Analizy

Czy optymizm rynków jest uzasadniony?

dr Przemysław Kwiecień CFA, Główny Ekonomista XTB

  • Opublikowano: 2 stycznia 2020, 08:55

  • Powiększ tekst

Rok 2020 rozpoczynamy w zupełnie innych nastrojach niż poprzedni. Rok temu byliśmy właśnie po fatalnym kwartale dla giełd i zawirowaniach na rynku jena. Dominowały obawy o spowolnienie, które częściowo się sprawdziły, jednak dla większości rynków rok okazał się bardzo dobry.

Dziś nastroje są dobre, bazujące na nadziejach na efekty luzowania monetarnego i porozumień handlowych. Iwnestorzy liczą, że wszystko, co pociągnęło globalną gospodarkę na skraj recesji teraz będzie działać w drugim kierunku. Banki centralne starają się iwnestorów w takich oczekiwaniach utwierdzić i PBOC już ogłosił obniżenie wymaganych rezerw dla banków. Pojawia się jednak pytanie, jak długo utrzyma się koniunktura nadmuchana tak agresywnym luzowaniem? Czy kolejne akty luzowania w Chinach nie są raczej próbą reagowania na coraz trudniejszą sytuację? Czy globalna gospodarka może jeszcze wykrzesać z siebie kilka lat ekspansji? A jeśli nie, jak bardzo przesadzony jest optymizm rynkowy?

Ubiegłoroczne spowolnienie nie ma jednej oczywistej przyczyny. Wiemy, że dotyczyło ono głównie przemysłu i tu było bardzo szerokie. Produkcja samochodów na świecie spadała w ujęciu rocznym przez ostatnich 15 miesięcy, choć w listopadzie u kilku dużych producentów (Niemcy, USA, Francja, Brazylia, Włochy) odnotowaliśmy wzrost produkcji (poza USA nadal była ona jednak niższa niż przed dwoma laty). Sporo mówi się tu o kłopotach firm w dostosowaniu się do coraz bardziej zaostrzanych norm środowiskowych. Ciągle duże spadki w ujęciu rocznym widać w przemyśle technologicznym, choć i tu ma miejsce pewne odbicie. Mocno zadławił się przemysł chemiczny. Wydaje się, że po dekadzie ekspansji przemysł był „podatny na kłopoty”, a ich seria w postaci ceł, regulacji, Brexitu wystarczyła aby doprowadzić do spadku aktywności. Przed recesją uchronił nas mocny globalnie konsument, który nie wyczuł zagrożenia. To też oznacza, że paniczne niemal luzowanie na świecie z makroekonomicznego punktu widzenia mogło być przesadzone (szczególnie, że banki nie mają wiele miejsca na dalsze działanie) – to nie bieżący popyt był problemem.Działania monetarne pomogły za to wydatnie rynkom, bardzo mocno zyskały w zasadzie wszystkie ważniejsze klasy aktywów.

Dla spowalniającej polskiej gospodarki bardzo ważne będzie to, na ile nadzieje na powrót do szybszego globalnego wzrostu okażą się zasadne. Bieżący rok przyniesie spowolnienie, choćby ze względu na wyhamowanie inwestycji związanych z kończącą się perpsektywą budżetową, więc spadek popytu na polski eksport byłby w takich okolicznościach bardzo niefortunny. Gra toczy się o to, czy wzrost wyniesie 3,5-4%, czy też nawet mniej niż 3%. Od tego zależeć też będzie, czy złoty da radę kontynuować umocnienie z końcówki 2019 roku. W pierwszy dzień handlu nieco traci. O 8:45 dolar kosztuje 3,7996 złotego, euro 4,2588 złotego, frank 3,9163 złotego, zaś funt 5,0236 złotego.

Czytaj też: Hrywna największym wygranym 2019 r.

dr Przemysław Kwiecień CFA, Główny Ekonomista XTB

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych