Analizy

Polska ma niewielką szansę, by w wydobyciu gazu łupkowego powielić model amerykański

źródło: Deloitte

  • Opublikowano: 8 grudnia 2014, 09:39

  • Powiększ tekst

Stany Zjednoczone produkowały dziennie 7,5 mln baryłek ropy, o 2,5 mln więcej niż kilka lat wcześniej. Stało się to na skutek energetycznej rewolucji, która dokonała się w tym kraju po odkryciu i eksploatacji dużych złóż gazu łupkowego. Czy inne kraje, w tym Polska, mogą podążyć tą samą drogą i odnieść równie spektakularny sukces?

Jak twierdzi Gregory Zuckerman, autor książki „Frakersi. O gazie i ropie łupkowej” wydanej w Polsce przez wydawnictwo Kurhaus Publishing we współpracy z firmą doradczą Deloitte, będzie to niezwykle trudne. Wśród barier wymienia on brak doświadczenia zespołów wiertniczych, odpowiedniej infrastruktury, różnice prawne i kulturowe.

Frakowanie to potoczna nazwa szczelinowania hydraulicznego – technologii, która pozwala na wydobycie gazu łupkowego. Tytułowi frakersi to amerykańscy inwestorzy i pionierzy, którzy jako pierwsi poszukiwali gazu z łupków. Amerykański dziennikarz ekonomiczny i biznesowy Gregory Zuckerman opisuje w swojej książce historię sukcesu, m.in.: Georga Mitchella, Harolda Hamma, Aubreya McClendona, Toma Warda czy Marka Papy. Zdaniem autora to właśnie ich upór pozwolił USA osiągnąć tak niebywały sukces w tym obszarze i być dziś na dobrej drodze do samowystarczalności energetycznej. „George Mitchell, Harold Hamm, Mark Papa oraz inni nieugięci poszukiwacze gazu i łupków uparcie dążyli do celu, ponieważ wiedzieli, że jeśli uda im się stworzyć skuteczne sposoby sięgnięcia do łupków, zdobędą zarówno sławę, jak i wielkie bogactwo” – uważa Gregory Zuckerman.

Każdy z opisywanych przez niego bohaterów nie reprezentował wielkich koncernów, a raczej średnie i małe firmy, które były zdeterminowane, aby eksploatować złoża gazu łupkowego. Czy ten model powtórzy się również w Polsce? „Skała łupkowa skruszona została przez płotki amerykańskiego sektora naftowego. Funkcjonują ich tam setki, a nawet tysiące. Giganci naftowi Ameryki i świata, długo nie wierzyli w łupki i dołączyli do biznesu, dopiero gdy ryzyko niepowodzenia znacząco zmalało. W Polsce mamy zaledwie trzy duże firmy paliwowo-naftowe, a żądnych sukcesu małych i średnich przedsiębiorstw w tej branży niestety brak” – wyjaśnia Tomasz Konik, Partner, Lider Zespołu Energii i Zasobów Naturalnych w Deloitte.

Lektura książki uzmysławia, jak wielką rolę w rewolucji łupkowej odgrywają innowacyjność techniczna oraz pieniądze. Zasoby tkwiące w łupkach byłyby nadal niedostępne, gdyby nie kapitał płynący, m.in. z amerykańskiej giełdy, szczególnie przed kryzysem w 2008 roku. Poza tym firmy w USA wydają nieporównywalnie większe kwoty na badania i rozwój, co pozwoliło im na udoskonalenie technologii łupkowej. „Znaczące obciążenie kredytem to dla wielu tamtejszych firm zupełnie normalny stan. Europejskie, w tym polskie, podejście do długu jest zupełnie inne. Nasze gospodarki są dużo bardziej zachowawcze, a decydenci znacznie ostrożniejsi niż amerykańscy. Skłonność do podejmowania ryzyka okazała się jedną z najistotniejszych przesłanek amerykańskiej rewolucji łupkowej” – uważa Tomasz Konik.

Innym krajom brak także głównego elementu, który pozwolił Stanom Zjednoczonym na rewolucję energetyczną, tj. kultury przedsiębiorczości i zewnętrznych zachęt do podejmowania prób. „Patrząc na amerykańskie doświadczenia, to co zrobiono do tej pory w Polsce nie wystarczyłoby na jakikolwiek sukces w USA. Dziś nie można powiedzieć, że polskie złoża gazu łupkowego zostały rzetelnie zbadane a ich potencjał wykorzystany. Polska jest co najwyżej na początku tej drogi” – mówi Michał Wróblewski, Starszy Menedżer w Dziale Doradztwa Podatkowego, członek Zespołu Energii i Zasobów Naturalnych w Deloitte.

To co różni USA i Europę to również system prawny. Ten amerykański zakłada, że właściciel ziemi jest jednocześnie właścicielem tego, co znajduje się pod powierzchnią i może zbywać do tego prawo. To spowodowało, że w Stanach Zjednoczonych wiercenia odbywały się szybciej niż w krajach, w których prawa górnicze są kontrolowane przez rządy.

Biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki autor „Frakersów” wątpi, aby inne kraje, w których występują złoża gazu łupkowego, powtórzyły amerykański sukces. Mówi w tym kontekście także o Polsce. Wczesne szacunki wskazywały, że znajduje się u nas około pięć bilionów metrów sześciennych rezerw łupkowych. „W 2010 r. wielcy gracze, tacy jak ExxonMobil, ConocoPhillips, Marathon Oil i inni, popędzili do Polski, by kupować działki, a polski rząd wspierał badania i rozdawał koncesje na poszukiwania rozciągające się na powierzchni jednej trzeciej kraju. Nadzieje były ogromne, ale powietrze z tej polskiej bańki szybko uszło. Na początku 2012 r. szacunki dotyczące rezerw łupkowych kraju zostały drastycznie zmniejszone wobec wstępnych danych. Poza tym najbogatsze pokłady polskich formacji łupkowych znajdują się głęboko, bo ponad 4800 metrów pod ziemią co wiąże się z większymi kosztami wydobycia. Okazało się również, że łupki zawierają dużo silikonu, więc wydobycie z nich surowca jest trudniejsze” – pisze Gregory Zuckerman. Na niekorzyść Europy przemawia również brak doświadczonych zespołów wiertniczych oraz ograniczona sieć rurociągów i innej infrastruktury. O tym, jak niewiele się dzieje w tym obszarze, świadczy fakt, że w 2013 r. istniało w Europie około 70 działających platform w porównaniu z 1700 w USA.

Korzyści i koszty rewolucji łupkowej w USA

W 2006 r. nie brakowało głosów, że USA grozi kryzys energetyczny. Jednak już siedem lat później Stany Zjednoczone produkowały dziennie 7,5 miliona baryłek ropy (w 2005 r. było to 5 milionów). Nowe możliwości produkcji energii mogą zaowocować do 2020 r. ponad dwoma milionami nowych miejsc pracy. Rewolucja łupkowa przełoży się także na jeden punkt procentowy wzrostu gospodarczego w ciągu następnych 10 do 15 lat, a deficyt handlowy całego kraju może spaść o 85 proc. do 2015 r. Jednak rewolucja łupkowa nie obyła się bez ofiar. Jedną z nich stało się środowisko naturalne. „Szczelinowanie spowodowało mniej szkód niż twierdzą jego najbardziej zaciekli przeciwnicy, lecz więcej, niż przyznają zwolennicy. I być może upłyną całe lata, zanim w pełni znane staną się wszystkie konsekwencje wiercenia i szczelinowania” – argumentuje autor „Frakersów”. Pomimo wielkiego sukcesu w kontekście makroekonomii USA tamtejsza branża wydobywcza ma na swoim koncie także porażki i szereg bankructw. „Główny problem to uzależnienie rentowności od cen surowców. W pewnym sensie to „wina” samych frakersów, którzy znajdując tyle gazu, zwiększyli tak jego podaż, że ceny musiały spaść” – mówi Michał Wróblewski.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych