Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Dlaczego azjatyckie tygrysy doganiają Niemcy, a Polska zostaje za nimi w tyle

Kazimierz Dadak

Kazimierz Dadak

Professor of Finance and Economics Hollins University

  • Opublikowano: 17 grudnia 2012, 16:13

    Aktualizacja: 17 grudnia 2012, 16:14

  • 2
  • Powiększ tekst

W poprzedniej dyskusji podkreśliliśmy, że Polska rozwija się szybciej od Niemiec zgodnie z teorią doganiana, która opiera się na prawie malejących przychodów (od kapitału). Teoria konwergencji, w swej pierwotnej postaci, proces doganiania oparła na hipotezie, że prawa rynkowe same do tego doprowadzą i z tego względu jakakolwiek polityka ekonomiczna obliczona na przyspieszanie tego zjawiska jest bezcelowa, jeśli nie wręcz szkodliwa.

Proces szybkiego doganiania jest możliwy i fakt ten został w sposób oczywisty wykazany przez Azjatyckie Tygrysy. Tabela 1 pokazuje, że w okresie w którym Polska przechodziła proces transformacji ekonomicznej Daleki Wschód rozwijał się w tempie, o którym nad Wisłą mogliśmy tylko marzyć i to skrycie.

Zjawisko to występowało nie tylko w krajach będących na znacznie niższym niż nasz etapie rozwoju gospodarczego (Wietnam i Chiny), ale także w państwach, które już nas dawno prześcignęły (Tajwan i Korea Płd.). Dzięki temu Tajwan dogonił Niemcy, a niebawem Korea Płd. też to osiągnie.

Szkopuł w tym, że poza Tygrysami, o których można powiedzieć różne rzeczy dobre i złe, ale nie to, iż tylko i wyłącznie biernie stosują się do tego co podyktują im prawa rynkowe, żadne inne państwa nie zanotowały takiego niebywałego tempa doganiania najbogatszych państw świata. W rzeczy samej, dane z Tabeli 1 wskazują na istnienie procesu wręcz odwrotnego – powiększania się różnic (przeczącego prawu malejących przychodów).  Kraje wyżej rozwinięte (Tajwan i Korea) zwiększają przewagę nad Polską. Tabela 2 uchyla rąbka tajemnicy jakim sposobem Azjaci osiągają zapierające dech w piersiach tempo wzrostu PKB. (Tajwan nie jest członkiem organizacji międzynarodowych i stąd brak szczegółowych danych dla tego kraju.)

Stopa inwestycji i oszczędności osiąga u nich poziomy, które nawet Niemcom mogą służyć za przykład. Wypada tu podkreślić, że z wyjątkiem Wietnamu, wszystkie te kraje nie tylko finansują ogromne nakłady inwestycyjne w drodze krajowych oszczędności, ale zostają im duże nadwyżki, które lokują na światowych rynkach finansowych. Tym sposobem, Chiny i Korea należą do największych posiadaczy rezerw walutowych na świecie. To zaś oznacza, że inni na nich pracują, podczas gdy narody będące dłużnikami, takie jak Polska, pracują na innych.

Podobnie, dane w Tabeli 2 ukazują godny pozazdroszczenia udział eksportu w PKB. (Dla Chin, mających ogromny rynek wewnętrzny, tak jak i np. dla USA, ten wskaźnik musi być stosunkowo niski.) Z wyjątkiem Wietnamu, wszystkie te gospodarki są nadzwyczaj konkurencyjne na rynkach światowych (albo mówiąc inaczej, ich banki centralne dokładają starań, żeby kursy wymienne stymulowały eksport) i notują pokaźne nadwyżki w obrotach międzynarodowych. Wszystkie te państwa także dbają o maksymalizację wywozu dzięki rządowym kredytom i gwarancjom eksportowym.

Dla wielu tych krajów brak najnowszych danych na temat wydatków na prace badawczo-rozwojowe, ale obraz jaki się rysuje dobitnie wykazuje ich wagę dla Korei, państwa będącego na najwyższym etapie rozwoju, które powinno być dla nas przykładem. Nie inaczej, jak poprzez wieloletnie wysiłki w tym zakresie Samsung, czy LG stały się czołowymi firmami elektronicznymi świata, potęgami o jakich nawet Niemcy mogą tylko marzyć. Tak jak i Niemcy, tak i demokratyczne Tygrysy biją nas na głowę pod względem łatwości robienia interesów. Ciekawe, czy także komunistyczne Chiny i Wietnam prześcigną nas pod tym względem?

Dane zawarte w Tabeli 2 nie odkrywają Ameryki. W 1993 r. Międzynarodowy Fundusz Walutowy opublikował pokaźne studium analizujące doświadczenia Tygrysów, które nigdy nie wywołało żadnego echa nad Wisłą. Podstawowe wnioski to: promocja inwestycji i ograniczanie konsumpcji poprzez właściwe bodźce podatkowe, absolutne podporządkowanie strategii gospodarczej eksportowi, włącznie z ustaleniem przyjaznego mu kursu wymiennego i daleko idąca ingerencja państwa w procesy gospodarcze.

Co prawda, od tego czasu polityka gospodarcza w tych krajach nieco odeszła od ówczesnych praktyk interwencjonistycznych, ale i tak np. Malezja po dziś dzień ustala 10-letnie plany rozwoju. Podobnie, podczas ostatniego kryzysu rząd Korei pomógł przezwyciężyć skutki krachu finansowego w USA w drodze szeroko zakrojonego programu robót publicznych i programom pomocy małym i średnim przedsiębiorstwom, w ramach których „poproszono” banki o prolongatę kredytów udzielonych takim firmom. Tym sposobem, zapobieżono bankructwu wielu mniejszych firm i zdołano utrzymać tam stopę bezrobocia na poziomie 3% siły roboczej, osiągnięcie stanowiące przykład dla Niemiec, a o Polsce od lat borykającej się z dwucyfrowym bezrobociem lepiej nie wspominać. Powyższe jest dowodem na posiadanie przez Koreę niesłychanie sprawnej administracji państwowej, czynnik wielokrotnie podkreślany przez rozlicznych ekspertów jako klucz do sukcesu.

Nie wszystkie kroki podejmowane w Azji są potrzebne w Polsce, niektóre są niemożliwe, zaś inne nie byłyby akceptowane przez Unię. Na przykład, próba wciągnięcia państwa do głębszego bezpośredniego zaangażowania w sprawy rozwoju ekonomicznego byłaby skazana na niepowodzenie z powodu kompletnej niewydolności rodzimych instytucji rządowych. Na pewno nasz model cywilizacyjny, oparty na sarmackiej postawie „zastaw się, a postaw się” nie sprzyja wysokiemu poziomowi oszczędności. W tym kontekście chiński poziom, stopa oszczędności na poziomie prawie 50% PKB, jest marzeniem ściętej głowy. Niemniej, warto podkreślić, że ludzie są podatni na racjonalne argumenty. Na przykład wyliczenia banku HSBC przytoczone przez The Economist wykazują, że w okresie 2000-11, dzięki nadzwyczaj wysokiemu poziomowi inwestycji i związanego z tym kosmicznego tempa wzrostu wydajności pracy, przeciętna płaca w Chinach wzrosła pięciokrotnie (tak, pięciokrotnie!). Jak z tego wynika, dobrobyt jest w zasięgu ręki, a nie propozycją której owoce przypadną dopiero prawnukom.

Istnieje cała masa metod zachęcania do inwestowanie. Od metod przyspieszonej amortyzacji nakładów na maszyny i nowe technologie po zróżnicowanie podatku od dochodu z kapitału: niższe stawki na zyski kapitałowe i wyższe na dochód z dywidendy. Z takim systemem mieliśmy do czynienia przez wiele lat w USA i bez wątpienia służył on temu krajowi. Wypada tu podkreślić, że propagowane tu i ówdzie ogólne obniżanie podatków niekoniecznie wiedzie do pożądanego skutku. Niskie podatki, czy to od dochodu firm (CIT), czy osobistego (PIT) w równym stopniu stymulują konsumpcję, zaś nam chodzi o inwestycje i to wydatki na środki produkcji w Polsce, a nie gdziekolwiek na świecie.

W ramach Unii polityka gospodarcza jest utrudniona, ale nie znaczy to że jest niemożliwa. Prawo o wspólnym rynku i wynikające z tego faktu ograniczenia aktywnej polityki państwa nie stanęło na przeszkodzie w udzieleniu ogromnej pomocy finansowej sektorowi bankowemu przez Niemcy, Wielką Brytanię i Hiszpanię (nie mówiąc o Grecji, Irlandii i Cyprze). Francja udziela przeróżnych subsydiów swoim koncernom przemysłowym (np. ostatnio Peugeot-Citroën), a nawet zagroziła nacjonalizacją huty w przypadku zamknięcia jej przez koncern ArcelorMittal. Jest kryzys, a zatem i nadprodukcja stali, więc gdzieś trzeba ciąć produkcję. Jeśli nie zamkną w Lotaryngii, to pewnie zamkną nad Wisłą, bo tu właśnie można. Albowiem w Polsce wierzy się w dwie zasady ekonomiczne, dobrobyt „przyjdzie” do nas (oczywiście z Unii), a najlepszym środkiem do tego celu jest „twórcza destrukcja”. To właśnie na tej zasadzie zamknęliśmy jedną z najnowocześniejszych gałęzi gospodarki, przemysł stoczniowy. Bo po co nam stocznie? Statki produkują Niemcy i Koreańczycy i jeśli będą nam potrzebne to weźmiemy „chwilówkę” i kupimy sobie. A po nas to choćby potop! Taka właśnie panuje u nas „strategia” rozwoju i tym zasadniczo różnimy się od Tygrysów, a także wyżej rozwiniętych krajów Unii.

Powiązane tematy

Komentarze