Kanadyjczycy coraz chętniej wybierają mikrodomy
Kanadyjczycy ze względu na pandemię i wynikające z niej zmiany w stylu życia zaczęli się bardziej interesować małymi domami. Wzrost popytu zauważyli producenci domków mobilnych, władze Toronto rozważają umożliwienie budowy w ogródkach, a w Vancouver najmniejsze domy mogą mieć nieco ponad 20 mkw
Pandemia zachęciła wielu Kanadyjczyków do przewartościowania rozwiązań mieszkaniowych i związanych z pracą, popychając niektórych do myślenia o skali mikro - komentowała agencja The Canadian Press w korespondencji z Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej.
Przed pandemią w największym kanadyjskim mieście, Toronto, jednym ze słów często wymienianych przez architektów, aktywistów i polityków było „densification”, zagęszczenie, czyli budowa większej liczby budynków mieszkalnych zamiast typowych domów z ogrodem lub domów szeregowych. Statystyki wskazały, że w Toronto najbardziej dotknięte Covid-19 społeczności to mieszkańcy domów opieki dla osób starszych i mieszkańcy budynków z mieszkaniami na wynajem w biedniejszych częściach miasta, czyli tam, gdzie „zagęszczenie” jest najwyższe.
W Kolumbii Brytyjskiej, jak pisała The Canadian Press, popyt na przeprowadzkę do własnego domu był tak duży, że nawet producenci domów na kołach zauważyli zainteresowanie zakupem tych przyczep-mikrodomów, choć produkowane są wyłącznie na zamówienie, a w wielu miejscach w Kanadzie prawo zabrania mieszkania w przyczepie przez cały rok. Kanadyjskie Stowarzyszenie Budowniczych Domów (Canadian Home Builder’s Association) już w 2017 r. zwróciło się do władz federalnych o zmiany w przepisach budowlanych, ułatwiające budowę całorocznych domów na kołach.
W większych aglomeracjach marzący o domu szukają też innych minirozwiązań. Rada miasta Toronto rozpoczęła kilka dni temu konsultacje, których celem jest umożliwienie wykorzystania ogrodowej części działki pod budowę niewielkich domów, nawet jeśli nie miałyby niezależnego dojazdu. Wiosną przyszłego roku lista proponowanych regulacji ma trafić do miejskich urzędników.
Takie rozwiązania przyjęto już 10 lat temu w Edmonton, gdzie miasto wydało od 2011 r. prawie 350 pozwoleń na budowę liczących z reguły kilkadziesiąt metrów kwadratowych dodatkowych „ogrodowych” domów.
Np. w Yellowknife kilka lat temu zmniejszono wymaganą powierzchnię zabudowy na zwykłym fundamencie, by mogła ona zostać uznana za dom mieszkalny. Możliwe jest też wybudowanie minidomu jako drugiej „rezydencji” na własnej posesji. W Vancouver jeszcze w 2013 r. zmodyfikowano zasady i najmniejsze domy mogą mieć zaledwie nieco ponad 20 mkw. To rozwiązania zarówno dla młodych ludzi, których w przypadku standardowej wielkości domu nie stać na kredyt, jak i np. dla starszych osób, które nie potrzebują już dużego domu, a jednocześnie nie chcą wyprowadzać się z dobrze znanej okolicy.
W Toronto, gdzie ok. 80 tys. osób czeka na mieszkanie komunalne, dwa lata temu zmieniono przepisy tak, by możliwe stało się budowanie domów przy wąskich uliczkach na tyłach posesji, którymi dojeżdża się do garaży. Zresztą najmniejszy dom miasta, przy 128 Day Avenue, ma powierzchnię 2,2 m na 14,3 m, łącznie 29 mkw. z piwnicą i ogrodem. Został zbudowany właśnie na likwidowanej alejce między domami jeszcze w 1912.
Jak obliczyli autorzy projektu „Tiny Toronto” (malutkie Toronto), w całej aglomeracji Toronto jest ponad 100 tys. przydomowych ogrodów, na których tyłach właściciele mogliby zbudować niewielkie domy, wykorzystujące nowoczesne i oszczędne technologie, a takie domy mogłyby mieć od ok. 20 mkw. do nawet ok. 90 metrów dla dwupiętrowego domu. Zaś architekci i projektanci innej torontońskiej not-for-profit organizacji „The Laneway Project” podkreślają, że z reguły zaniedbanym alejkom warto przyjrzeć się także dlatego, że po estetycznych zmianach mogą stać się m.in. atrakcyjnymi drogami dla pieszych i rowerów w mieście.
Czytaj też: Polacy znowu kupują mieszkania za gotówkę!
PAP/KG