WYWIAD
Jarosław Dominiak, prezes SII: Trudno nie dostrzec raf
Nie liczyłbym na to, że rynki nie będą turbulentne. Od paru lat doświadczamy mocnych wstrząsów, i to nagromadzonych niemal w jednym czasie - mówi Jarosław Dominiak, prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych w wywiadzie ze Stanisławem Koczotem na antenie telewizji wPolsce.pl
Rok 2023 był dla warszawskich indeksów znakomity, można powiedzieć, że były to szalone 12 miesięcy. Wzrosty indeksów przekraczały 30 proc, sięgały 40 proc. Skąd te wzrosty? To zjawisko globalne, a może Warszawa była pod tym względem wyjątkiem?
JAROSŁAW DOMINIAK, PREZES STOWARZYSZENIA INWESTORÓW INDYWIDUALNYCH: Po wielu latach oczekiwań i stagnacji nasz parkiet okazał się jednym z najsilniejszych na świecie. Powodów, dlaczego tak się stało, jest wiele, natomiast wydaje mi się, że na pewno duże znaczenie miały atrakcyjne - w zestawieniu z innymi rynkami - wyceny polskich spółek. Z drugiej strony, widać było grę pod wydarzenia polityczne, związane chociażby z wyborami czy z KPO, ale także z zapowiedziami dotyczącymi 800+ czy wzrostu płacy minimalnej. Były to czynniki wzmacniające popyt konsumpcyjny, który jest w Polsce niezwykle ważny.
Z drugiej jednak strony, w 2023 r. na głównym rynku GPW pojawiło się zaledwie dziesięć spółek, z tego niemal wszystkie przeniosły notowania z alternatywnego parkietu NewConnect. Dlaczego debiutów było tak mało? I dlaczego były to przesunięcia z parkietu alternatywnego, a nie IPO z prawdziwego zdarzenia?
Przeniesienie spółek z NewConnect to w pewnym sensie naturalna kolej rzeczy. Mały parkiet to coś w rodzaju „poczekalni”, gdzie spółki nabierają masy, zwiększają kapitalizację, dojrzewają biznesowo. Przejście na duży parkiet jest wizerunkowo dla wielu firm z NewConnect bardzo istotne. Na rynku głównym otwierają się duże możliwości finansowe, gdyż wielu profesjonalnych inwestorów posiada ograniczenia dotyczące lokowania swoich aktywów na NewConnect. Natomiast co do wyczekiwanych z utęsknieniem IPO, które są kluczowe dla rynku, są jego akceleratorem, to problem o wiele bardzie złożony. Brak IPO to nie tylko specyfika polskiego parkietu, ale jest to problem globalny. Dziesięć lat temu IPO było zdecydowanie więcej. Patrząc na nasze podwórko, widzę dwa podstawowe powody małej liczby IPO: wyceny w 2023 roku były niesatysfakcjonujące dla wielu właścicieli, którzy chcieliby sięgnąć po pieniądze z rynku i de facto przekazać mu część biznesu. Żeby zrealizować swoje plany finansowe, musieliby zbyt dużą część firmy oddać akcjonariuszom. Drugi powód niesprzyjający IPO, to wielkość siły popytowej. Tak naprawdę dopiero od dwóch miesięcy widzimy pozytywne salda w inwestycyjnych funduszach akcyjnych. Strona popytowa, jeżeli myślimy o dużych, spektakularnych IPO, była wcześniej niewystarczająca. Teraz to się poprawiło, pojawił się szerszy strumień napływu środków od inwestorów, którzy nie żyją na co dzień rynkiem kapitałowym, ale chcą na nim inwestować za pośrednictwem funduszy. Jeżeli dobra koniunktura jeszcze by trochę potrwała, to sądzę, że 2024 rok w tym aspekcie może wyglądać lepiej.
Spółki czekają z wejściem na giełdę, ale tak naprawdę na co czekają? Na jeszcze lepszy popyt? A może na wyklarowanie się sytuacji rynkowej? Dla emitentów ważne jest to, by nie było zbyt dużych niespodzianek, nagłych zwrotów akcji. W takich sytuacjach trudno trafić w dobry moment ze swoją emisją.
Proces przygotowania spółki do upublicznienia trwa nie kilka dni ani tygodni, ale zwykle kilka miesięcy. Jeśli napływ środków na rynek, szczególnie do funduszy, które muszą inwestować na rynku akcyjnym, będzie nadal wysoki, będą miały one więcej pieniądze na inwestycje. Natomiast nie liczyłbym na to, że rynki nie będą turbulentne. Od paru lat doświadczamy mocnych wstrząsów, i to nagromadzonych niemal w jednym czasie – najpierw był covid, potem problemy geopolityczne, mocny cykl podnoszenia stóp procentowych… Jeżeli konsensus rynkowy zakłada jakiś spadek, a następuje niespodziewany wzrost, wtedy mamy do czynienia z impulsem pozytywnym. Natomiast jeżeli mamy sytuację odwrotną – konsensus zakłada wzrost, a następuje spadek – wtedy impuls jest negatywny. Jedną z przyczyn wzrostów na giełdach było to, że rynki globalne, w tym rynek polski, grały na miękkie lądowanie gospodarek. Póki co, tak się na razie dzieje. Jednak nie sposób nie dostrzec wielu raf. Trudno oczekiwać przewidywalności, która – tak, zgadzam się z panem - emitentom na pewno by pomogła.
Z konsensusem bywa niestety tak, że bardzo często się nie sprawdza… Niespodzianek było i będzie z pewnością wiele. Nie wiemy, jak będą przebiegały wybory na Tajwanie, jak zakończą się wybory prezydenckie w USA… Patrząc jednak z perspektywy tegorocznej, które sektory w 2024 roku wyglądają obiecująco? Czy ich atrakcyjność będzie wynikała np. z napływu środków z KPO, a może z rosnącej siły konsumenta? Które z tych branż mogą być najbardziej intersujące, pamiętając jednocześnie, że niektóre z nich radziły sobie znacznie gorzej niż przewidywał rynek. Patrząc globalnie, w 2023 roku akcje związane na przykład z zieloną transformacją okazały się wielkim przegranym.
Wydaje mi się, że obiecująco wyglądają podmioty zależne od siły popytu konsumenckiego. W Polsce mamy do czynienia z wieloma czynnikami wzmacniającymi konsumpcję: 800+, podniesienie płacy minimalnej… Konsumenci masowo przesuwają na później zakupy AGD czy mebli, ale chętnie wydają np. na turystykę. Takich dosyć dziwnych zachowań jest wiele, jednak nie zmienia to faktu, że przynajmniej w pierwszej połowie roku branże związane z rynkiem konsumenta będą miały wiele bodźców stymulujących. Atrakcyjne są wciąż banki, gdyż wysokie stopy procentowe cały czas im pomagają. Z kolei mocny złoty powinien pomagać importerom.
Rozmawiał Stanisław Koczot
Poniżej nagranie całego wywiadu: