Opinie

Rys. Adam Polkowski
Rys. Adam Polkowski

Czy Sejm to najlepsza forma demokratycznych rządów?

Mikołaj Ryszard Hojko

Mikołaj Ryszard Hojko

Absolwent Politechniki Wrocławskiej, chemik, harcerz

  • Opublikowano: 5 lipca 2013, 11:58

  • Powiększ tekst

Na początek mała metafora. Spróbuj sobie, drogi Czytelniku, wyobrazić, że jesteś głodny; co więcej, czujesz że masz ochotę na schabowego z frytkami. Podnosisz głowę i widzisz przed sobą restaurację – wchodzisz więc do niej i prosisz o menu. A w menu jest mielony z frytkami i schabowy z gotowanymi ziemniakami. Pytasz więc właściciela, czy możesz dostać schabowego z frytkami. „Niestety”, odpowiada właściciel, „schabowego podajemy tylko z ziemniakami; frytki są dodatkiem jedynie do mielonego.”

Czy taka restauracja miałaby wielu klientów? Zapewne nie. Ale gdyby we wszystkich restauracjach świata podawano jedzenie w ten sposób? Pewnie wszyscy szybko by się do tego przyzwyczaili.

I tak właśnie stało się w polityce. Każda demokratyczna partia na świecie jest takim zestawem: schabowy z ziemniakami, ale na pewno nie z frytkami. Dostajemy gotowe zestawy poglądów: tolerancja w komplecie z wysokimi podatkami. Niskie podatki, ale w komplecie z określonymi wektorami polityki zagranicznej. Reforma edukacji, ale jednocześnie reforma ochrony zdrowia. Dopóki w tej wyliczance znajduje się coś dla nas – dopóki chcemy naszego schabowego z gotowanymi ziemniaczkami – wszystko jest w porządku. Ale co się dzieje, kiedy chcemy naszego schabowego jednak z frytkami? Musimy wybierać. Lepiej zrezygnować z ulubionego kotleta, czy jednak przemęczyć się z ziemniaczkami? Lepiej zaryzykować państwowy interwencjonizm, czy ‘homomałżeństwa’?

A dlaczego to wszystko? Bo Sejm jest jeden. Pominę tu instytucję Senatu, który ma dokładnie tę samą rolę co Sejm, w celu zachowania jasności wywodu. Teoretycznie do Sejmu wybieramy reprezentanta, który najlepiej oddaje nasze poglądy. Ale w praktyce, ze względu na ograniczony wybór i fakt, że możemy oddać tylko jeden głos, często głosujemy na kogoś kto odpowiada nam tylko w połowie, czy w jeszcze mniejszej części. Co gorsza, Sejm wskutek tego przy wielu głosowaniach jest pełen ludzi, którzy nie bardzo wiedzą co mają myśleć o tym nad czym właśnie głosują. Ustaw jest multum, wszystkie są pisane skomplikowanym językiem, a dotyczą bardzo różnych tematów, często wymagających albo specjalistycznej wiedzy, albo przynajmniej porządnego przygotowania. Na które nie ma czasu, nawet gdyby była wśród posłów chęć takiego przygotowania.

W jaki sposób poradzić sobie z tym problemem? Tak, jak zrobiłby restaurator żyjący w opisanym w naszej metaforze świecie – otworzyłby restaurację w której pozwoliłby ludziom dobierać frytki do schabowego, i do mielonego, i jeszcze do tego wybrać sobie surówkę, a może nawet smak kompotu. Jak to zrealizować w Sejmie? Podzielić go na mniejsze organy o węższych kompetencjach; na wyspecjalizowane Kongresy. Kongres do spraw obronności, Kongres do spraw finansów publicznych, Kongres podatkowy (osobno od Kongresu do spraw finansów publicznych; wielce ograniczyłoby to zapędy niektórych do wydawania publicznych pieniędzy, bo Kongres podatkowy musiałby zgodzić się na każdą podwyżkę podatków i deficytu), Kongres do spraw energetyki... Każdy z nich mający dwudziestu członków; w ten sposób możemy dostać ich ponad dwadzieścia z jednego Sejmu. Każda partia może wystawić najwyżej dwudziestu kandydatów do danego Kongresu, ale nie musi wystawiać ich do wszystkich Kongresów; dla każdego Kongresu wyborca ma jeden głos. I co najważniejsze, nie musi oddawać głosu na każdy kongres; jeśli uzna, że nie ma dlań różnicy kto zasiada w Kongresie do spraw sportu, nie głosuje tam. Kadencja mogłaby pozostać bez zmian, podobnie jak zasady dotyczące wynagrodzeń posłów i tym podobnych spraw organizacyjnych.

W ten sposób zyskalibyśmy – my, obywatele – swobodę wyboru naszych reprezentantów daleko większą, niż do tej pory ktokolwiek na świecie. Mielibyśmy bezpośredni jak nigdy dotąd wpływ na decyzje podejmowane, było nie było, w naszym imieniu; moglibyśmy wyrazić swoje poglądy tak dogłębnie, jak nigdy przedtem. Co więcej, ludzie, którzy obecnie nie chcą do Sejmu kandydować – i nikt nie chce ich wybierać – bo zajmują się tylko pewnym wycinkiem rzeczywistości – w Kongresach mogliby stanowić wielką siłę. Partia Niskich Podatków, wystawiająca swoich przedstawicieli tylko do Kongresu podatkowego? Czemu nie. Z pewnością miałaby mój głos...

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych