Jak jechać za chlebem to tylko do innego kraju
Blisko połowa Polaków chce dojeżdżać do pracy nie dalej niż 15 km, z kolei co trzeci twierdzi, że mógłby przemieścić się od 15 do 50 km – wynika z danych Kantar Millward Brown dla Work Service
Jednocześnie tylko 15 proc. firm zachęca pracowników do podjęcia zatrudnienia poza miejscem zamieszkania. To pokazuje, że wciąż w Polsce zarówno kandydaci, jak i pracodawcy nie są zwolennikami wewnętrznych migracji. Także bony relokacyjne nie cieszą się dużym zainteresowaniem. W ciągu 2,5 roku skorzystało z nich jedynie 30 tys. osób bezrobotnych.
Bezrobocie jest rekordowo niskie, ale to nie oznacza, że w całym kraju sytuacja jest równie dobra. Wciąż w dwóch województwach warmińsko-mazurskim i kujawsko-pomorskim odsetek osób bez pracy jest dwucyfrowy. Co więcej, w skali kraju są miejsca, gdzie w odległości 100 kilometrów różnica w poziomie bezrobocia jest ogromna. Przykładem powiat szydłowiecki, gdzie bez pracy jest 25,8 proc. mieszkańców, a znajduje się on nieco ponad 130 km od Warszawy, gdzie bezrobocie wynosi 2 proc. To pokazuje, że wiele osób nie jest skłonnych do dalszego dojeżdżania do miejsca zatrudnienia. Potwierdzają to dane Work Service – tylko co 14-sty badany twierdzi, że może przejechać do pracy powyżej 100 km, a nieco ponad 5 proc. od 50 do 100 km.
Paradoksalnie można stwierdzić, że Polacy chętniej wyjeżdżają za pracą do innego kraju niż do innego miasta w Polsce. 49 proc. badanych przez nas pracowników twierdzi, że może dojeżdżać do miejsca zatrudnienia 15 km czyli tak naprawdę jest to podróż w ramach rejonu zamieszkania. Co trzeci deklaruje podróż od 15 do 50 km.
Problem pojawia się, kiedy praca jest dalej czyli powyżej 50 albo 100 km. Gdyby pracownicy byli bardziej skłonni do dojeżdżania to w wielu regionach kraju bezrobocie byłoby dużo niższe. Pracodawcy szukają kandydatów, a ci wielokrotnie mimo, że nie mają zatrudnienia to nie chcą opuszczać swojej miejscowości w poszukiwaniu pracy.
Nawet jeśli kilkadziesiąt kilometrów dalej jest dostępna od ręki. Widać też, że im większe zarobki tym większa skłonność do dalszych dojazdów. Najmniej chętni są ci, którzy zarabiają do 1999 zł netto, a najbardziej ci, którzy co miesiąc otrzymują powyżej 3999 zł na rękę – komentuje Andrzej Kubisiak, dyrektor ds. Analiz z Work Service S.A.
Pracodawcy i bony relokacyjne nie zachęcają do dojazdów
Ponad połowa pracodawców ma już kłopoty za znalezieniem pracowników, ale tylko 15% pracodawców prowadzi jakiekolwiek działania mające skłonić ludzi do podjęcia zatrudnienia w innym mieście bądź miejscowości. Najczęściej firmy proponują ludziom pracę zdalną, na co wskazuje 5,8 proc. przedsiębiorstw. 5,5 proc. dopłaca do transportu albo oferuje zakwaterowanie na miejscu. 1 na 50 firm sama dowozi pracowników.
Działania, które mają zachęcić ludzi do aktywności zawodowej poza miejscem zamieszkania, podjęło też kilka lat temu Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej. Wprowadziło bon na zasiedlenie. W jego ramach bezrobotni do 30 roku życia mogą otrzymać środki na pokrycie kosztów zakwaterowania jeśli zdecydują się na pracę poza miejscem zamieszkania. Dofinansowanie sięga poziomu 2-krotności przeciętnego wynagrodzenia. Z tej opcji w zeszłym roku skorzystało ponad 13 tys. osób, w 2016 roku niewiele ponad 10 tys., a w pierwszej połowie 2015 roku już 6,8 tys. bezrobotnych.
Na przestrzeni dwóch i pół roku ponad 30 tys. bezrobotnych skorzystało z bonu na zasiedlenie. To jednak wciąż kropla w morzu potrzeb, bo już w tej chwili mamy ponad 131 tys. wakatów i przeszło milion bezrobotnych. Jednocześnie widać, że tylko 15% firm robi coś, żeby zachęcić ludzi do migracji wewnątrz kraju i podejmowania pracy poza miejscem zamieszkania.
Najczęściej decydują się na to firmy duże, bo i one potrzeby mają największe. Wśród tych zatrudniających powyżej 249 osób działania prowadzi 19 proc. z nich. Najrzadziej decydują się małe, wśród których odsetek wynosi 14 proc. Warto zwrócić uwagę, że połowa badanych przez nas przedsiębiorców sygnalizuje, że pracownicy z innych miast sami się do nich zgłaszają.
Jednak wraz z rosnącymi problemami kadrowymi sytuacja będzie musiała się zmienić, bo bez zachęt do migracji wewnętrznych wiele miejsc będzie pozostawać nieobsadzonych i wówczas jedynym rozwiązaniem będzie sięganie po pracowników zza granicy – dodaje Andrzej Kubisiak.