Opinie

Czy Donald Tusk coś wskóra w sprawie podatku od emisji u szefowej KE Ursuli von der Leyen? / autor: Fratria / Andrzej Wiktor
Czy Donald Tusk coś wskóra w sprawie podatku od emisji u szefowej KE Ursuli von der Leyen? / autor: Fratria / Andrzej Wiktor

TYLKO U NAS

Czemu Tusk chce opóźnić podatek od emisji?

Agnieszka Łakoma

Agnieszka Łakoma

dziennikarka portalu wGospodarce.pl, publicystka miesięcznika "Gazeta Bankowa", komentatorka telewizji wPolsce.pl; specjalizuje się w rynku paliw i energetyce

  • Opublikowano: 30 grudnia 2024, 14:03

  • Powiększ tekst

Formalnie powiało optymizmem – rząd Donalda Tuska chce, by w Unii Europejskiej, a nie uda się to to bez zgody szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, opóźniono wprowadzenie podatku węglowego od paliw do ogrzewania i do samochodów. I na dodatek niezwykle odważne (choć nieoficjalnie) jego przedstawiciele mówią, że będą się domagać, by zamiast w 2027 roku – jak ustalono w UE wcześniej – podatek czyli nowa opłata za emisję CO2 weszła w życie z trzyletnim opóźnieniem a więc w 2030 roku.

Obawiam się jednak, że ta zapowiedź to dopiero zwiastun wielkiego problemu, z jakim wszyscy będziemy mieć do czynienia, gdy podatek stanie się faktem. A chodzi o powszechną drożyznę, którą wywoła i to najwyraźniej w niespotykanej skali. Gdyby miało być inaczej, rząd pod wodzą byłego szefa Rady Europejskiej, który mocno zabiegał o drugą kadencję dla zwolenniczki wdrażania Zielonego Ładu (bez względu na koszty i skutki) - szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, nie wystąpiłby z pomysłem opóźnienia wdrożenia podatku węglowego.

Najwyraźniej jednak nowe przepisy, które nałożą karną opłatę za emisję każdej tony dwutlenku węgla, wywindują ceny węgla, gazu ziemnego, oleju opałowego a także benzyny i oleju napędowego do poziomów, które „nie będą społecznie akceptowalne - jak to się ładnie określa. A warto też pamiętać, że w 2027 roku powinny odbyć się w naszym kraju wybory parlamentarne. I co oczywiste podwyżki w roku wyborczym nie sprzyjają ani popularności, ani zdobywaniu głosów.

Ceny pójdą ostro w górę, bo „planeta płonie”

Rzecz polega bowiem na tym, że z jednej strony każdy ogrzewający dom paliwami kopalnymi i każdy posiadacz auta spalinowego, zapłaci wyższe rachunki za ciepło i tankowanie, a z drugiej po prostu ceny praktycznie wszystkich towarów i usług pójdą ostro w górę. Paliwo tankuje nie tylko Kowalski, ale też na przykład firmy dostawcy czy zakłady produkcyjne - często korzystające z gazu. Nawet zachodni eksperci ostrzegają, że nadzieje płynące z kręgów brukselskich, iż ceny pozwoleń na emisję nie będą szybko rosły i utrzymują w dłuższym czasie na początkowym poziomie 45 euro za tonę CO2, są na wyrost. Te stawki w szybkim tempie będą rosły nawet 100 czy 200 euro za tonę. Wystarczy policzyć, jak to wpłynie na koszty ogrzewania, skoro emisja z jednej tony węgla wynosi 2,4 tony CO2, zatem podatek wyniesie na początek ok. 110 euro, a w dalszej perspektywie nawet 240 - 480 euro. Ile wtedy kosztować będzie ogrzewanie domu węglem? Co najmniej dwa razy tyle co obecnie.

I nie będzie „zmiłuj”. Unia ma zasadę bowiem, że emitujący musi płacić, by ratować „płonącą planetę” i by zrealizować jej idée fixe, czyli doprowadzenie kontynentu do neutralności klimatycznej w 2050 roku.

Kanada, czyli jak wygląda w praktyce życie z podatkiem węglowym

Wiele wskazuje także na to, że podatek od emisji uderzy po kieszeni przede wszystkim osoby biedniejsze. I choć w ramach „zmasowanej akcji propagandowej” w najbliższych latach będziemy przekonywani, że wcale tak nie będzie, a każdy „biedny dostanie dopłatę od drogiej Unii”, to niewiele to może mieć wspólnego z prawdą. Osoby zamożne i tak doskonale poradzą sobie z wyższymi opłatami za gaz lub tankowanie - albo skorzystają z wysokich dopłat do elektryków, bo stać ich na „dopłacenie” reszty kwoty do zakupu. Tak samo stać ich będzie na drogie latanie, bo w końcu gdy ktoś zarabia 50 tys. zł miesięcznie, to podwyżka biletu lotniczego o tysiąc czy dwa nie będzie mieć większego znaczenia. (Choć samoloty należą do najbardziej emisyjnych środków transportu.)

Jak wygląda życie z podatkiem węglowym ostatnio opisał w liście do redakcji kanadyjskiego portalu Bradford Today jeden z mieszkańców. Oto fragmenty: „Gdziekolwiek ostatnio spojrzę, widzę reklamy opłacane przez rząd (podatników), które mówią nam, jak wspaniały jest podatek węglowy. Na moim rachunku za ogrzewanie propanem widnieje informacja, że w tym roku zapłaciłem 500 dolarów podatku węglowego. Kwota ta nie obejmuje tej, jaką płacę za paliwo do transportu, ponieważ na mojej trasie nie ma żadnego środka komunikacji publicznej. Więc zakładam, że wykorzystują różnicę między tym, co zapłaciłem, a tym, co dostaję, na opłacenie tych reklam”. W Kanadzie początkowo czyli w 2019 roku podatek wynosił 20 dolarów za tonę CO2, teraz - 80 dolarów.

Agnieszka Łakoma

»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje

»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:

Wstrząs dla fotowoltaiki! Kto ma kontrolę nad panelami?

Tysiące rolników szykuje się na szefową KE

Szok! Rekordowe oczekiwania finansowe Ukraińców

»»NIE PRZEGAP! Nowa akcja telewizji wPolsce24! Stały monitoring wzrostu cen w sklepach

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych