Analizy

Elektromobilność / autor: Pixabay
Elektromobilność / autor: Pixabay

Unia zakazuje produkcji spalinowych aut. Sprawdzamy, co to oznacza dla kierowców

Agnieszka Łakoma

Agnieszka Łakoma

dziennikarka portalu wGospodarce.pl, publicystka miesięcznika "Gazeta Bankowa", komentatorka telewizji wPolsce.pl; specjalizuje się w rynku paliw i energetyce

  • Opublikowano: 13 czerwca 2022, 21:00

  • Powiększ tekst

Parlament Europejski chce, by za 13 lat nie było sprzedaży nowych aut spalinowych w krajach unijnych. Zastąpić je mają samochody elektryczne, na które w Polsce - wzorem innych państw - można dostać dofinansowanie, ale jak dotąd stanowią zaledwie ułamek całego krajowego rynku

Po polskich drogach jeździ obecnie blisko 22,5 tys. samochodów elektrycznych oraz 24,2 tys. aut hybrydowych typu plug-in. Dla porównania tylko w pierwszym kwartale tego roku zarejestrowano w Polsce ponad 100 tysięcy nowych samochodów, a szacuje się, że w naszym kraju jest około 20 mln osobowych pojazdów w ogóle.

Dynamika sprzedaży „elektryków” i statystyki są imponujące, na przykład rok temu było ich o 10 tysięcy mniej, to jednak do tego by były powszechne droga wydaje się daleka. Decyzja PE, o ile zyska akceptację wszystkich krajów członkowskich, co ma nastąpić jeszcze w czerwcu, może wywołać rewolucję na rynku motoryzacyjnym w Polsce. Maciej Mazur z Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych uważa, że nowe przepisy unijne, rozwój infrastruktury ładowania i szersza skala dopłat dla kierowców spowodują wzrost popularności aut elektrycznych.

Decyzji Parlamentu Europejskiego nie należy demonizować, zwłaszcza że to nie jest niespodzianka, a Komisja Europejska już rok temu zapowiedziała w ramach pakietu Fit for 55 ograniczenia sprzedaży nowych samochodów spalinowych w kolejnych latach i zakaz po 2035 roku – wyjaśnia.

Jego zdaniem w ostatnich latach wraz z realizowaną przez unię polityką ochrony klimatu wiele mówiono o konieczności ograniczenia emisji w transporcie. I teraz padają konkretne rozwiązania. – 13  lat to odpowiednio długi czas na przestawienie rynku, tym bardziej że kolejne koncerny motoryzacyjne ogłaszają plany ograniczenia produkcji aut konwencjonalnych, oferując coraz więcej modeli z napędem elektrycznym lub hybrydowym – mówi Maciej Mazur. – W Polsce w 2020 roku mieliśmy do wyboru 100 modeli, teraz już 200.

Cena dobra tylko dla firm?

Stowarzyszenie prognozuje, że już za trzy lata po polskich drogach będzie ich jeździć 300 tysięcy, a w 2030 roku nawet milion. Maciej Mazur uważa też, że auta elektryczne – jak prognozuje Komisja Europejska – w kolejnych latach będą coraz tańsze a przez to i bardziej dostępne. Cena jest obecnie główną barierą zakupu.

Według najnowszego (majowego) raportu Międzynarodowej Agencji Energetycznej na temat rynku aut elektrycznych, są one relatywnie (czyli w porównaniu z cenami popularnych marek) tanie tylko w Chinach, gdzie różnica w cenie wynosi jedynie 10 proc., ale na amerykańskim i europejskim rynku to nawet 40-50 proc.

Ekspert Stowarzyszenia przekonuje jednak, że w Polsce ta różnica nie jest tak znacząca. I wyjaśnia, że ceny nowych samochodów używanych na przestrzeni ostatnich miesięcy osiągnęły rekordowe poziomy. Obecnie średnia cena nowego samochodu w Polsce przekracza 150 tys. zł.

Poza tym koszty związane z eksploatacją samochodu elektrycznego są obecnie nawet kilkukrotnie niższe niż konwencjonalnego odpowiednika. I wreszcie funkcjonuje od ubiegłego roku system dopłat bezpośrednich „Mój elektryk” – dodaje.

Zupełnie inaczej wygląda porównanie kosztów zakupu „elektryka” i kilkuletniego auta używanego. Proporcje cenowe są tak duże, że. zniechęcają do zakupu aut ekologicznych. Dlatego Stowarzyszenie oczekuje, że rząd - chcąc spopularyzować auta elektryczne wśród osób indywidualnych – zdecyduje się na dofinansowanie także używanych, na przykład 4 letnich z niewielkim przebiegiem (np. 60 tys. km).

To na pewno zachęciłoby więcej osób do nabycia i sprowadzenia z zagranicy takich samochodów, zwłaszcza że obecnie głównymi nabywcami nowych elektryków i hybryd są firmy – dodał Maciej Mazur.

Na razie w ramach programu „Mój elektryk” dopłaty obejmują zakup nowych aut elektrycznych (o wartości do 225 tys. zł) i wynoszą one 18 750 zł dla osób indywidualnych, a w przypadku rodzin z trójką lub większą liczbą dzieci do 27 000 zł. Przedsiębiorcy mogą skorzystać z takiej samej kwoty dofinansowania w segmencie samochodów osobowych i nawet do 70 tys. zł w przypadku samochodów dostawczych.

Dofinansowanie dla samochodów używanych mogłoby wynosić kilka tysięcy złotych, ale zapewne wielu kierowców przed zakupem zastanawiałoby się, jak długo taki „elektryk z second handu” jeszcze będzie sprawny. Maciej Mazur nie widzi jednak powodów do obaw.

Sama konstrukcja silnika elektrycznego jest dużo prostsza od konwencjonalnego, a tym samym dużo bardziej niezawodna. Akumulatory trakcyjne pozwalają już teraz na przejechanie setek tysięcy kilometrów, a technologia bateryjna cały czas się dynamicznie rozwija - przekonuje.

Jak to robią inni

W Programie „Mój elektryk” na dopłaty do aut elektrycznych przeznaczono pulę 500 mln zł w okresie do 2025 roku. Inne kraje UE także stosują liczne zachęty finansowe. Najwyższe oferuje rząd rumuński – po 10 tys. euro do każdego auta, podczas gdy najtańszy model kosztuje tam 30 tys. euro. Austriacy mogą dostać po 5 tys. euro, a Niemcy po 9 tys. euro (oraz 6,7 tys. euro na hybrydę). We Włoszech można otrzymać 6 tys. euro pod warunkiem, że stare auto „pójdzie na złom”. Na przykład władze hiszpańskie na dopłaty do zakupu samochodów i stacje ładowania przeznaczają 400 mln euro, a włoskie 100 mln euro na dofinansowanie dla nabywców.

Międzynarodowa Agencja Energii podliczyła, że łączna kwota dotacji i państwowego wsparcia na zakup elektryków w ubiegłym roku wynosiła 30 mld dolarów. I wskazała, że na przyszłość i rozwój tego rynku w kolejnych miesiącach decydujący wpływ będą mieć ceny surowców i minerałów używanych do produkcji. Wojna i sytuacja makro doprowadziła do ich wzrostu i to znaczącego. Na przykład niezbędny do wytwarzania akumulatorów samochodowych lit kosztuje teraz ponad siedmiokrotnie więcej niż na początku 2021 r., zdrożał także kobalt i nikiel. W efekcie koszty akumulatorów (według Agencji) mogą być wyższe o 15 proc. co najpewniej odbije się na cenie samochodów elektrycznych.

Jeśli będą coraz droższe, to albo trzeba będzie zwiększyć poziom dopłat do zakupu, albo nie będzie chętnych do zakupu.

Decyzja jesienią

Ostateczna decyzja unijnych przywódców w sprawie zakazu dla aut spalinowych zapadnie jesienią. Wcześniej, bo 28 czerwca omawiać go będą ministrowie odpowiedzialni za kwestie środowiska. I należy się spodziewać, że do tego czasu ożywionej dyskusji między przedstawicielami organizacji klimatycznych i przemysłu motoryzacyjnego. Tuz po głosowaniu w Parlamencie Europejskim krytyczne opinie popłynęły z Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA). W jego opinii jest za wcześnie na ustanawianie jakichkolwiek długoterminowych regulacji po 2030 r., choć cele na najbliższe 8 lat oceniło pozytywnie.

Szef ACEA Oliver Zipse uważa, że biorąc pod uwagę zmienność i niepewność, których doświadczamy na całym świecie, wszelkie długoterminowe regulacje wykraczające poza tę dekadę są przedwczesne. I proponuje „przegląd sytuacji”, by ocenić czy tempo powstawania infrastruktury ładowania i dostępność surowców do produkcji akumulatorów będą w stanie sprostać ciągłemu gwałtownemu wzrostowi liczby pojazdów zasilanych energią elektryczną.

Agnieszka Łakoma

CZYTAJ TEŻ: ,,Sieci”: Tajemnica odejścia Lisa

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych