Informacje

Polacy chętnie dzielą się swoją krwią; ok. 700 tys. naszych rodaków robi to systematycznie, fot. Pixabay
Polacy chętnie dzielą się swoją krwią; ok. 700 tys. naszych rodaków robi to systematycznie, fot. Pixabay

Tania polska krew

---

  • Opublikowano: 22 sierpnia 2016, 21:57

    Aktualizacja: 22 sierpnia 2016, 22:00

  • Powiększ tekst

Jest źle, a może być jeszcze gorzej. Jak informuje Polskie Radio, w wielu punktach krwiodawstwa brakuje krwi, mimo że pracownicy regionalnych centrów apelują do posiadaczy wszystkich grup o dzielenie się krwią. W całej Polsce najgorzej jest z grupami 0 Rh- i AB Rh-.

Lipiec, sierpień i wrzesień to miesiące szczególne – zwiększona liczba wakacyjnych wypadków powoduje zwiększenie zapotrzebowania, a sezon urlopowy to okres wyjazdów dawców, stąd i krwi jest dużo mniej.

Między innymi dlatego, w wakacje w całej Polsce jest mnóstwo inicjatyw, które promują oddawanie krwi, by chociaż trochę zrekompensować te braki. Po miastach jeżdżą specjalistyczne autobusy, w których turyści i mieszkańcy mogą, bez konieczności udawania się do stacjonarnych placówek, dzielić się krwią. Godnymi pochwały są pomysły grup kibicowskich, które do oddawania krwi zachęcają na podczas imprez sportowych. Także lokalne władze patronują inicjatywom, które mają przekonać mieszkańców do krwiodawstwa. Np. w Zielonej Górze każdy, kto „podzieli się krwią”, może liczyć na to, że w zamian dostanie kosz pełen pomidorów. Czasami jednak konieczne są bardziej radykalne środki – ze względu na kurczące się zapasy krwi, Centrum Krwiodawstwa w Krakowie zdecydowało się wysyłać SMS-y do zarejestrowanych donatorów, by zachęcić ich do wizyty w placówce.

Czy zatem jesteśmy tacy „skąpi”, że wciąż brakuje krwi? Wbrew temu, co można byłoby sądzić, biorąc pod uwagę liczne apele, Polacy chętnie dzielą się swoją krwią (ok. 700 tys. naszych rodaków robi to systematycznie). Problem niestety polega na jej wykorzystaniu i redystrybucji. Z opublikowanego w zeszłym roku raportu NIK wynika, że część zgromadzonej krwi była utylizowana, ponieważ szpitale nie potrafiły dogadać się w zakresie wymiany. „Zdarzało się, że równolegle z brakami krwi w jednym miejscu, w innym – zarówno w centrach krwiodawstwa i krwiolecznictwa, jak i szpitalach – występowały przypadki niepełnego zagospodarowania posiadanych składników krwi w terminie ważności, co wymuszało ich utylizację” – czytamy w raporcie. Kontrolerzy NIK są zaniepokojeni systematycznym wzrostem liczby jednostek krwi i jej składników przeznaczonych do zniszczenia: z 4,9% w 2010 roku do 7,4% w 2013 roku.

Ogromnym problemem jest też brak fabryki frakcjonowania osocza – nasze nadwyżki często nie są wykorzystywane, ale sprzedaje się je po zaniżonych kosztach do innych krajów (głównie do Niemiec), skąd skupujemy je później w postaci leków osoczopochodnych.

NIK przypomina, że jesteśmy jedynym tak dużym cywilizowanym krajem, który nie potrafił zbudować tego typu laboratorium. Owszem były takie plany, ale na skutek licznych nieprawidłowości fabryka nie powstała. Można narzekać, że osocze jest sprzedawane, w dodatku po niskich cenach, ale to i tak lepsze wyjście niż utylizacja, do której jeszcze trzeba dopłacać. Wielu świadomych tego faktu honorowych krwiodawców nie kryje irytacji. Mimo to zastrzegają, że nie zamierzają zrezygnować z oddawania krwi, ponieważ mają świadomość, jak bardzo mogą komuś pomóc. Są jednak i tacy, którzy na własnej krwi postanowili zarobić na własną rękę. Chodzi o mieszkańców zachodnich województw, którzy oddają krew w Niemczech. We Frankfurcie nad Odrą jest nawet specjalny ośrodek, w którym za jednorazowe oddanie osocza można dostać nawet 30 euro. Sytuację wykorzystują głównie uczniowie i studenci, którzy według doniesień lokalnych mediów, co trzy dni stawiają się na pobraniu.

Eksperci ostrzegają, że problem z krwią będzie narastać. Liczba honorowych dawców od lat utrzymuje się na podobnym poziomie, a zapotrzebowanie wciąż rośnie. I to na całym świecie. Wiele bardzo szybko rozwijających się krajów musi radzić sobie z deficytami, które można zrekompensować między innymi importem. Wielki problem z krwią mają np. Chińczycy. Władze niektórych prowincji zarządziły, że oddanie krwi jest wymogiem, bez którego nie otrzyma się prawa jazdy, zaświadczenia o ślubie, czy dyplomu wyższej uczelni – informuje chiński serwis news.xinhuanet.com.

Nam pozostaje mieć nadzieję, że w końcu zostanie wypracowane systemowe rozwiązanie, które uchroni nas zarówno przed marnotrawstwem, jak i brakami krwi.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych