Polska awansuje do pierwszej ligi. Kto zyska?
Powołanie Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej to niewątpliwie ogromny sukces polskiej dyplomacji. Pomimo hurraoptymistycznych głosów ze strony polityków, nie należy jednak spodziewać się szczególnych korzyści dla Warszawy w wymiarze gospodarczym.
Urząd „Prezydenta Unii Europejskiej” swój obecny kształt zyskał w 2009 r., wraz z przyjęciem Traktatu Lizbońskiego. Wówczas, przewodniczącemu Rady Europejskiej nadano cały szereg nowych kompetencji, które miały zapewnić mu większy zakres władzy, a tym samym możliwość realnego wpływania na poszczególne kraje członkowskie.
Z drugiej zaś strony, powszechną praktyką w UE - co przyznają sami eurobiurokraci – jest promowanie ludzi „kompromisu”, nieprzywiązanych do własnych poglądów, a przede wszystkim podatnych na perswazję rozmaitych grup nacisku kształtujących de facto politykę Wspólnoty. Materializacją tej reguły był wybór Hermana Van Rompuy’a, który zgodnie z oczekiwaniami okazał się przywódcą bez charyzmy i jasnej wizji reform polityczno – gospodarczych. Jego 2.5 letnia kadencja była zatem czasem stagnacji, której towarzyszył upadek ekonomiczny oraz pogłębiający się kryzys tożsamości Starego Kontynentu.
Zupełnie nową jakość ma w założeniu zapewnić powołanie Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Polski Premier postrzegany jest w Brukseli głównie przez pryzmat znajomości tematyki wschodniej oraz gospodarczego „Cudu na Wisłą”, co w rozumieniu europejskiej administracji daje gwarancję choćby wizerunkowego awansu Unii na arenie międzynarodowej. O ile z tym pierwszym można zgodzić się w pewnym stopniu, o tyle sukcesy Rządu na gruncie ekonomicznym są raczej wątpliwie – ukryty dług publiczny systematycznie rośnie, a obciążenia fiskalne nadal krępują przedsiębiorczość sektora MŚP.
Wszyscy, którzy spodziewają się przełomu w polskiej gospodarce wraz z objęciem przez Donalda Tuska schedy po Rompuy’u, niestety i tym razem obejdą się smakiem – Przewodniczący RE to stanowisko czysto polityczne, mające charakter koordynacyjny. Jednocześnie należy pamiętać, że „Prezydent – elekt” będzie reprezentował wszystkie kraje członkowskie, co wyklucza w większości przypadków realizację partykularnych interesów Warszawy.
W zasadzie, bezpośrednia okazja inwestycyjna wynikająca z nobilitacji Polski w unijnych strukturach, już się nie powtórzy. Zarobili ci, którzy w przeddzień wyboru Tuska zapomnieli sprzedać polskiego złotego.