Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Zalety siedzenia przy unijnym stole

Cezary Mech

Cezary Mech

Dr Cezary Mech, prezes Agencji Ratingu Społecznego, absolwent IESE, były zastępca szefa Kancelarii Sejmu, prezes UNFE, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów

  • Opublikowano: 5 lutego 2013, 09:18

  • Powiększ tekst

„Te dwa kraje [Niemcy i Francja] koordynują swoje posunięcia nawzajem lecz z nikim innym” – Wolfgang Munchau (dzisiejszy "FT").

W zeszłym tygodniu prezes NBP Marek Belka przedstawiał Senatowi informację o działaniach antykryzysowych podejmowanych przez NBP mających na celu wejście Polski na ścieżkę wzrostu gospodarczego, odpowiadając na pytania senatorów. Niestety, ale mimo wielu dziwacznych odpowiedzi świat dziennikarski kompletnie się tym wystąpieniem nie zajął, mimo że odpowiedzi na pytania senatora Biereckiego, Ciocha i Pęka, a nawet Borowskiego ale wypowiedziane przez poprzedniego prezesa NBP-u budziłyby nie lada sensację. Na samym początku próba zrecenzowania Ministra Finansów żadnego efektu nie dała, poza powołaniem się na poprzednie doświadczeni jako ministra finansów w rządzie premiera Millera i Cimoszewicz. Sytuacja była jedynie o tyle ciekawa, że o ile senator Pęk zawsze był znany z kontestowania polityki „swojego” rządu będąc posłem z PSL-u, to fakt że w obecnej debacie po drugiej stronie aktywnie uczestniczył były marszałek Sejmu również jako przedstawiciel PO, świadczy o niewidocznej dla opinii publicznej zamianie stron w polskiej polityce. O ile w przeszłości Marek Belka znany był z łagodności w akceptowaniu sprzyjającym spekulacjom wysokim stopom procentowym ustanawianym przez NBP (wbrew deklaracjom), to i obecnie wypowiadał się tak jak gdyby nie do końca się orientował jakim sygnałem dla „spekulantów” z którymi chce walczyć jest brak zrozumienia prawa parytetu stóp procentowych przez szefa banku centralnego.

Przy czym nie chodzi tu o to, że na pytanie senatora Biereckiego o opinię NBP dotyczącą aktualizacji tworzonego programu konwergencji (APK 2013) którą pomylił z kryteriami konwergencji, ale z odpowiedzi na jak się okazało podchwytliwe pytanie senatora Biereckiego o ocenę faktu że złotówka była ostatnio najmocniejszą walutą. Otóż okazało się że prezes NBP nie ma przemyśleń na ten temat i uważa że historycznie to czasami była ona słabsza a czasami była silniejsza. Nie tylko nie odniósł się do tego jaki to miało wpływ na ograniczenie opłacalności eksportu i schłodzenie gospodarki, ale również na operacje spekulantów którzy inwestując w obligacje rządowe wysoko oprocentowane w Polsce mają podwójną korzyść, gdyż na dodatek przy wycofaniu się z inwestycji zarobili na kursie walutowym kosztem wartości aktywów NBP. Nawet w świetle stwierdzeń o zmienności siły złotego jako niekompetentne należałoby traktować populistyczne stwierdzenia o tym, że ci „którzy spekulują na złotym, mogą zderzyć się z NBP” w sytuacji kiedy obiecanie interwencji w obronie złotego jest właśnie zachętą do spekulacyjnych inwestycji w naszym kraju.

Podobnie odżegnywanie się od chęci przejęcia kontroli nad KNF-em, po pytaniu senatora Ciocha, świadczyło nie tylko o publicznym zapewnieniu respektowania podziału „wpływów” w obozie rządowym, ale i o kompletnym braku zrozumienia dlaczego został on organizacyjnie wyłączony z NBP. W sytuacji kiedy dzisiejszy Financial Times w artykule Wolfganga Munchau „The eurozone crisis is not finished” przestrzega, że na dokapitalizowanie banków eurostrefy potrzeba od €500 do jednego biliona euro, oraz konkludując stwierdza że dążenie do renacjonalizacji banków oznacza brak stabilności unii monetarnej, to w tym samym czasie szef NBP wprost obiecuje, że w razie wycofania się zagranicznych kapitałów z banków w Polsce które one kontrolują, dostarczy tym bankom płynności „w ilości nieograniczonej”(sic!) Jako osoba która była autorem utworzenia KNF-u jako instytucji poza strukturami NBP, właśnie dlatego aby każdy prezes NBP nie był właśnie przedmiotem takowego szantażu zamarłem na chwilę – w ciągu paru minut szef Banku Centralnego dwukrotnie „zachęcał” do operacji spekulacyjnych godzących w interes podatników na wielką skalę. Również w odpowiedzi na sens ograniczenia kompetencji nadzoru też usłyszeliśmy wiele o solidarności europejskiej, która ma się nijak do przebiegu rzeczywistych procesów. Gdyż jak pisze wprost Wolfgang Munchau, a co każdego niezależnego obserwatora nie powinno dziwić, nie będzie ani wspólnej gwarancji depozytów („there will be no common deposit insurance”) ani większej solidarności europejskiej w tej materii. Munchau pisze wprost, że obecny proces tworzenia skonsolidowanego nadzoru skończy się na tym, że jedynie pieniądze krajów wierzycielskich będą chronione kosztem pozostałych: „It will end up protecting only the taxpayer of the creditor countries from bank failures in the debtor countries.

Ponadto tłumacząc senatorom o konieczności zasiadania za europejskim stołem decyzyjnym prezes NBP nie wspomniał ani słowem o tym, że tylko parę państw siedzących za nim ma cokolwiek do powiedzenia, gdyż konsultacje przebiegają jedynie na linii Niemcy-Francja a inni nie są do tego procesu włączeni: „The two countries have co-ordinated their moves with each other, but with nobody else.” Oraz że obecne propozycję tych dwóch państw idą w kierunku podporządkowania proponowanych regulacji interesom ich największych instytucji finansowych: „the ultimate intent of the Franco-German legislation is to secure the position of their national champion banks.” Brak ostrzeżenia opinii publicznej jest o tyle dziwne kiedy wiadomo, że nawet propozycje Komisji Europejskiej dotyczące jedynie dyskusji na temat już prezentowanych dezyderatów prezesa banku centralnego Finlandii Erkki Liikanena przestały być nawet podstawą do rozważań, w sytuacji kiedy siedzący przy tym mitycznym jednym stole szefowie Niemiec i Francji już ustalili… czym ta rozmowa ma się zakończyć.

Odpowiedz na pytanie senatora Pęka o opłacalność naszej pożyczki pomocowej dla państw eurostrefy była również szokująca, gdyż okazało się że jest to pożyczka na 0,3-0,4%! Przy czym argumentacja była jeszcze bardziej przygnębiająca, gdy się okazało się że całość polskich rezerw jest lokowana właśnie na taki pozorny zysk. W sytuacji kiedy jednocześnie minister finansów emituje swoje zobowiązania na wielokrotnie wyższy procent, powyższe operacje stają się wyjątkowo nieopłacalne. Aż dziw, że w tym kontekście nie padła odpowiedz na jakiej podstawie NBP wpłaca miliardowe wpłaty do budżetu państwa – realne pieniądze z „papierowego” zysku i dlaczego wzorem Niemiec nie inwestował/uje w złoto. Oraz o tym czy konstytucyjny zapis zakazujący Bankowi Centralnemu zakupu obligacji własnego państwa ma sens, w czasach w których zarówno EBC, Fed, Bank Anglii i ostatnio Bank Centralny Japonii drukują pieniądze w setkach miliardów.

Zgodnie ze smutnymi konkluzjami jakie można było odnieść po debacie w Senacie, robią oni to tylko po to aby inwestorzy zagraniczni mieli środki na dalsze wykupywanie Polski i to z gwarantowanym zyskiem, gdyż w razie czego pozwolimy im się opłacalnie wycofać kapitały z naszego kraju. Kosztem przejęcia ich miliardowych strat bankowych jak i „wyczyszczenia” rezerw NBP w sytuacji załamania wartości waluty, do czego prowadząc błędną politykę się przyczyniamy. Pocieszeniem nie jest fakt braku nagłośnienia debaty która się odbyła w Senacie, gdyż cały przekaz do inwestorów zagranicznych dotarł i jedynie przeciętny Kowalski jego nie zrozumiał, bo odróżnienie punktów bazowych od procentowych było dla niego zbyt trudne.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych