Osłabienie złotego zaskoczyło rynki
Wczoraj za jedno euro płaciło się w pewnym momencie ponad 4,33 złotego, tak dużo wspólna waluta nie kosztowała od pierwszych dni marca. Choć nie mamy do czynienia z gwałtowną wyprzedażą polskiej waluty, ruch może budzić zdziwienie wobec tak dobrych danych z polskiej gospodarki
Przede wszystkim należy rozwiać mit, iż osłabienie złotego to wina sporów z Brukselą. Naturalnie, napięte stosunki na linii Polska-UE nie pomagają, ale odkąd agencje ratingowe zmieniły kurs wobec Warszawy ten wątek w zasadzie nie ma wpływu na rynki.
Najdobitniej pokazują to zmiany w segmencie rynków wschodzących we wrześniu. Złoty stracił jak dotąd ok. 2% wobec dolara i jest to mniej niż w przypadku forinta, nie wspominając o tureckiej lirze czy południowoafrykańskim randzie. Zasadniczą przyczyną jest powrót dolara, niemalże z zaświatów.
Trzeba pamiętać, że dolar zaczynał rok na bardzo wysokich poziomach, a do września niemal wyłącznie tracił, co bardzo sprzyjało rynkom rozwijającym się, szczególnie w Europie, gdzie korzystały one dodatkowo na ożywieniu gospodarczym. Wrześniowe posiedzenie Fed i kolejne wypowiedzi przedstawicieli amerykańskiego banku centralnego pokazały jednak dość dobitnie, że polityka pieniężna będzie w USA zacieśniana.
Skoro zatem inwestorzy za moment będą widzieć w USA wyższe stopy procentowe niż w Polsce czy na Węgrzech, lokalne waluty tych krajów tracą na atrakcyjności. Dziwić może jedynie skala przeceny również wobec euro, choć należy pamiętać, że rynki wyczekują na informacje co do zmian polityki EBC w 2018 roku.
Tymczasem w Polsce pomimo przyspieszenia wzrostu i dynamiki płac, której zazdroszczą nam banki centralne z krajów rozwiniętych, stopy procentowe mają pozostać niezmienione przez dłuższy czas. Inwestorzy nie mają zatem specjalnego powodu, aby kupować obecnie złotego.
Patrząc na fundamenty makroekonomiczne wydaje się, że kurs złotego, szczególnie wobec euro, powinien być niżej, a okres wyprzedaży jedynie przejściowy. Należy jednak mieć na uwadze fakt, że obecnej korekcie towarzyszy bardzo dobra sytuacja na światowych giełdach, więc nie jest ona powodowana awersją do ryzyka. Na Wall Street nie było w tym roku choćby 5% korekty (ostatnia taka miała miejsce przy okazji wyborów w USA), a takie ruchy niemal zawsze szkodzą walutom rynków wschodzących. Dlatego, choć oczekujemy spadku notowań ponownie w okolice 4,25 w ostatnim kwartale roku, nie można wykluczyć przejściowego „skoku” w rejon 4,40.
W piątkowym kalendarzu kluczową publikacją będzie inflacja ze strefy euro o godzinie 11:00 – rynki oczekują jej przyspieszenia do 1,6% r/r. O 9:00 euro kosztuje 4,3080 złotego, dolar 3,6520 złotego, frank 3,7654 złotego, zaś funt 4,9002 złotego.