Opinie
Zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach paliw oznaczałby straty dla Orlenu, która buduje od lat model sklepu i gastronomii na blisko 2000 stacjach paliw / autor: Fratria / Andrzej Wiktor
Zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach paliw oznaczałby straty dla Orlenu, która buduje od lat model sklepu i gastronomii na blisko 2000 stacjach paliw / autor: Fratria / Andrzej Wiktor

Selektywny zakaz sprzedaży alkoholu? Więcej szkód niż pożytku

Konrad Raczkowski

Konrad Raczkowski

Prof. dr hab., Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW), dyrektor Instytutu Ekonomicznego Społecznej Akademii Nauk w Warszawie, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP, były wiceminister finansów

  • Opublikowano: 13 listopada 2025, 12:45

  • Powiększ tekst

Pomysł ustawowego zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach paliw wraca do Sejmu. Choć intencją projektodawców jest walka z alkoholizmem, branża paliwowa alarmuje: to regulacja nieskuteczna, dyskryminująca i uderzająca w polskich przedsiębiorców – w tym tysiące prywatnych właścicieli stacji oraz państwowego giganta Orlen. Zamiast ograniczyć spożycie alkoholu, może jedynie przesunąć sprzedaż do innych sklepów i szarej strefy, nie przynosząc korzyści zdrowotnych ani społecznych.

Stacje paliw to nie „główny kanał” sprzedaży alkoholu – a cios odczują polscy przedsiębiorcy, w tym Orlen

Pomysł całkowitego zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach paliw brzmi jak szybkie remedium na ważny problem, ale rozmija się z danymi. Zgodnie z oficjalnym wykazem zezwoleń, w Polsce jest ok. 195,4 tys. aktywnych zezwoleń na sprzedaż napojów alkoholowych, z czego stacje paliw mają jedynie 5 tys. – ok. 3 proc. ogółu. To twardo pokazuje, że odcięcie jednego, wąskiego kanału nie ograniczy dostępności – kupujący przejdą do najbliższego sklepu, często w tej samej lokalizacji lub kilka kroków dalej. Branża podkreśla, że regulacja dyskryminuje jedną grupę przedsiębiorców w tym samym otoczeniu rynkowym, zaburzając konkurencję bez realnego efektu zdrowotnego.

Ronald Reagan, czterdziesty prezydent USA, którego pomnik znajduje się Warszawie w Alejach Ujazdowskich mówił satyrycznie, że nadmierna legislacja nie rozwiązuje problemów, lecz je przesuwa — tworząc przestrzeń dla szarej strefy i biurokratycznego chaosu: „Jeśli coś porusza się – opodatkuj to. Jeśli dalej się porusza – ureguluj to. A jeśli przestanie się poruszać – dotuj to.” W praktyce, to esencja zjawiska, które grozi polskiemu rynkowi detalicznemu w przypadku selektywnego zakazu handlu.

Konsekwencje gospodarcze byłyby dotkliwe. Polskie, rodzinne stacje, często na cienkiej marży paliwowej opierają rentowność na ofercie „convenience”, w tym na legalnej sprzedaży trunków – zakaz ograniczy przychody, grożąc skróceniem godzin pracy, a nawet zamknięciami w mniejszych miejscowościach. Uderzenie w sprzedaż pozapaliwową dotknie też Orlen – państwową spółkę, która budowała od lat model sklepu i gastronomii na blisko 2000 stacjach paliw (łącznie z franczyzą), które posiada w Polsce. Jednocześnie zakaz nie zmieni faktu, że w zasięgu kilkudziesięciu metrów funkcjonują inne punkty sprzedaży alkoholu.

Dobre praktyki: Europa ogranicza godziny i zasady, nie selektywnie „jedną branżę”

W Unii Europejskiej stosuje się głównie reguły godzinowe, gęstości punktów i lokalne licencje, a większość państw Wspólnoty prowadzi sprzedaż alkoholu na stacji paliw według zasad ogólnych. Model liberalny sprzedaży alkoholu na stacjach paliw dominuje gospodarczo w Unii – obejmuje zarówno największe gospodarki, m.in. Niemcy, Włochy, Hiszpania, Polska (wciąż), Irlandia, jak i kraje o wysokim PKB per capita, np.: Luksemburg, Dania, Austria. Oznacza to, że według osiąganego PKB, 72 proc. gospodarek UE tworzą państwa, w których sprzedaż alkoholu na stacjach paliw jest dozwolona (z licencją) i nie występują ogólnokrajowe zakazy. Tym samym większa produktywność danego państwa i większe przeciętne bogactwo sprzyjają bardziej liberalnym regulacjom. W Wielkiej Brytanii stacje paliw mogą uzyskać licencję alkoholową jak inne sklepy – decyzja należy do władz lokalnych, a warunki określa Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (Home Office, np. zakaz sprzedaży poniżej określonej ceny, wymogi odpowiedzialnej sprzedaży). To przykład modelu, w którym licencja i egzekucja, a nie branżowy zakaz, są narzędziem polityki publicznej. Z kolei w Niemczech sprzedaż alkoholu na stacjach jest co do zasady dozwolona, a debata toczy się o uszczelnianiu egzekucji lub lokalnym ograniczaniu godzin – nie o selektywnym wykluczaniu jednej kategorii sklepów. Badania i przeglądy wskazują, że alkohol w RFN jest dostępny w różnych punktach, a ewentualne ograniczenia rozstrzyga się na poziomie landów.

Dane międzynarodowe: zakazy sprzedaży sprzyjają szarej strefie i przemocy, nie zmniejszając popytu

Historia i współczesne badania są tu zaskakująco zgodne. USA i prohibicja (1920–1933) doprowadziły do zniesienie legalnej podaży alkoholu oddając rynek grupom przestępczym. Najnowszy przegląd NBER podkreśla, że istotna część „marży producenta” została przejęta przez zorganizowaną przestępczość – klasyczny efekt prohibicji. W RPA – covidowe zakazy sprzedaży (2020–2021) i dalsze badania dowiodły, iż w trakcie zakazów ponad połowa ankietowanych kupowała alkohol nielegalnie, co wzmacniało równoległy rynek. Problem utrzymywał się także po wygaszaniu restrykcji. W Indiach – stan Bihar (prohibicja od 2016 r.) nastąpił wzrost przestępczości związanej z obrotem nielegalnym alkoholem i regularne zgony po zatruciach. Jednocześnie doniesienia agencyjne co roku opisują kolejne ofiary pomimo bezwzględnego zakazu. Również Światowa Organizacja Zdrowia podkreśla, iż twarde zakazy przesuwają konsumpcję do szarej strefy, czyli poza system wpływów podatkowych i kontroli jakości. Z perspektywy zdrowia publicznego i fiskusa to strata podwójna: więcej ryzyka zdrowotnego i mniej dochodów budżetowych. Przykładem takiego błędnego podejścia są Stany Zjednoczone, gdzie fentanyl i ogólny kryzys opioidowy w USA są jednym z najbardziej drastycznych współczesnych przykładów, w której restrykcyjna, źle skalibrowana polityka wobec alkoholu i leków psychoaktywnych przyczyniła się do wzrostu konsumpcji silniejszych, nielegalnych substancji, a ponad 1 mln rocznie Amerykanów umiera z powodu przedawkowań opioidów.

Warto spojrzeć na Szwecję, często wskazywaną jako wzór restrykcyjnej polityki alkoholowej. Tam mocny alkohol można kupić wyłącznie w państwowym Systembolaget, podatki są jedne z najwyższych w Europie, a godziny sprzedaży mocno ograniczone. Dane CAN pokazują jednak, że w latach 2019–2024 całkowite spożycie alkoholu spadło o zaledwie 6,5 proc. W tym samym czasie Szwecja przeżywała bezprecedensowy wzrost przemocy gangów. Liczba śmiertelnych strzelanin prawie się podwoiła między 2017 a 2022 rokiem, a rząd w oficjalnej strategii przyznaje, że to nie alkohol, lecz rynek narkotyków jest kluczowym źródłem dochodów zorganizowanej przestępczości i głównym motorem brutalnych konfliktów. Restrykcyjna polityka alkoholowa nie tylko nie uchroniła Szwecji przed „gigantycznym” wzrostem przestępczości, ale miała wpływ na nielegalny rozwój handlu narkotykami, które zastąpiły w jakiejś mierze legalny alkohol.

Co państwo traci, gdy wypycha legalną sprzedaż? Fiskus lubi reguły, nie wykluczenia

UE utrzymuje zharmonizowane minima akcyzy i pozwala krajom podnosić stawki – akcyza to narzędzie zarówno fiskalne, jak i zdrowotne. WHO szacuje, że w Europie podatki (VAT + akcyza) to 30–53 proc. ceny detalicznej wina/spirytusu, a podnoszenie akcyzy ogranicza spożycie i jednocześnie zwiększa dochody budżetowe – jeśli sprzedaż odbywa się w kanale legalnym. „Wycinanie” jednego legalnego kanału (stacje paliw) nie uderza w popyt, ale zmniejsza bazę podatkową tego kanału i przesuwa sprzedaż w miejsca o słabszej kontroli. W Polsce wpływy z akcyzy alkoholowej liczone są w miliardach złotych rocznie. Same napoje spirytusowe przyniosły budżetowi ponad 10 mld zł w 2024 r., do czego dochodzi VAT w łańcuchu dostaw. Skalę wydatków detalicznych (ok. 50 mld zł w 2024 r.) potwierdzają niezależne zestawienia rynkowe. Utrzymanie sprzedaży w kanale licencjonowanym – także na stacjach paliw – oznacza pewne wpływy oraz większą kontrolę jakości niż w nieformalnym obiegu.

Prawo powinno uderzać w nadużycia – równo i skutecznie

Frederic Bastiat, klasyk liberalizmu gospodarczego XIX wieku, ostrzegał, że nierówne lub arbitralne prawo – faworyzujące jednych kosztem innych – niszczy zaufanie obywateli i prowadzi do moralnego rozkładu systemu gospodarczego. W realiach współczesnych, takie prawo to np. selektywne zakazy uderzające w jedną branżę – czyli dokładnie to, co proponuje projekt zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach paliw. Polska Izba Paliw Płynnych akcentuje, że punktowe wycięcie jednego typu sklepów w tej samej lokalizacji (stacja obok sklepu) narusza równość konkurencji i nie realizuje testu proporcjonalności. Konsument i tak kupi alkohol obok, a koszt regulacyjny poniosą stacje paliw, w większości polskie firmy, ale i kierowcy, jeżeli dostępność usług się pogorszy. To argumenty prawne, ekonomiczne i społeczne, które warto i należy uwzględnić przy dalszych pracach, żeby i tak poturbowane w Polsce prawo, nie stało się narzędziem grabieży i selektywnego przesuwania przychodów i zysków – tych legalnych i nielegalnych.

Prof. Konrad Raczkowski, Centrum Gospodarki Światowej UKSW, Instytut Ekonomii i Finansów

»» Odwiedź wedługospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje

»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:

Lekarz w Polsce żyje na poziomie zachodnim

Coradia Max za 4,1 mld zł. Będzie słynny jak Pendolino?

Stolica Śląska ma na koncie sukces. O tym się nie mówi

»»Przyjdzie Niemiec i paliwo będzie za ponad 2 euro! – oglądaj wywiad z Danielem Obajtkiem w telewizji wPolsce24

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych