Finansowanie partii politycznych - jak to się robi na świecie
Na świecie przyjęto różne modele finansowania partii politycznych. W wielu państwach dokonywany jest także zwrot kosztów kampanii wyborczej.
Niemieckie partie utrzymują się ze składek członkowskich, darowizn od osób indywidualnych i prawnych oraz subwencji z budżetu, które stanowią ok. jednej trzeciej wszystkich przychodów.
Prawo do wsparcia z kasy państwowej mają wszystkie ugrupowania (obecnie około 20), które w wyborach do Bundestagu lub Parlamentu Europejskiego otrzymały co najmniej 0,5 proc. głosów, a w wyborach do parlamentów regionalnych (landtagów) co najmniej 1 proc. Za każdy głos partia otrzymuje 84 eurocenty (do 4 mln głosów), potem 70 eurocentów za głos. Ponadto za każde euro przekazane na jej konto jako składka lub dotacja budżet dopłaca 38 eurocentów.
Partie zobowiązane są do składania corocznych sprawozdań finansowych, kontrolowanych i akceptowanych (lub nie) przez Bundestag. W przypadku stwierdzenia nieprawidłowości przy przyjmowaniu dotacji parlament może zarządzić karę, której wysokość może być dwu- lub trzykrotnie wyższa od zakwestionowanej sumy. Podanie nieprawdziwych danych zagrożone jest karą pozbawienia wolności do lat trzech.
W sprawozdaniu finansowym muszą być wymienione nazwiska wszystkich donatorów, którzy przekazali danej partii w ciągu roku powyżej 10 tys. euro. O jednorazowych dotacjach powyżej 50 tys. euro partie muszą natychmiast zawiadomić Bundestag. Środki państwowe przeznaczane są przede wszystkim na opłacanie aparatu partyjnego i kampanie wyborcze oraz inną działalność polityczną, jak choćby wspieranie fundacji politycznych.
W tym roku niemieckie partie otrzymają z kasy państwowej rekordową sumę 154 mln euro (trzy lata temu łączna kwota wsparcia wynosiła 133 mln euro). Dotacje dla partii są automatycznie indeksowane. Najgłośniejsza afera związana z dotacjami dla partii łączy się z byłym kanclerzem Helmutem Kohlem. Na jesieni 1999 roku okazało się, że kanclerz przez lata przyjmował dotacje dla swej partii od osób prywatnych i firm, nie uwzględniając tych wpływów w sprawozdaniach rocznych CDU. Kohl odmówił ujawnienia darczyńców. Jego upór wywołał poważny kryzys w partii, która musiała ponadto zapłacić wysoką karę finansową. W latach 70. doszło do szeregu skandali z udziałem wielkich koncernów, usiłujących za pomocą dotacji wpływać na prace parlamentu.
We Włoszech podstawą finansowania partii jest zwrot kosztów kampanii wyborczej. Mają do niego prawo ugrupowania, które w wyborach otrzymały co najmniej 1 proc. głosów. Wg ostatnich danych, pochodzących z 2008 roku, zwycięski wtedy Lud Wolności Silvio Berlusconiego otrzymał zwrot w wysokości 206 mln euro. Partie, które nie weszły wtedy do parlamentu, dostały od 200 tys. euro do 3 mln euro. Pieniądze na kampanię zbierane są podczas kolacji z liderami partyjnymi. Sztab kandydata Ludu Wolności na burmistrza Rzymu zebrał niedawno podczas takiej gali 1 mln euro.
W 1997 roku wprowadzono możliwość odpisywania w deklaracji podatkowej 4 promili podatku na działalność partii politycznych, choć bez wskazania jakiego konkretnie ugrupowania. Z takiej możliwości korzysta bardzo mało podatników.
Rok 2012 przyniósł serie skandali w partiach, gdzie doszło do sprzeniewierzenia publicznych pieniędzy na działalność. Największa afera wybuchła w prawicowej Lidze Północnej, gdzie niekontrolowany dostęp do partyjnej kasy miała rodzina jej założyciela Umberto Bossiego. Z pieniędzy z budżetu (Liga otrzymała zwrot po wyborach w 2008 r. w wys. 41 mln euro) kupowano nawet brylanty dla partyjnych działaczy i działaczek.
Obecny rząd Enrico Letty po całej serii tych skandali zapowiedział stopniowe zniesienie finansowania partii do 2017 r. Trwają wstępne prace nad projektem ustawy w tej sprawie.
W W. Brytanii partie polityczne finansowane są głównie z dotacji i składek członkowskich. 650 posłów Izby Gmin oprócz wynagrodzenia w wysokości ponad 66,3 tys. funtów rocznie otrzymuje zwrot wydatków na prowadzenie biura, zatrudnienie pracowników, zakwaterowanie i podróże. Od 2010 r. regulacją zarobków poselskich i wydatków zajmuje się niezależna komisja parlamentarna tzw. IPSA.
Od 1974 r. pieniądze publiczne otrzymują partie opozycyjne, reprezentowane w parlamencie. Ma to im
zapewnić odgrywanie roli w pracach parlamentu. Przyznawana suma zależy od poparcia z ostatnich wyborów powszechnych i liczby posłów. W roku obrachunkowym 2009-10 w Izbie Gmin było to łącznie ponad 7 mln funtów, z czego blisko 10 proc. przypadło liderowi opozycji. Na Izbę Lordów w tym samym roku przypadło ok. 727 tys. funtów.
Finansowaniu partii politycznych towarzyszyło wiele skandali. Najgłośniejszy z nich to "Cash for Honours" z 2006 r. polegający na sprzedaży dożywotnich tytułów lordowskich w zamian za dotacje (formalnie pożyczki, bo tych partie nie miały obowiązku deklarować) na cele partyjne.
W reakcji postanowiono, że indywidualne dotacje na cele partyjne nie mogą przewyższać jednorazowo 50 tys. funtów. Wprowadzono limit wydatków na kampanie wyborcze, zwiększono rolę kontrolną Państwowej Komisji Wyborczej. Zarządzono obowiązek deklarowania przez partie polityczne źródła pochodzenia dotacji przewyższającej 5 tys. funtów i zakazano finansowania partii z zagranicy, np. przez "podatkowych uchodźców".
Jednym z problemów finansowania partii politycznych z dotacji jest to, że baza finansowania jest wąska. W latach 2001-10 224 duże dotacje pochodziły z ok. 60 źródeł i stanowiły dwie trzecie ogółu dotacji dla trzech największych partii. Taki układ oznacza, że partia może zbankrutować, jeśli popadnie w długi i osoby finansujące ją zmienią polityczne preferencje. Tradycyjnie konserwatyści otrzymywali pieniądze od firm i biznesmenów, a laburzyści od związków zawodowych. Zmieniło się to za rządów Tony'ego Blaira, którego partię w dużym zakresie finansował biznes.
Szwecja jest jednym z krajów Europie Zachodniej, oprócz Malty, San Marino oraz Szwajcarii, w którym nie ma specjalnej kontroli dochodów i wydatków partii. Claes Sadgren z Instytutu Przeciwko Korupcji tłumaczy to "zakorzenionym w Szwecji zaufaniem do władzy, ale też łatwowiernością". Ugrupowania polityczne otrzymują dotacje z budżetu państwa proporcjonalnie do poparcia zdobytego w wyborach. Poza tym swoją działalność finansują ze składek członkowskich oraz wpłat od sponsorów - osób prywatnych oraz firm. System ten jest krytykowany przez Radę Europy, która naciska, aby Szwecja przyjęła europejskie standardy ustawowej kontroli finansowania partii. Rząd pracuje nad ustawą mającą od kwietnia 2014 roku nałożyć na ugrupowania obowiązek składania sprawozdań do państwowego organu nadzoru administracyjnego Kammarkollegiet. Według nowych regulacji partie będą musiały ujawnić dane osoby przekazującej dotacje, jeśli roczna kwota wpłaty przekroczy określoną kwotę. Ustawa określi także sposób udostępniania takiej informacji oraz karę w przypadku niewywiązania się z tego obowiązku.
Od 1980 roku obowiązuje jednak umowa między największymi szwedzkimi partiami o dobrowolnym ujawnianiu szczegółów dotyczących ich własnych budżetów. W ostatnich latach w Szwecji nie było większych kontrowersji związanych z wydawaniem partyjnych pieniędzy; istnieje przekonanie, że nawet najmniejszy niewłaściwy wydatek może mieć polityczne konsekwencje. W 1995 roku ze stanowiska ministra pracy musiała odejść Mona Sahlin, gdy media ujawniły, że za czekoladki zapłaciła służbową kartą.
W USA partie polityczne, w odróżnieniu od Europy, są przede wszystkim machinami przygotowującymi kampanie wyborcze, a zatem zasady ich finansowania dotyczą głównie finansowania kampanii (nie ma np. składek na partie, tylko datki na kampanie). Partie i ich kampanie są w przeważającej części finansowane ze źródeł prywatnych. Na szczeblu federalnym publiczne dotacje stosowane są tylko w wyborach prezydenckich i ich udział systematycznie maleje. Fundusze partii i kampanii ich kandydatów w wyborach gromadzone są z donacji prywatnych, do 2500 dolarów od indywidualnego darczyńcy, oraz tzw. komitetów akcji politycznej (PACs), do których fundusze wpłacają także korporacje, związki zawodowe i inne organizacje. W wyborach prezydenckich partie i ich kandydaci są upoważnieni do publicznych subwencji, z których finansuje się m.in. krajowe konwencje przedwyborcze. Warunkiem otrzymania dotacji jest nałożenie znacznych limitów na przyjmowanie datków prywatnych i na wydatki na kampanię. W 2008 r. Barack Obama był pierwszym prezydentem, który w swej kampanii zrezygnował z publicznego finansowania, żeby nie podlegać ograniczeniom na zbiórkę funduszy. Tak samo uczynił w 2012 r. w kampanii o reelekcję i w jego ślady poszedł jego republikański rywal Mitt Romney. Publiczne fundusze na kampanie się kurczą, gdyż pochodzą one z dobrowolnych wpłat obywateli przy rozliczeniach podatkowych (3 dolary), a wpłaty te systematycznie maleją. Tylko niektóre stany eksperymentują z rozszerzeniem udziału publicznego finansowania wyborów.
Publiczne subwencje, podobnie jak prywatne donacje, muszą być wydane tylko na kampanie wyborcze, a nie na cele prywatne. Partie i ich sztaby wyborcze zobowiązane są do składania Federalnej Komisji Wyborczej (FEC) okresowych sprawozdań, ujawniających, od kogo otrzymały pieniądze i na co je wydały. FEC publikuje te dane na swym portalu internetowym.
Od afery Watergate z Richardem Nixonem żaden prezydent nie był uwikłany w skandal z finansowaniem swej kampanii. Bohaterami tego rodzaju afer byli jednak niektórzy politycy w Kongresie, jak były lider Republikanów w Izbie Reprezentantów, Tom DeLay.
(PAP)