Bazak: Problem "chciwości Wall Street" co najmniej od kryzysu 2008 r. stał się problemem ogólnoamerykańskim
Oficjalna reakcja kierownictwa "Goldman Sachs" na głośny artykuł w "New York Timesie", napisany przez pracownika banku, który złożył rezygnację z pracy, była dość powściągliwa. Ale anonimowe źródła z Wall Street mówią, że tekst "Why I Am Leaving Goldman Sachs" Grega Smitha zrobił w firmie "piorunujące wrażenie".
Smith pracował dla "Goldman Sachs" 12 lat i przeszedł niemal wszystkie szczeble kariery od stażysty do dyrektora wykonawczego. Zdołał więc, jak sam pisze, poznać dość wnikliwie kulturę firmy. Dzisiaj - ocenia - "środowisko pracy jest tak toksyczne i szkodliwe, jak nigdy przedtem" i oskarża prezesa zarządu Lloyda C. Blankfeina oraz prezydenta firmy Gary'ego D. Cohna o sprzeniewierzenie się dotychczasowym zasadom, które stworzyły "Goldman Sachs".
Smith krytykuje postępujący zanik zasad moralnych wśród kadry kierowniczej firmy, zastępowanych przez nadrzędną zasadę zysku. Opisuje jak naciąga się klientów banku na kupno produktów finansowych, które są kompletnie bezwartościowe.
Klientów określa się niewybrednie "Muppetami", "słoniami" lub "pajacami" i wykorzystuje się ich niewiedzę na temat skomplikowanych mechanizmów złożonych instrumentów finansowych do wciskania im drogiego szajsu. Wszystko dla jak największego zysku.
Zarzuty Grega Smitha to wyliczanka o dużym stopniu ogólności, bez konkretnych przykładów, co rodzi podejrzenie o próbę zrzucenia odpowiedzialności za fatalną kulturę pracy w największym banku inwestycyjnym USA, za którą Smith także odpowiadał.
Kierownictwo banku w swojej odpowiedzi przywołuje wyniki ankiety przeprowadzonej wśród wszystkich 30 tys. pracowników firmy, z której wynika, że aż 89 proc. respondentów chwali relację banku z jego klientami, określając je mianem "wyjątkowych".
Dla takiego banku, jak "Goldman Sachs" zarzuty, nawet tak pozbawione konkretów, są bardzo niewygodne. Po pierwsze wyszły od wysoko postawionego pracownika. Po drugie, zostały opublikowane w "New York Timesie".
Nie dziwi mnie więc z trudem skrywana panika kierownictwa. W końcu zaufanie to jeden z walorów, który zdobywa się latami, a traci w sekundę. Cała piętrowa konstrukcja skomplikowanych transakcji opartych na derywatach opiera się na zaufaniu. I - jak pokazuje przykład z "Goldman Sachs" oraz "Lehman Brothers" - na naiwności klientów.
Problem "chciwości Wall Street" co najmniej od kryzysu 2008 r. stał się problemem ogólnoamerykańskim. Za grzechy finansistów płacą bowiem zwykli podatnicy. Płacą, ponieważ kolejni sekretarze skarbu USA albo przesiadają się na rządowe stanowisko wprost z bankowej posady, albo otaczają się ludźmi z Wall Street, którzy pilnują tego, aby sektor finansowy nie został poddany zbytniej regulacji.
Dlatego konflikt wewnątrz jednego z największych banków inwestycyjnych na Wall Street przyciąga tak dużą uwagę. Zwłaszcza, że jak twierdzą niektórzy, to "Goldman Sachs" rządzi światem.
Tylko, czy to coś zmieni? Oczywiście, że nie. Do następnego kryzysu, za który znowu zapłacą zwykli podatnicy.