Włoska epidemia: Wirus wymknął się z konkretnego szpitala
Premier Włoch Giuseppe Conte zapowiedział w poniedziałek podjęcie „drakońskich kroków” , by zahamować rozprzestrzenianie się koronawirusa. Ujawnił , że w jednym ze szpitali nie przestrzegano procedur sanitarnych,. co mogło spowodować szerzenie się patogenu.
Odnosząc się do sytuacji na północy Włoch szef rządu oświadczył w telewizji RAI: „Mamy dwa ogniska, a współwinny powstaniu jednego z nich jest szpital, który nie przestrzegał ustalonych procedur”.
Drakońskie działania
„Te dwa precyzyjnie określone ogniska staramy się ugasić drakońskimi działaniami” - dodał w wieczornym wywiadzie. Podkreślił, że przewidziane procedury dla szpitali są bardzo dokładne.
Premier nie wymienił nazwy placówki, w której miało dość do uchybień.
Obecny bilans koronawirusa we Włoszech to 7 ofiar śmiertelnych, w tym sześć w Lombardii i 229 osób zarażonych.
Dramatyczna sytuacja
Czarne chmury gromadzą się nad małym szpitalem w miejscowości Codogno w Lombardii na północy Włoch . Media zaznaczają, że - jak wszystko na to wskazuje - z tamtejszego pogotowia rozszerzył się koronawirus wywołując liczne zachorowania i paraliż regionu.
Mieszkańcy mówią, że sytuacja w miasteczku jest wręcz dramatyczna.
Premier Włoch Giuseppe Conte oświadczył w poniedziałek, że w jednym ze szpitali nie przestrzegano wymaganych w związku z epidemią w Chinach procedur sanitarnych, co mogło spowodować powstanie ogniska zachorowań. Nazwy placówki nie wymienił, ale prasa wskazuje na szpital w Codogno, bo to tam kilka dni wcześniej rozpoczął się kryzys, gdy stwierdzono pierwszy przypadek zarażenia groźnym wirusem na terytorium Włoch.
Na pogotowie zgłosił się tam z wysoką gorączką 38- latek, który nigdy nie był w Chinach, ale zjadł kolację z kolegą po jego powrocie z tego kraju. Chory nie wiedział, że jest zarażony i był wśród innych pacjentów na pogotowiu. Dopiero po drugiej wizycie obecność patogenu potwierdziło badanie.
Zarażonych jest kilka osób z personelu medycznego, które miały kontakt z chorym, a także inne przybyłe tam wtedy osoby.
Pojawiła się coraz mocniejsza hipoteza, że na tym małym pogotowiu, a więc w najgorszym miejscu z możliwych- jak zaznacza dziennik „Il Messaggero” - powstało ognisko koronawirusa, który następnie rozszerzył się w różnych kierunkach Lombardii. Według gazety, kiedy uruchomiono specjalne procedury wymagane w związku z chińskim wirusem, było już za późno. Jego szerzenie się wywołało paraliż niemal całego regionu.
Wypowiedź Conte o nieprzestrzeganiu precyzyjnych procedur „w jednym ze szpitali” wywołała oburzenie we władzach Lombardii, rządzonej przez opozycyjną prawicową Ligę.
„To zarzuty niesprawiedliwe, bronię lekarzy ze szpitala w Codogno. Wywiązali się ze swych obowiązków i zastosowali procedury wyznaczone przez Ministerstwo Zdrowia i Światową Organizację Zdrowia , zgodnie z którymi należało zrobić test tylko osobom wracającym z Chin , a na początku wręcz mówiono, że z Wuhan”- oświadczył szef regionalnego wydziału do spraw opieki społecznej Giulio Gallera.
„Niech Conte zostawi lekarzy z Codogno w spokoju”- stwierdził przedstawiciel władz regionu , gdzie potwierdzono zdecydowaną większość z ponad 229 przypadków we Włoszech.
Gallera zarzucił rządowi i Obronie Cywilnej, że nie dostarczono odpowiedniej liczby maseczek ochronnych i testów na badanie obecności wirusa Covid-19.
Obecnie pogotowie w 14-tysięcznym Codogno jest zamknięte, a cała miejscowość została uznana za jedną z tzw. czerwonych stref, czyli gmin - ognisk zachorowań i z tego powodu jest praktycznie odcięta od świata. W miejscowościach tych mieszka około 50 tysięcy osób.
Tezę o tym, że to stamtąd wyszedł wirus, zdaje się też potwierdzać przypadek pracownika urzędu stanu cywilnego w Lodi, zarażonego koronawirusem. Jak się okazało, był on na tym pogotowiu z powodu problemów z sercem w chwili, gdy przebywał tam 38-latek, nazwany „pierwszym pacjentem”.
„La Repubblica” pisze we wtorek o „buntownikach”, którzy uciekają z zamkniętego kordonem sanitarnym Codogno. Przytacza wypowiedzi mieszkańców, którzy mówią: „Zostaliśmy porzuceni. Nie wystarczy skazać 50 tysięcy osób na izolację, trzeba im pomagać”.
„Musimy jakoś przetrwać. Rządzący powtarzają w telewizji, że wszystko jest w porządku, ale tu sytuacja jest dramatyczna”- powiedział mieszkający tam Luigi Toselli.
W reportażu z miasteczka opisano, jak mieszkańcy opuszczają je ukradkiem bocznymi drogami unikając kontroli wojska oraz policji i jadą na zakupy dla siebie i potrzebujących pomocy osób starszych do pobliskiego Lodi, bo w Codogno brakuje świeżej żywności, maseczek ochronnych i lekarstw.
„Nikt nie chce nikogo zarazić , ale reguły nie mogą lekceważyć realnej sytuacji”- stwierdził handlowiec z rejonu ogniska koronawirusa. Sytuację w miejscowym szpitalu określa się jako bardzo trudną, bo część personelu jest chora, a niektórzy przechodzą kwarantannę. Brakuje lekarzy i pielęgniarek, zaś zarażeni przebywają w pobliżu innych chorych - twierdzi „La Repubblica”.
PAP/ as/