Korwin to straszna nuda
Janusz Korwin-Mikke to człowiek o specyficznych właściwościach. Pomimo wieloletniego istnienia “na rynku” z 1proc. poparcia potrafi podskoczyć do 10 i to w okresie przedwyborczym, aby później jednym wystąpieniem znowu spaść do 1 proc. Ludzka pamięć krótka, dlatego zawsze przed wyborami, kiedy poparcie mu skacze staje się on medialną gwiazdą. Mówią „patrzcie Korwin może się dostać, to niesamowite, pierwszy raz”, pomimo że za każdym razem sytuacja prezentuje się dokładnie tak samo.
Teraz ma szanse, którą zapewne uda mu się bardzo skutecznie zaprzepaścić, na dostanie się do Europarlamentu. Bruksela, wielki świat, eleganccy parlamentarzyści wyrabiają kilometrówkę – haj lajf, a tu Korwin na mównicy. Wszyscy się za głowę łapiemy - „przecież on Unię od środka rozwali”. Wyczekujemy momentu, kiedy wąsaty Janusz dorwie się do europejskiego mikrofonu i powie „wy złodzieje”, a wtedy parlamentarzyści spalą się żywcem ze wstydu. Tego jeszcze nie było?
Było i to w lepszym tonie. W ostatniej kadencji Nigel Farage spędzał sen z powiek przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, a najbardziej Jerzemu Buzkowi, który kiedy miał udzielić mu głosu, bladł upodabniając się do swojego Macbooka. Nigel „mówił jak jest”, wytykał błędy, do kolegów parlamentarzystów zwracał się per „złodzieje”, albo „idioci” (mając w tym ogrom racji), nie stronił od soczystych porównań mechanizmów unijnych do systemów totalitarnych. Nie chciał płacić na polskie dzieci, nie chciał budować nam autostrad, nie chciał wpuszczać nas na socjal do UK. Bardzo dobrą miał zresztą taktykę, ponieważ w trakcie mijającej kadencji PE udało się jego partii odnieść niemałe sukcesy i w zasadzie wygryźć libdemów. Po serii niespodziewanych powodzeń w wyborach uzupełniających, partia Nigela Farage'a uzyskała w wyborach lokalnych średnio 23 proc., co dało 3 wynik po partiach „wiodących” (torystach i lejburzystach), wyprzedzając tym samym libdemów z Nickiem Cleggiem na czele, którzy od zawsze stanowili trzecią siłę. To rewolucja na brytyjskiej scenie politycznej.
Partia wzbudza kontrowersję, jest „na kontrolowanym”, podczas spotkań wyborczych dochodzi do bójek. Politycy „wiodący” nazywają ich dziwakami oderwanymi od rzeczywistości. Nie brzmi znajomo? Wszystko jakby przypomina Kongres Nowej Prawicy, jedynie wyniki wyborów odstają – w wyborach 2011 KNP uzyskał zniewalające 1,06% poparcia, podczas gdy w tym samym roku Jane Collins z Ukip uzyskała 12,2% w wyborach uzupełniających. Ciekawe, jak gigantyczna różnica szykuje się w wyniku do PE.
Korwin to nuda. Straszna nuda. Co wybory podniecają się nim pismaki, a przecież od 25 lat nic się nie zmieniło i zawsze jest dokładnie tak samo. Najpierw gromadzi procenty, a później występuje w telewizji i ot na przykład przypomni mu się, co głupiego sądzi o niepełnosprawnych. Et voila, poparcie jak było, tak go nie ma! Teraz pewnie też tak będzie, ale nawet jeśli nie i jakimś cudem dostanie się do PE to będzie się powtarzał. Znaczy nie siebie, a Nigela, który jest młodszy, ma więcej wigoru i lepiej mówi po angielsku. Wąsaty Janusz przegrywa z Farage już w przedbiegach,nikogo już jego wystąpienia nie zaskoczą. Po cóż więc zajmować się jego kwestią. Znajdźmy coś nowego, ożywczego, coś czego jeszcze nie było, a przynajmniej nie powtarza się od kilkunastu lat!
Przewlekłość tematu Korwina na polskiej scenie medialno-politycznej jest alegorią jej całej – od 25 lat widzimy dokładnie tych samych ludzi, którzy robią dokładnie te same rzeczy, a media dokładnie tak samo niezdrowo się nimi podniecają. Przynajmniej my – baczni obserwatorzy i komentatorzy wydarzeń polityczno-gospodarczych nie dajmy się temu ponieść. Przecież to straszna nuda.