operator na rodzimym rynku, dysponujący siecią ponad 7500 placówek, filii i agencji pocztowych.

Jednak Krajowa Izba Odwoławcza i prywatni operatorzy zaręczali, że zwycięzca przetargu spełnia wszystkie konieczne kryteria wyznaczone do realizacji wielkiego zlecenia.

Gdy jednak od stycznia 2014 roku nowe rozwiązanie zaczęło funkcjonować okazało się, że na ołtarzu idei złożono sensownie ułożoną praktykę życia. Oto pisma z sądów zainteresowani zaczęli odbierać nie w znanym od lat urzędzie pocztowym, tylko pod adresem placówki partnerskiej prywatnych operatorów. Sądowi petenci, firmy, urzędnicy i prawnicy z miejsca podnieśli alarm w sprawie czegoś, co fachowym językiem określa się „zapewnieniem powagi odbioru korespondencji sądowej”.

Internet i inne fora publiczne zawrzały od opowieści, że korespondencję sądową opatrzoną godłem państwowym odbiera się od kioskarki czy sklepie wielobranżowym. Przez kilka tygodni panował bałagan, nie należały o rzadkości przypadki kłopotów z terminowym dostarczaniem korespondencji urzędowej.

Z czasem te całkowicie nowe warunki zostały przez użytkowników jakoś oswojone, a może po prostu się do nich przyzwyczajono. Natomiast fachowcy traktowali zebrane doświadczenia pozwolą ocenić, jak koncepcja i jakość usług InPostu ma się do standardów wyznaczonych przez lata przez Pocztę Polską i czy tańsza oferta zawsze jest lepsza. Trzeba też przypomnieć, że kwestię kontrowersyjnego przetargu sprawdzała prokuratura, a działalność PGP pod kątem przestrzegania tajemnicy pocztowej badał Urząd Komunikacji Elektronicznej.

Dziś jednak czas na wnioski, bo czas umowy z konsorcjum InPostu kończy się – w 2015 roku mają się rozstrzygnąć losy kolejnego, tym razem trzyletniego kontraktu, którego wielkość szacunkowo określa się na kwotę około 700 mln zł. W szranki znów stanęły dwie dobrze znane strony: Poczta Polska i prywatna Polska Grupa Pocztowa, przejęta już w 100 proc. przez InPost.

Jednak jego rozstrzygnięcie w założonym terminie jest coraz bardziej wątpliwe, a jego zwarcie może się przesunąć nawet o kilka miesięcy. Wszystko za sprawą przedłużających się procedur, wojen prawników, batalii na kruczki w przepisach i wybiegi formalne. Po raz szósty wydłużono termin otwarcia ofert. Pierwotnie miało to nastąpić 15 czerwca, teraz to czwartek 8 października.

Skąd to zamieszanie? Przetarg nie rusza, bo odbywają się kolejne rozprawy w Krajowej Izbie Odwoławczej, która ma dokonywać rozpoznania kolejnych uwag do specyfikacji przetargowej Obydwaj operatorzy domagają się jej korekt. Nieoficjalnie wiadomo, że od strony cenowej oferty obu stron nie różnią się bardzo znacząco, w tej sytuacji znaczenia nabierają inne kryteria, np. społeczne. To z tego powodu PGP mnoży zastrzeżenia.

Przykładem zapis, że za zatrudnianie na etat doręczycieli i osób wydających przesyłki w placówkach można dostać 15 proc. wszystkich punktów. PGP domaga się zmiany, bo zdaniem jej prawników to sformułowanie sprawia, że przetarg wygrać może tylko Poczta Polska, która zatrudnia swoich pracowników w tym listonoszy na umowę o pracę. Rzecz w tym, że InPost preferuje umowy zlecenia, znacznie niżej oceniane według kryterium społecznego, bo taki jest model biznesowy firmy prywatnej, który koszty i ryzyko działalności (np. odpowiedzialność za niedostarczenie przesyłek) przerzuca na swoich pracowników.

Można powiedzieć, że kolosalna kwota nowego kontraktu uzasadnia taką drobiazgowość i determinację PGP, ocierającą się o działania nie fair, gdyby nie fakt, że gra na czas ma też inny wymiar: w oczywisty sposób jest korzystny dla PGP. Bo dotychczasowy operator będzie nadal wykonywać usługi na doręczanie listów z i do sądów. Choć dotychczasową umowę zawarto na dwa lata, to istnieje możliwość udzielenia zamówienia uzupełniającego do czasu rozstrzygnięcia nowego przetargu. A każdy miesiąc oznacza znaczące wpływy dla wykonawcy usługi.

Idąc w drugą stronę – taka sytuacja powoduje, że Poczta Polska traci nieodwołalnie istotne powiększenie swoich przychodów i inwestycje w jakość usług. Rychło może to odbić się na pozycji konkurencyjnej największej polskiej firmy pocztowej w sytuacji liberalizacji rynku usług tej branży na całym rynku Unii Europejskiej i konieczności stanięcia oko w oko z gigantami europejskimi. To strategiczne osłabienie pozycji Poczty Polskiej może w przyszłości być dla Polski bardzo kosztowne i będzie najwyższą ceną zapłaconą za dzisiejsze opóźnienie...

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych