Analizy

fot. www.freeimages.com
fot. www.freeimages.com

Media finansowe: prezesie EBC, drukujcie!

źródło: Polska Agencja Prasowa

  • Opublikowano: 20 stycznia 2015, 17:27

    Aktualizacja: 20 stycznia 2015, 17:32

  • Powiększ tekst

Europejski Bank Centralny (EBC) musi rozpocząć dodruk pieniądza i skupowanie obligacji rządowych, czyli wprowadzić program luzowania ilościowego (QE), by pobudzić gospodarkę strefy euro i zapobiec kryzysowi. Decyzja zapadnie w czwartek - piszą media finansowe.

"Gdy Rada Prezesów EBC spotka się 22 stycznia podejmie historyczną decyzję (...). Argumenty ekonomiczne za wprowadzaniem QE w strefie euro są przytłaczające: słabe ożywienie gospodarcze po recesji (...) niepokojące prognozy dotyczące inflacji" - pisze "Economist".

Komentator "Financial Times" Manny Roman nazwał wprowadzenie QE "metodą na uniknięcie apokalipsy w strefie euro".

Wszystko więc wskazuje na to, że EBC zdecyduje się w czwartek na dodruk pieniądza i tzw. luzowanie ilościowe; powinno to pobudzić wzrost gospodarczy i podbić inflację, która spadła do niepokojąco niskiego poziomu, co grozi stagnacją oraz wzrostem bezrobocia.

Rynek od dawna czeka na taki gest ze strony Mario Draghiego, szefa EBC; w poniedziałek, gdy rozległy się pogłoski o tym, że po wielu miesiącach niekonkretnych obietnic Draghi przeforsuje w końcu program QE, główne giełdy europejskie zamknęły sesje z najwyższymi notowaniami od siedmiu lat - podał "FT".

Dlatego też czwartkowe posiedzenie Rady Prezesów EBC jest bardzo oczekiwane, a źródła, na które powołują się media finansowe, zapowiadają, że Draghi ogłosi program skupowania obligacji rządowych za nowo utworzone pieniądze na sumę rzędu 500 mld euro.

Wprowadzeniu QE przeciwstawiał się dotąd Berlin: szef Bundesbanku Jens Weidmann oraz przedstawicielka Niemiec w zarządzie EBC Sabine Lautenschlaeger.

Jedną z przyczyn oporu Niemiec był fakt, że kraje unii walutowej są w różnej kondycji gospodarczej, mają też różne ratingi długu - od potrójnego A w wypadku Niemiec do poziomu śmieciowego w Grecji - wyjaśnia "Economist", który podaje też, że Draghi poszedł na ustępstwa wobec Berlina i program QE będzie przyjęty na niemieckich warunkach.

Oznacza to, że ryzyko wynikające ze skupowania obligacji państw, które przeżywają trudności, nie będzie w ramach unijnych porozumień rozłożone na wszystkich członków unii walutowej, lecz spadnie na bank centralny danego kraju. I to on będzie musiał ewentualnie ponieść straty - pisze brytyjski tygodnik.

"Ale pakiet stymulacyjny wprowadzony przy takich założeniach stworzy niefortunny precedens, ponieważ będzie dowodem na fragmentację strefy euro" - komentuje "Economist".

Podobną opinię wyraża ekspert waszyngtońskiego think tanku Brookings Institution Bavid Wessel: z jednej strony "istnieje ryzyko, że kupując np. obligacje rządu Grecji EBC poniesie straty"; z drugiej, jeśli Bank "nie będzie kupował obligacji wszystkich krajów używających euro, to podważy samą ideę unii walutowej" - pisze Wessel na stronach Brookings.

Tymczasem jednak zbyt niska inflacja w strefie euro, która jest pochodną stagnacji gospodarczej, grozi deflacją, przed czym od wielu miesięcy ostrzegają ekonomiści. Zdaniem wielu ekspertów nie można już odkładać przyjęcia programu pomocowego, ponieważ groziłoby to kryzysem.

Bank podejmował od dłuższego czasu różne działania, w tym skupowanie prywatnych, zwłaszcza bankowych aktywów, by ożywić gospodarkę w strefie euro i podnieść inflację do poziomu bliskiego 2 proc., ale jak dotąd kroki te nie okazały się efektywne.

Manny Roman pisze jednak, że o ile większość ekonomistów uważa - zapewne słusznie - że program QE jest jedynym ratunkiem dla strefy euro, to jednak ma on "rozległe efekty i nie wszystkie są korzystne".

Niektórzy eksperci zwracają uwagę, że o ile program QE wprowadzony przez amerykański bank centralny, czyli Fed, zdołał radyklanie ożywić gospodarkę USA, to jednak sprawił on, że dramatycznie wzrosły kursy na giełdzie. Indeks S&P osiągnął nawet rekord wszechczasów – pisze Roman.

Innymi słowy ekonomiści obawiają się, że giełda w USA jest potencjalną bańką spekulacyjną, która może wkrótce pęknąć, co spowodowałoby recesję.

Jest też inny skutek stosowania QE w Ameryce: pogłębiają się nierówności społeczne. Na rosnących cenach walorów giełdowych korzystają bowiem przede wszystkim ludzie zamożni i bogate firmy – pisze komentator "FT".

QE to niekonwencjonalna metoda, którą posłużył się po załamaniu finansowym w 2008 roku amerykański Fed, a także banki centralne Japonii, Wielkiej Brytanii - przypomina Wessel.

W USA program QE stymulował skutecznie amerykańską gospodarkę, utrzymywał na niskim poziomie oprocentowanie papierów dłużnych i doprowadziło do znacznego ożywienia. Gospodarka USA jest teraz uważana za jedyny motor gospodarki globalnej. W strefie euro sytuacja jest jednak znacznie bardziej skomplikowana, a presje polityczne Berlina mogą sprawić, że rozwodniona, tańsza wersja QE, jaką przyjmie Draghi, będzie po prostu nieskuteczna - konkluduje ekspert Brookings.

(PAP)

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych