Informacje

Wojna, inscenizacja / autor: Pixabay
Wojna, inscenizacja / autor: Pixabay

Wyrwani z niepamięci, „Zawołani po imieniu”

Grzegorz Górny

Grzegorz Górny

Dziennikarz i publicysta. Założyciel "Frondy" i jej były redaktor naczelny

  • Opublikowano: 14 grudnia 2020, 22:10

  • 0
  • Powiększ tekst

Zostali skazani dwa razy. Pierwszy raz w czasie wojny: na śmierć. Drugi raz po wojnie: na zapomnienie. Dwa razy z tego samego powodu: za pomoc Żydom. Niemcy uważali to za zbrodnię zasługującą na najwyższy wymiar kary, władze komunistyczne – za coś tak nieistotnego, co nie wymaga upamiętnienia. Zginąć z bronią w ręku oznaczało bohaterstwo, zginąć za ratowanie Żydów uważano za przypadkową śmierć

Nawet państwo Izrael w pierwszych latach swego istnienia nie traktowało pamięci o Holokauście jako czegoś istotnego. Zmieniło się to dopiero po procesie Eichmanna, gdy w 1963 r. zaczęto przyznawać medale Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata. Do dziś wyróżnionych tym odznaczeniem zostało ok. 7 tys. Polaków. Ratujących było jednak znacznie więcej. Duża część z nich nigdy nie zostanie uhonorowana. Wielu świadków tamtych wydarzeń zmarło bowiem po wojnie. Wielu relacji nigdy nie spisano. Wielu wolało nie ujawniać się. Mówili, że nie ratowali dla nagrody, ale dlatego, że uważali to za swój zwykły ludzki obowiązek. Jeszcze inni nie chcieli ściągać na siebie kłopotów, ponieważ pomoc Żydom często związana była z udziałem w AK-owskiej konspiracji. Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej po roku 1967, gdy władze PRL zerwały stosunki dyplomatyczne z Izraelem.

Wielu Polaków zabitych za pomaganie Żydom nie doczeka się statusu Sprawiedliwych, ponieważ Izrael nie uznaje dokumentacji wytworzonej przez Główną Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich. Wymagane jest zeznanie naocznego świadka żydowskiego, a w wielu przypadkach, gdy Niemcy mordowali zarówno ukrywających się, jak i ukrywanych, jest to po prostu niemożliwe. Miał więc rację Norman Davies, gdy pisał, że istnieją dwie grupy Sprawiedliwych: nieliczna, znana Instytutowi Yad Vashem, i znacznie liczniejsza, znana tylko Bogu.

Część z nich wpadła w czarną dziurę niepamięci. Nie są dziś zaliczani ani do Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, ani do Ofiar Holokaustu. Nie mają nawet własnej nazwy, pod którą mogliby zostać upamiętnieni. A przecież w Polsce żyją tysiące członków ich rodzin, którzy czekają na oddanie sprawiedliwości swym przodkom. To właśnie z myślą o nich Instytut Pileckiego zainicjował projekt „Zawołani po imieniu”.

Zaniedbania pod tym względem były ogromne. Dość powiedzieć, że dopiero Lech Kaczyński jako prezydent RP zapoczątkował honorowanie Polaków ratujących Żydów wysokimi odznaczeniami państwowymi. Instytut Pileckiego kontynuuje i rozwija tę misję. Akcja „Zawołani po imieniu” ma przywrócić lokalnym społecznościom, a także całemu krajowi pamięć o osobach, które oddały życie, próbując ratować od zagłady bliźnich.

Inicjatywa trwa już drugi rok i rozwija się, mimo utrudnień związanych z pandemią. W tym roku udało się zorganizować sześć kolejnych upamiętnień, podczas których uhonorowano 25 osób. W warszawskim domu Bez Kantów otwarto też specjalną wystawę poświęconą „Zawołanym po imieniu”. W jej otwarciu uczestniczył m.in. ambasador Niemiec Arndt Freytag von Loringhoven, który powiedział: „Niemiecka odpowiedzialność za barbarzyństwo narodowego socjalizmu nigdy nie przeminie. Niemcy przyznają się do swojej odpowiedzialności i nazywamy sprawców po imieniu”. Dodał, że powinna trwać pamięć zarówno o ofiarach, jak też „pamięć o odważnych, którzy przeciwstawili się nieludzkiemu barbarzyństwu”.

Dziś skazani na zapomnienie bohaterowie upamiętniani są przez Instytut Pileckiego kamiennymi obeliskami z tablicami informującymi o ich czynach. Odsłonięciu pomników towarzyszą uroczystości gromadzące miejscową społeczność. To wielkie przeżycie zwłaszcza dla osieroconych rodzin, które przez dziesięciolecia jako jedyne – w samotności, cierpieniu i niezrozumieniu – przechowywały pamięć o heroizmie swych matek, ojców, braci, sióstr czy dziadków. To zarazem punkt odniesienia i drogowskaz moralny dla lokalnych wspólnot, które w ten sposób zyskują szansę na zintegrowanie się wokół postaci odkrytych na nowo bohaterów oraz ich wartości. Jak mówi wiceminister kultury Magdalena Gawin, nie możemy dopuścić, by stali się popiołem historii.

Grzegorz Górny

*Tekst ukazał się w najnowszym tygodniku „Sieci”

Powiązane tematy

Komentarze