Analizy

Eurodolar studzi się po szoku

źródło: Tomasz Witczak, FMC Management

  • Opublikowano: 6 czerwca 2016, 07:43

  • Powiększ tekst

Wysoko w górze

Będzie to truizmem czy wręcz banałem, ale powiedzmy to dla pewności raz jeszcze – piątkowe dane z rynku pracy USA (liczone za maj) były szokiem dla rynków. To, że stopa bezrobocia spadła z 5 proc. do 4,7 proc. nie zrobiło na nikim wrażenia. Wynikało to raczej z kurczenia się zasobu siły roboczej w Stanach, ale to, co było istotne – to wzrost zatrudnienia poza rolnictwem i ogółem w sektorze prywatnym.

Wzrost ów był arcymizerny: 38 tys. w pierwszym ujęciu, 25 tys. w drugim – przy prognozach równych 161 tys. i 154 tys. Co więcej, obniżono (o ok. 40 tys.) wyniki z kwietnia w ramach rewizji. Płaca godzinowa nie zaskoczyła niczym pozytywnym – wzrosła zgodnie z przewidywaniami o 0,2 proc. m/m.

Przy takim układzie nikogo nie mogło pocieszyć to, że PMI dla usług delikatnie przebił prognozę, szczególnie że ISM dla tego samego sektora nie sprostał założeniom (które opiewały na 55,5 pkt, faktyczny odczyt to 52,9 pkt). Do tego zamówienia za kwiecień (rewizja wyniku) nie wniosły nic szczególnego.

A zatem eurodolar, który w piątek rano zaczynał forexową grę gdzieś przy 1,1150, wieczorem był przy 1,1370. Dziś rano widzimy 1,1340, sytuacja powoli się stabilizuje i generalnie zakładamy, że euro trochę odda. Wsparciem może się jednak okazać już rejon 1,1285 – 1,13.

Rynek patrzy teraz generalnie na to, co dzieje się w Stanach, niemniej dzisiejsze odczyty z Europy (o 8:00 zamówienia w niemieckim przemyśle, o 10:30 Sentix dla Eurolandu) też mogą mieć znaczenie. Do tego publicznie wystąpią Eric Rosengren (o 8:15) i Janet Yellen (o 18:30). Zobaczymy, czy utrzymają swe relatywnie jastrzębie podejście z ostatnich tygodni. Być może zresztą była to tylko taka gra ze strony Fed, by najpierw pokazać, że oczywiście podwyżki będą, a później stwierdzić, że przecież pojawił się ważny powód, by jednak ich nie było. I w ten sposób dopływ pieniądza na rynek zostanie zachowany.

Termin czerwcowy zacieśnienia polityki w USA właściwie odpada, lipcowy jest pod znakiem zapytania, natomiast nie wykluczamy jednego ruchu w dalszej części roku (choć niektórzy i wobec takiego scenariusza są sceptyczni). Ale dwa, trzy ruchy – to już wątpliwe, chyba że piątkowe payrollsy okażą się absolutnie wyjątkową wpadką czy też ulegną mocnej rewizji.

Co w Polsce?

W Polsce oczywiście dzieją się różne rzeczy, np. M. Magierowski z Kancelarii Prezydenta zapowiedział, że do końca czerwca w Sejmie powinien być już projekt ustawy frankowej, a zespół ekonomistów ankietowanych przez PAP ogłosił, że konflikt rządu z Komisją Europejską będzie szkodliwy dla gospodarki.

Nas jednak interesują głównie kursy walut. Otóż USD/PLN jest przy 3,8660. To nader korzystny poziom, bo oznacza, że pokonano trend wzrostowy, który biegł od początku kwietnia. Teraz jego linia może stanowić opór chroniący przed ewentualnymi próbami aprecjacji dolara. Wątpliwe, by udało się powrócić ponad linię tak jak się to stało 3 maja. Wtedy też została ona mocno przetestowana, ale właśnie – tylko przetestowana knotem dolnym świecy dziennej. W ostatni piątek linię przebito natomiast korpusem i finał był znacznie poniżej trendu.

Na CHF/PLN notujemy 3,96, na GBP/PLN 5,56, zaś na EUR/PLN ok. 4,3850. W tym ostatnim wypadku nie jest to jakaś szczególna rewelacja, niemniej złoty obronił się przed wizją głębszej przeceny, a nawet nieco zyskał dzięki niepowodzeniu Amerykanów, które odsunęło w czasie wizję wyższych stóp w USA. Od kilku dni na tej parze mamy konsolidację 4,3740 – 4,40 – a w dłuższym horyzoncie czasowym, sięgającym końcówki kwietnia, zakres wahań to 4,3550 – 4,4560 (w przybliżeniu).

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych