WYWIAD. Jesteśmy uzależnieni od międzynarodowego łańcucha dostaw. Pandemia pokazała to dobitnie
Fundacja Republikańska opublikowała raport dotyczący suwerenności lekowej Polski. Według ekspertów, nasze bezpieczeństwo lekowe jest zagrożone, ponieważ większość produkcji substancji medycznych odbywa się poza Polską. Produkcja przebiega głównie w państwach azjatyckich, przede wszystkim w Chinach i Indiach, co znacząco wydłuża i komplikuje łańcuch dostaw. O tym, jak rozwiązać ten palący problem rozmawialiśmy z jednym z autorów raportu farmaceutą Krzysztofem Górą, ekspertem Fundacji Republikańskiej, rozmawia Piotr Filipczyk.
Temat bezpieczeństwa lekowego, choć od dość dawna obecny w dyskusjach politycznych, ponownie powrócił do przestrzeni publicznej na skutek epidemii koronawirusa. Okazało się, że przez zamknięcie chińskiego rynku poważanie zagrożone zostały dostawy leków do Europy w tym Polski. Część produktów zniknęła z aptek i przez pewien czas była niedostępna dla Polaków. Jak bardzo nasz kraj jest uzależniony od tych dostaw, czy jesteśmy w stanie funkcjonować bez substancji z Chin?
Krzysztof Góra: jesteśmy uzależnieni od międzynarodowego łańcucha dostaw, co pandemia pokazała dobitnie i co ważniejsze pokazała to dobitnie opinii publicznej, bo przecież sam problem nie jest nowy. I przez ekspertów jest podnoszony od wielu lat. W ostatnich miesiącach odczuliśmy to dość mocno nie tylko zresztą za sprawą koronawirusa. W zeszłym roku też było o tym głośno, bo z różnych przyczyn w naszym kraju brakowało bardzo ważnych leków, m.in. na schorzenia tarczycy. Taki sytuacje mają miejsce na rynku leków non stop. Cały łańcuch dostaw jest mocno skomplikowany i zglobalizowany. Jest w nim wiele podmiotów, które mają swój wkład w produkcję tego gotowego leku, który dostajemy w aptece. Każde najmniejsze nieprzewidziane wahanie na rynku powoduje, że po paru tygodniach czy miesiącach, te braki leków w aptekach są odczuwalne.
Rozumiem, że przecież w tej układance nie chodzi tylko o miejsce produkcji, ale też „narodowość kapitału” koncernów farmaceutycznych. W raporcie wykazujecie, że w przypadku zerwania łańcucha dostaw firmy te najpierw zatroszczą się m.in. o swoje macierzyste rynki.
Doprecyzujmy, macierzyste rynki będą w tym przypadku bardzo ważne, ale też istotny jest czynnik ekonomiczny. Koncerny będą kierować leki tam, gdzie to się najbardziej opłaca. Przypomnijmy, że te firmy dostarczają produkty, które ratują życie czy zdrowie, są przecież komercyjnymi przedsiębiorstwami, które na rynku światowym będą sprzedawały tam, gdzie mogą najwięcej zarobić.
W Polsce leki w porównaniu z innymi państwami europejskimi czy USA, są bardzo tanie. Polscy pacjenci płacą za lekarstwa niewiele w porównaniu do obywateli innych krajów europejskich. Z tej przyczyny nasz kraj nie jest priorytetowy na liście dostaw.
Czy jako kraj jesteśmy w stanie temu przeciwdziałać?
To co moglibyśmy zrobić, i co wykazaliśmy w raporcie, to przede wszystkim rozwijać własny przemysł farmaceutyczny, ale także zachęcać firmy zagraniczne żeby lokowały swoje fabryki w Polsce. Dzięki temu moglibyśmy proponować konkretne umowy, które w zamian za np. preferencyjne warunki w specjalnych strefach ekonomicznych zobowiązywałyby ten podmioty do dostaw w pierwszej kolejności na rynek polski. Co uniezależnia nas także np. od problemów logistycznych, takich jak zamknięcie granic w Chinach.
Oczywiście można też podnieść ceny leków, ale wątpię żeby obywatele to zrozumieli i przyjęli ze spokojem…
Tanie leki w naszym kraju są niewątpliwym sukcesem polskiego rządu, ale trzeba pamiętać, że ten kij ma dwa końce. Jednak wśród dostępnych narzędzi negocjacyjnych z koncernami farmaceutycznymi jest takie podniesienie cen urzędowych, które nie spowoduje wzrostu cen efektywnych, czyli nie ma wpływu na polskiego pacjenta. Wtedy koszty ponosi państwo. Żeby nie było prostego podniesienia cen, wykorzystuje się tzw. mechanizmy dzielenia ryzyka.
Innym rozwiązaniem jest Refundacyjny Tryb Rozwojowy (RTR), którego wprowadzenie już w 2015 roku proponował ówczesny minister rozwoju Mateusz Morawiecki. Ten projekt został gdzieś zakopany w konsultacjach międzyresortowych i co pewien czas słychać, że ma wrócić, ale wciąż brakuje konkretów.
Zniecierpliwieni producenci leków sami postanowili pomóc rządowi i proponują pomysł RTR+, który co ciekawe, opierać by się mógł na już istniejących podstawach prawnych. Przede wszystkim ten projekt jest bardzo uproszczony, a przez co prostszy do wdrożenia. Dodatkowo byłby bezkosztowy.
Może Pan to wyjaśnić? Bo rozumiem, że przecież, ktoś będzie musiał za niego zapłacić. Na czym polega zatem ta bezkosztowość?
Chodzi o to, że nie wymagałby wprowadzania do budżetu dodatkowych środków. Te wszystkie mechanizmy, które są zaproponowane one już istnieją w ustawie refundacyjnej. One już istnieją i cały czas poruszalibyśmy się w ramach jednego budżetu, jeśli chodzi o refundację. Tu nie ma oczekiwania, na, obrazowo powiem, „dosypywanie pieniędzy do tego worka” z innych części budżetu państwa czy NFZ. Nie ma w tym przypadku mowy o dodatkowych wydatkach, tylko o innym podejściu do producentów będących „Partnerami Polskiej Gospodarki”.
A tego typu rozwiązania są już stosowane w innych państwach UE? I czy gdybyśmy się na nie zdecydowali, to nie byłoby zagrożenia, że Komisja Europejska zarzuciła nam, że stosujemy niedozwoloną pomoc publiczną?
Takie mechanizmy premiujące niektórych producentów są obecne w Europie. Np. w Hiszpanii, która ma bardzo podobną strukturę przemysłu farmaceutycznego jak Polska (ujemny bilans handlowy oraz duża produkcja leków generycznych). Od ponad 30 lat funkcjonują tam różne mechanizmy pomocowe, które mają na celu m.in. wzrost zatrudnienia w przemyśle farmaceutycznym, zwiększenie inwestycji w rozwój i produkcję oraz pobudzenie eksportu. Są one akceptowane przez KE. Belgia również ma pakiet pomocowy, który wspiera biznes farmaceutyczny. Polega on na wstecznym zwolnieniu z podatków tych firm, które inwestują na terenie tego kraju. Czyli takie mechanizmy są możliwe.
Co ciekawe, podkreślę to raz jeszcze, przepisy, na których miałby się opierać RTR+ już są w polskiej legislacji, tu nie trzeba byłoby uchwalać skomplikowanych ustaw. Chodzi tylko o to żeby rządzący chcieli z tych zapisów skorzystać, a przecież one nie wzbudzały wcześniej żądnych wątpliwości czy kontrowersji.
W raporcie wykazaliście, że tego typu rozwiązania to byłby także impuls dla rozwoju polskiego rynku pracy, wzrostu PKB, wzrostu innowacyjności. Pytanie, czy skoro inne kraje już się na to zdecydowały, to my, wprowadzając teraz takie mechanizmy, nie bylibyśmy już spóźnieni? Czy te firmy zechcą przenosić tą produkcję do Polski?
Oczywiście będzie nam ciężko rywalizować z krajami, w których te inwestycje w ostatnich latach się rozpoczęły. Jednak w tej chwili mówimy o trendzie globalnym ściągania z powrotem do Europy tej produkcji z Azji. W momencie, kiedy jest rozważana taka relokacja, Polska powinna walczyć o to, by te zakłady przeniesiono do naszego kraju. Ta branża jest bardzo perspektywiczna, i, tak jak wykazaliśmy w raporcie, faktycznie jest w stanie pobudzić naszą gospodarkę, tworzyć nowe, wysokopłatne miejsca pracy. Kiedy firma rozważa powrót do Europy, to przy dodatkowej zachęcie, jaką byłyby właśnie te mechanizmy zawarte w RTR +, czyli przede wszystkim zwolnienie z renegocjacji decyzji refundacyjnych (nadanie Partnerom Polskiej Gospodarki uprawnień do automatycznego przedłużania refundacji w cenach zgodnych z art. 13 ust. 6a ustawy refundacyjnej), ustalanie cen dla produktów po raz pierwszy wchodzących do refundacji na poziomie cen progowych zdefiniowanych w art. 13 ust. 6 ustawy refundacyjnej i zwolnienie Partnerów Polskiej Gospodarki z payback, stajemy się dużo bardziej konkurencyjni. Mamy przecież wyśmienitą kadrę naukową, która jest w stanie zapewnić ten kapitał intelektualny na wysokim poziomie. Tylko musi być to wspomniane wcześniej dobre otoczenie prawne, bo w momencie, kiedy mamy wysokie podatki, dużo regulacji i dużą niepewność prawną biznesu, to inwestorzy nie będą zainteresowani.
Rząd zdaje się to chyba dostrzegać, bo premier Morawiecki wielokrotnie w ostatnim czasie wspominał o przeniesieniu produkcji medycznej do Polski.
Mam taką nadzieję, tym bardziej że premier Morawiecki faktycznie wydaje się osobą, która wierzy w przemysł farmaceutyczny, bo przecież, jak wykazaliśmy w raporcie, od początku swej pracy w rządzie chciał rozwijać tę branżę.
Skąd zatem te opóźnienia?
Z pewnością ten projekt jest trudny do wprowadzenia ze względu na pewne otoczenie biznesowe. Te przepisy muszą być jasne, obiektywne, żeby nie było żadnych wątpliwości ze strony organów UE. Nie możemy też przestraszyć tych firm, które nie mają w Polsce swojej produkcji, żeby nie uciekły z Polski. Ale z pewnością jest możliwy do zrealizowania. A bezpieczeństwo lekowe jest bardzo ważne. Żeby je zapewnić warto realizować nawet trudne zadania.