Rynek czeka na dane o inflacji
Pierwsza połowa lutego na rynkach była bardzo burzliwa. Kamyczkiem, który uruchomił lawinę były dane z amerykańskiego rynku pracy za styczeń. Przełożyły się na przecenę obligacji, a ta uruchomiła wyprzedaż akcji i turbulencje na innych rynkach. Dziś nie mniej ważne dane o inflacji
Pewnym paradoksem jest fakt, że dobre dane z amerykańskiego rynku pracy wywołały paniczną w pewnym momencie wyprzedaż na rynkach akcji. Przecież na przyspieszenie wzrostu płac czekano w USA przez wiele miesięcy i gdy wreszcie dynamika wynagrodzeń nieco drgnęła, rynki zareagowały alergicznie. 2,9% w skali roku, o tyle wynagrodzenia wzrosły w styczniu, w Polsce byłaby to wartość fatalna, ale w USA był to najszybszy wzrost od kryzysu, symptom tego, że odbudowę sytuacji na rynku pracy (podczas której stopa bezrobocia spadła z 10% w październiku 2009 do 4,1% obecnie) można uznać za kompletną. Dlaczego zatem inwestorzy spanikowali? Nie jest tajemnicą, że przez kilka ostatnich lat mieliśmy kombinację przyzwoitego wzrostu gospodarczego i bezprecedensowo taniego pieniądza. Wielu inwestorów mówiło otwarcie, że lepszy jest nie za wysoki wzrost tak długo jak banki centralne nie podnoszą stóp procentowych. Co prawda Fed zaczął podnosić stopy już jakiś czas temu, jednak do tej pory robił to powoli, a inne banki centralne w ogólnie nie paliły się do kopiowania jego poczynań. Dane o wzroście wynagrodzeń zostały odebrane jako symbol zakończenia ery taniego pieniądza. Rentowności obligacji, które pełzały powoli w górę już od kilku tygodni wystrzeliły wyżej powodując obawy, że hossa mogła się właśnie zakończyć. To sprawia, że dzisiejsze dane o inflacji są bardzo ważne.
Co prawda celem dla Fed nie jest inflacja mierzona koszykiem CPI (jak to jest niemal wszędzie na świecie) a PCE, ale inflacja CPI publikowana jest znacznie wcześniej. Gdyby inflacja również zaskoczyła wzrostem część inwestorów może zacząć panikować. Publikacja danych o godzinie 14:30, konsensus zakłada inflację na poziomie 1,9% r/r i bazową 1,7% r/r.
W Europie publikowane będą dziś dane o PKB za czwarty kwartał, w tym w Polsce po raz pierwszy. Z danych GUS za cały rok wynika jednak, że wzrost w ostatnim kwartale mógł wynieść 5,2-5,3%, czyli jeszcze więcej niż w bardzo dobrym trzecim kwartale. Dobre dane z polskiej gospodarki pomagają amortyzować wpływ niekorzystnej sytuacji na rynkach globalnych na złotego. W ostatnich dniach sytuacja na Wall Street uległa uspokojeniu, pojawiły się nawet wzrosty, natomiast zyskiwać zaczęły jen oraz w mniejszym stopniu frank szwajcarski, waluty popularne w okresie zwiększonej awersji do ryzyka.
Teoretycznie nie są to dobre wiadomości dla złotego, który jednak uparcie pozostaje mocny. Tym niemniej w naszej ocenie do czasu definitywnego zakończenia korekty na rynkach globalnych ryzyko jest po stronie osłabienia polskiej waluty. Dziś o 8:55 euro kosztuje 4,1697 złotego, dolar 3,3712 złotego,