Opinie

Rys. Adam Polkowski
Rys. Adam Polkowski

Konflikt w Egipcie tak szybko się nie skończy

Ewa Tylus

Ewa Tylus

Dziennikarka "Gazety Bankowej" i "wGospodarce.pl"

  • Opublikowano: 23 sierpnia 2013, 11:55

  • Powiększ tekst

Z dr. Janem Burym, wykładowcą UKSW, rozmawia Ewa Tylus.

- W Syrii trwa wojna domowa, ale uwaga mediów jest teraz skoncentrowana na Egipcie. Tam, dokąd jeżdżą polscy turyści, a biura podróży organizują wycieczki. W Egipcie trwa konflikt, w którym giną setki ludzi i który pewnie szybko się nie skończy. Jak Pan myśli?

- Na pewno się nie skończy. Mówię to dlatego, że w Egipcie mamy do czynienia z końcem demokracji. Pierwszy demokratycznie wybrany prezydent Muhammad Mursi z Bractwa Muzułmańskiego został odsunięty od władzy na drodze przewrotu wojskowego przez siły zbrojne Egiptu. Mamy do czynienia z kuriozalną sytuacją. Bractwo Muzułmańskie może liczyć mniej więcej na 35 do 50 proc. poparcia społecznego. Jeśli ono jest marginalizowane po przewrocie wojskowym, jego zwolennicy będą walczyć o utrzymanie wpływów w Egipcie. Doszło do tego, że w Kairze nie funkcjonuje żadna efektywna władza. Nawet wojsko i policja nie jest w stanie zapuszczać się w różne rejony Kairu czy nawet Egiptu, ponieważ trwają tam walki pomiędzy różnego rodzaju grupami – trudno nazwać - przestępczymi czy politycznymi. Mamy więc do czynienia z „bałkanizacją” Egiptu, podobnie jak całego Bliskiego Wschodu.

- Konflikt wydaje się dotyczy dwóch obalonych prezydentów. Hosiniego Mubaraka i Muhammada Mursiego, ale tam giną i cierpią też chrześcijanie. Są szykanowani, gwałceni, spalono blisko 50 kościołów. Nie przejmujemy się tym, że giną tam nasi współbracia?

- Tu mamy do czynienia z chrześcijaństwem wschodnim - grupami Koptów, którzy stanowią od 8 do 10 proc. społeczeństwa, która (za panowania poprzedniego prezydenta -red.) była nieźle usytuowana w systemie politycznym Egiptu. Warto wspomnieć o osobie byłego ministra spraw zagranicznych Egiptu, Butrosa Ghalego, który działał jako sekretarz generalny ONZ. Natomiast faktycznie, w Egipcie dochodzi do walk pomiędzy muzułmanami a Koptami, ale wydaje mi się, że nie są to walki tylko i wyłącznie podsycane przez Bractwo Muzułmańskie, na co wskazują media, ale mamy tu bardziej do czynienia z grupami przestępczymi, które atakują kościoły z pewnie bardzo niskich pobudek. Bogactwo narodowe, także kościoły są teraz okradane. Niewątpliwie władza nie jest w stanie teraz chronić mniejszości. To zależy od tego do jakiego stopnia policja i armia będzie stabilizować sytuację. Wydaje się jednak, że to będzie wyjątkowo trudne.

- Aresztowano przywódcę egipskiego Bractwa Muzułmańskiego - Muhammada Badie, lidera protestujących zwolenników Mursiego. Czy muzułmanie z Bractwa będą się teraz mścić?

- Ja bym nie powiedział, że będą się „mścić”. Ale to jeszcze bardziej ich  rozwścieczy. Mursi jest przetrzymywany, Badie, który jest liderem duchowym Bractwa, został wyeliminowany z życia politycznego. Sądzę, że to doprowadzi do jeszcze większych podziałów w społeczeństwie Egiptu. Będą dwie opcje: opcja pro-świecka, pro-wojskowa, ale taka która będzie się opowiadała za wpływami zachodu oraz część biedna, marginalizowana, czyli ludzie, którzy walczą nie tyle o wpływy, co o przeżycie. Sytuacja w tym kraju się komplikuje. Tworzą się dwie grupy społeczne. Biedna, marginalizowana i druga, która być może ciążyłaby ku Zachodowi, w kierunku świeckiego państwa.

- Kim jest ta marginalizowana biedota?

- To właśnie zwolennicy Bractwa Muzułmańskiego, ludzie, którzy żyją, w przeliczeniu za te „kilka złotych dziennie”, często niewykształceni, bez pracy, ci którzy żyją praktycznie z dnia na dzień.

- Czyli dla nich był lepszy Mursi, a dla reszty społeczeństwa? A może to jest tak, że teraz na siłę chcą przywrócić władzę Mubarakowi który niebawem ma być uwolniony? Może to wszystko zmierza w tą stronę?

- Mursi, który sprawował władzę przez rok, obiecał rzecz niewykonalną - wręcz zbawienie dramatycznej sytuacji w ciągu pierwszych 100 dni swojej prezydentury. Ale to się nie udało. Nie udało się zlikwidować bezrobocia, poprawić bytu biedoty, stworzyć miejsc pracy, poprawić gospodarki, która kulała jeszcze od czasów trwania zimnej wojny. Później sytuacja zaczęła się jeszcze bardziej komplikować. Był postrzegany przez świat zewnętrzny jako niemalże fanatyk, ktoś kto popełnia „gafy” polityczne, tak jak na przykład nawoływanie do dżihadu po to, aby egipska młodzież występowała przeciwko prezydentowi Asadowi w Syrii. Takie zachowania podsycały zachodnie media. Ale trzeba pamiętać, że Mursi jako prezydent wcale nie był taki zły. Starał się realizować swój program narodowy. Religijny też, bo trzeba wspomnieć, że do konstytucji wprowadził zapisy związane z prawem szariatu. Ale Mursi wyraźnie opierał się narzuceniu mu pomocy z zewnątrz przez grupę Banku Światowego i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Chodzi o dość duże pożyczki, które prawdopodobnie pozwoliłyby Egiptowi przetrwać przez najbliższy rok. Trzeba jednak pamiętać, że wszelka pomoc oferowana przez Bank Światowy i MFW jest obarczona instrukcjami, jak należy ją wykorzystywać. A Mursi zdał sobie sprawę z tego, że wykorzystanie tej pomocy zgodnie z zaleceniami pożyczkodawców doprowadziłoby do pogłębienia problemów w Egipcie i do pogłębienia podziałów w społeczeństwie i spowodowałoby, że Egipt jeszcze bardziej uzależniłby się od świata zewnętrznego. A on chciał realizować swoją narodową linię i, jak wiadomo, został obalony w lipcu przez wojsko. Trzeba dodać, że przywódcą tej junty, sprawującym zakulisowo władzę w Egipcie jest gen. Abd al-Fattah Sisi. Mursi za swojej prezydentury mianował go ministrem obrony Egiptu. Ale jak się okazało Sisi, jeden z najmłodszych generałów wywodzący się ze środowiska Mubaraka komunikował się z mocarstwami; z jednej strony z Arabią Saudyjską, a z drugiej - ze Stanami Zjednoczonymi. Podobno w nocy, przed obaleniem Mursiego telefonował do Charlesa „Chucka” Hagela, ministra obrony USA. Także ewidentnie sprawa odsunięcia Mursiego była uzgadniana z Waszyngtonem. Teraz Stany Zjednoczone nie mają pomysłu co do Egiptu. Zwróćmy uwagę, że w ciągu ostatnich dwóch lat były tam aż trzy przewroty.

- A Mubarak? Czy on faktycznie musiał zostać obalony? Czy były ku temu rzeczywiste powody?

- Mubarak był jednym z typowych liderów, dyktatorów, despotów bliskowschodnich. Praktycznie reprezentował bardziej interesy Zachodu, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Umożliwiał im kontrolowanie sytuacji na Bliskim Wchodzie, dawał dostęp do Kanału Sueskiego; ułatwiał żeglugę okrętów wojennych i statków wożących surowce energetyczne oraz gwarantował bezpieczeństwo Izraelowi. Natomiast absolutnie zaniedbał sprawy wewnętrzne swojego narodu. Nie gwarantował żadnej przyszłości ludziom młodym. Rosły koszty życia. Kolejna sprawa to kryzys gospodarczy wywołany poniekąd globalizacją. Pensje były niezwykle niskie. To dotykało większość społeczeństwa. Od około 2009 r. regularnie wybuchały przeciwko niemu protesty.

- Czy biura podróży rzeczywiście wiedzą, co robią skoro nie odwołują wycieczek do Egiptu?

- Tu mamy kwestię „zabronienia” wyjazdów do Egiptu. Jeśli ktoś chce jechać w takie zapalne miejsca, to władza nie może mu tego zabronić. Natomiast kurorty zazwyczaj są odcięte niemalże od świata zewnętrznego i mają własną ochronę, która dba o to, aby turystom „włos z głowy nie spadł”. Te miejsca są generalnie bezpieczne.

- Pozostaje kwestia moralności. Ludzie w Egipcie odpoczywają na plaży, a w tle płoną budynki miasta...

- Tak. Z jednej strony Egipt przechodzi swoje doświadczenia, a z drugiej pewne grupy czerpią korzyści z tej sytuacji. Rzeczywiście. Jest to dosyć osobliwe, że turyści odpoczywają, a obok, giną ludzie.

- Dziękuję za rozmowę.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych