Elektromobilność to przyszłość czy wydmuszka dla bogatych?
Czy w trakcie COP26 wydarzyło się coś istotnego dla tematu elektromobilności, czy raczej jeden z najważniejszych wątków emisji CO2 niemal kompletnie przemilczano? Co zatrzymuje elektromobilność? Jaki przykład dają rządzący? Czy model finansowania się sprawdza i jak elektromobilność ma wejść pod strzechy, gdy auta elektryczne są tak skandalicznie drogie? Gościem poniedziałkowego Wywiadu Gospodarczego jest Katarzyna Sobótka, ekspertka ds. elektromobilność, InnoEnergy, Instagram: #KobietawElektryku
To fascynujący temat. Mówi się, że to jest przyszłość naszej motoryzacji i to ta najbardziej ekologiczna (o dziwo Unia Europejska nie jest tak entuzjastycznie nastawiona do transportu wodorowego), a jednocześnie wszyscy uczestnicy rynku bardzo dbają o to, by samochody elektrycznie zbytnio się nie upowszechniały. Nie dość, że są skandalicznie wręcz drogie - chyba tylko dlatego, żeby kreować na nie modę wśród zamożnych klientów w dużych miastach, przez co dopłaty do tych samochodów mijają się z celem, bo zamożnych i tak stać na drogie „elektryki”, a tylko brak infrastruktury do ładowania nadal blokuje ich decyzję zakupową - to jeszcze światowi liderzy nie dają społeczeństwu zbyt dobrego przykładu - na dojazd na COP26 wybrali samoloty i samochody z silnikiem diesla. Dla mas jakoś ta przyszłość wcale nie jest coraz bliżej.
CZYTAJ TEŻ: Włoska prasa o konferencji klimatycznej w Glasgow: „bla26”
CZYTAJ TEŻ: Tak Von der Leyen walczy o klimat. 50 km odrzutowcem!
Jak na COP26 doceniono wagę elektromobilności?
Chyba najciekawsze inicjatywą, która się dzieje podczas tego COP (COP26-red.), był przejazd z Polski właśnie do Glasgow samochodami elektrycznymi. Polska Izba Rozwoju Elektromobilności wykonuje taki przejazd i głównym celem tego przejazdu jest ustanowienie Międzynarodowego Dnia Elektromobilności - ocenia Katarzyna Sobótka, ekspertka ds. elektromobilności, gość Wywiadu Gospodarczego.
Jednak ekspertka broni wagi tego tematu oraz docenia podejmowane również przez Polskę działania. W skrócie: powoli, ale do przodu. Jak wylicza, w Polsce jest 15 tys. samochodów elektrycznych i mniej więcej tyle samo samochodów hybrydowych. Stacji do ładowania „elektryków” jest obecnie 1600 (w tym ok. 900 stacji do wolnego i ponad 500 stacji do szybkiego ładowania pojazdów). W miejskich blokowiskach deweloperzy z rynku pierwotnego, mimo zmian w prawie, niechętnie stawiają stacje do ładowania w podwórzach, często wymagając od potencjalnych lokatorów dodatkowych dopłat już za samo ich postawienie. Na szczęście takiego problemu nie mają właściciele domów jednorodzinnych, jednak to rodzi kolejne pytania o sens „miejskich elektryków”. Żeby dziś być właścicielem samochodu elektrycznego, trzeba przede wszystkim bardzo chcieć i… mieć gruby portfel. Czy większy problem z upowszechnieniem elektromobilności jest z dostępnością do samych samochodów, do ładowarek, czy może jednak większym są ceny samych pojazdów?
Dużo się już zmieniło, ponieważ teraz są już dopłaty do „elektryków”. W Polsce mamy dostęp do około 50 różnych modeli samochodów elektrycznych, czyli jest ich dużo. Porównując do tego, co było jeszcze 2-5 lat temu, gdy były tylko i wyłącznie 2 modele, teraz mamy auta i duże mniejsze, z mniejszym zasięgiem, większym zasięgiem, SUV-y miejskie, a nawet ciężarówki elektryczne. Dostępność jest większa. Chyba największym problemem są ceny, bo to są samochody stosunkowo droższe od samochodów spalinowych - ocenia Katarzyna Sobótka.
Liczba już złożonych wniosków w programie „Mój elektryk” wskazuje, że średnia dopłata do zakupionego e-samochodu dla osób fizycznych wyniesie ok. 20 tys. zł. Przeciętnie auto elektryczne kosztuje ok. 100 tys., Elektryki klasy średniej to wydatek od 170 tys. zł w górę, przy czym, jeśli spojrzeć na elektryczne odpowiedniki modeli benzynowych, elektryk zawsze będzie znacznie droższy niże jego spalinowa wersja. Elektromobilność zmaga się nie tylko z brakiem dostatecznej liczy ładowarek, ale z tzw. barierą wejścia z racji ceny pojazdów i państwowe dopłaty wiele tu szybko nie zmienią, skoro dotyczą głównie zamożnych. Problem miał rozwiązać polski elektryk Izera (Electromobility Poland) z jego wyjściową ceną nieoficjalnie szacowaną na poziom ok. 60 tys. zł. Tyle powinien kosztować „polski elektryk”, by mieć szansę zmienić cokolwiek i przekonać klientów wychodząc z pozycji rynkowego pretendenta, jednak na razie, nadal, o „polskim elektryku” nie ma co mówić.
Gdy z rynku wycofało się innogyGo! Jego samochody BMW i3 można było nabyć nawet za 15-25 tys. zł. Czy elektromobilność wejdzie pod strzechy dopiero na rynku samochodów używanych i czy jest sens kupowania używanego „elektryka” przy obecnej żywotności baterii? Jak dobrać właściwego „elektryka” dla siebie?
ZOBACZ CAŁY WYWIAD GOSPODARCZY:
Jakie są parametry samochodów i na to trzeba zwracać uwagę przy zakupie elektryka dla siebie? Jakie parametry naprawdę mają znaczenie?