Złe inwestycje uczelni
Krajowe uczelnie w ostatnich kilkunastu latach podejmowały wielkie inwestycje budowlane. Uczelniane mury miały robić wrażenie i napędzać kolejne roczniki chętnych do nauki. Nikt nie zważał na koszta ich późniejszego utrzymania oraz to, że liczba studentów z roku na rok malała. Uczelnie nie tylko nie poprawiły jakości nauczania, ale mają ogromne problemy z utrzymaniem. Bez dodatkowego wsparcia z budżetu mogą jedynie powiększać swój budżetowy deficyt.
PO IG rozkręcił boom
Inwestycyjny boom na polskich uczelniach zaczął się, gdy w grudniu 2006 r. Rada Ministrów przyjęła Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka (PO IG) na lata 2007–2013. Jego autorem było Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Program finansowany jest w 85 proc. z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego oraz w 15 proc. ze środków budżetu państwa.
Głównym zadaniem PO IG jest wsparcie rozwoju innowacyjnych przedsiębiorstw oraz konkurencyjności polskiej gospodarki. W jego ramach wspierane są projekty o charakterze innowacyjnym w zakresie nowych technologii, produktów, usług i organizacji. Maksymalny poziom dofinansowania, nie wliczając w to pomocy technicznej, może wynieść nawet 8 proc. wartości projektu. Łączna wielkość publicznych środków finansowych zaangażowanych w realizację PO IG wynosi 10 186 030 644 euro. Właśnie w ramach tego programu polskie wyższe uczelnie zaczęły w ostatnich latach zgłaszać projekty, których realizacja miała decydować o ich rozwoju. Od 2007 r. wnioski projektowe złożyły prawie wszystkie polskie uczelnie, zarówno publiczne jak i niepubliczne. Dotyczyły one głownie rozbudowy uczelnianej infrastruktury.
Beneficjenci z deficytem
Wśród beneficjentów PO IG znalazło się dotychczas prawie 30 uczelni. Niemal co trzecia z nich to uczelnia państwowa. Rekordzistą jest Politechnika Warszawska, która otrzymała dofinansowanie z PO IG w wysokości niemal 1,2 mld zł i to aż na 32 projekty. Z otrzymanych dotacji polskie uczelnie wybudowały nowoczesne budynki i laboratoria, a także zakupiły do nich sprzęt najnowszej generacji. Ale szybko się okazało, że problemy z ich utrzymaniem są coraz większe. Dzieje się tak z paru powodów, ale jeden jest z nich wydaje się najważniejszy. To systematycznie spadająca liczba studentów, która powoduje, że wiele sal i laboratoriów w nowo wybudowanych budynkach jest pusta, a jeśli już są one używane, to raczej bardzo rzadko.
Spadek liczby studiujących powoduje również, że dotacje z Ministerstwa Nauki są również mniejsze. Uczelnie nie mogą wynajmować sal w nowo wybudowanych obiektach w celach komercyjnych do czasu ostatecznego zamknięcia projektu, bo tego zakazują warunki dotacji z UE. Ale nawet gdyby można było to robić, doświadczenia zachodnich uczelni już dawno pokazały, że musi upłynąć wiele lat, zanim inwestycje takie zaczną na siebie zarabiać.
Studencki niż
Tylko w ubiegłym roku liczba przyjętych na uczelnie niepubliczne zmniejszyła się o 33 tysiące. Tegoroczna rekrutacja proces ten jeszcze bardziej pogłębiła. W niektórych szkołach niepublicznych nabór na pierwszy rok spadł nawet o 80 proc. Na ostateczne dane trzeba będzie jeszcze poczekać. Polskie uczelnie potężnie odczuwają skutki niżu demograficznego. Jeszcze przed rokiem młodzieży w wieku 19–24 lata było 3,6 mln, dziś ok. 3,3 mln, a do 2015 r. ta liczba zmniejszy się o kolejne 500 tysięcy. Demograficzny niż powoduje też to, że uczelnie starają się wszelkimi sposobami pozyskać studenta.
Wśród prywatnych uczelni dochodzi wręcz do wojny o studentów, a sposoby ich pozyskiwania są coraz bardziej agresywne. Ostatnio na uczelniach prywatnych pojawiły się nawet pomysły masowego importowania studentów z krajów byłego ZSRR. Niektóre niepubliczne uczelnie w południowo-wschodniej Polsce już mają większy odsetek studentów z Ukrainy niż polskich. Liczba cudzoziemców studiujących w Polsce zwiększyła się w latach 2004–2011 trzykrotnie.
Duże nakłady, niski poziom
Inwestycje polskich uczelni dokonane z funduszy w ramach PO IG nie poprawiły jednak jakości kształcenia – ta jest wciąż bardzo niska. Dzieje się tak z wielu powodów. Po pierwsze materiał studencki, jaki trafia na polskie uczelnie jest marnej jakości. W dużej mierze jest to wina systemu nauczania, jaki istnieje na poziomie szkolnictwa podstawowego i średniego. Ale polskie uczelnie nie robią też nic, aby poziom swojego nauczania jakoś podnieść. Gdyby to zaczęły robić, spora część kandydatów na studia musiałby po prostu pożegnać się ze studiowaniem albo zrezygnować z nauki już w trakcie studiów.
W przypadku uczelni niepublicznych jest jeszcze gorzej. Tam coraz częściej zdarza się, że przyjmowani są nawet ci, którzy nie zdali matury i mogą zadeklarować jej uzupełnienie w określonym terminie. Takie praktyki to przede wszystkim wynik drastycznego spadku kandydatów na studia i brutalnej walki o każdego potencjalnego studenta.
Do poprawy jakości nie zachęca również system ocen. Istniejący parametryczny system oceny działalności jednostek naukowych (punktowy) dokonywany przez KBN staje się coraz bardziej skomplikowany wskutek uwzględniania kolejnych elementów aktywności naukowej, dalszego rozszerzania skali punktowej oraz ustawicznego precyzowania jego kryteriów. Nie daje on rzetelnej oceny naukowego dorobku uczelni ani na tle nauki polskiej, ani na tle nauki światowej. Tak naprawdę nie tylko hamuje naukowy rozwój, ale przede wszystkim hamuje wszelkie próby podnoszenia jakości kształcenia na polskich uczelniach.
Bez perspektyw
Właśnie dlatego we wszelkich światowych rankingach i notowaniach uczelni, polskie zajmują bardzo dalekie pozycje. Wystarczy jedynie wspomnieć, że w ogłoszonym niedawno po raz 10 prestiżowym rankingu Academic Ranking of World Universities (ARWU) – znanym również jako Lista Szanghajska, wśród 500 sklasyfikowanych uczelni świata dopiero w czwartej setce znalazły się dwie polskie uczelnie: Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński. W przypadku polskich uczelni podobnie wyglądają wyniki innych rankingów uczelnianych.
Nie od dzisiaj wiadomo, że system kształcenia, zwłaszcza na poziomie wyższym decyduje o możliwościach jego absolwentów na rynku pracy. Jednak jego jakość, pomimo wielu inwestycji dokonanych przez polskie uczelnie w ostatnich latach, nie uległa zasadniczej zmianie. Jest ona nadal mierna i nie przygotowuje studentów do tego, aby ich szanse na rynku pracy były jak największe. Studenci polskich uczelni dobrze wiedzą, że kończąc je – albo zasilą armię bezrobotnych, albo będą musieli wyemigrować. Ale jeśli tak dalej będzie, polska gospodarka bez nich nie będzie mogła liczyć na rozwój.
Autor jest historykiem, przez wiele lat pracował w Urzędzie Ochrony Państwa, następnie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Był również członkiem Komisji Weryfikacyjnej ds. Wojskowych Służb Informacyjnych
Źródło: Gazeta Finansowa