INWAZJA NA UKRAINĘ
Zabawa w kraterze, ogrzewanie kamieniami: Życie cywili na wojnie
Po prawie tygodniu od zmasowanego rosyjskiego ataku rakietowego na Kijów w mieście jest spokojnie. Mieszkańcy tłumnie odwiedzają miejsca, gdzie spadły rakiety, oszczędzają prąd i do ogrzewania pomieszczeń używają podgrzewanych świeczkami kamyków.
Wiele budynków nadal pozostaje bez prądu po tym, gdy wojska rosyjskie dokonały w ubiegły poniedziałek ataku rakietowego na ukraińską stolicę. Sytuacja ta popchnęła wielu kijowian do poszukiwania nowych sposobów ogrzewania pomieszczeń bez użycia prądu. 40-letnia Łesia przyznała w rozmowie z PAP, że koleżanka zasugerowała jej użycie podgrzewacza do potraw.
„Należy jedynie do naczynia włożyć nie potrawy, a kamyki, które potrafią dość długo utrzymywać ciepło” - wyjaśniła kobieta. „Najlepiej pod kamyczkami umieścić folię aluminiową; ja swoje uzbierałam na pobliskim podwórku” - dodała.
Sytuacja z prądem w Kijowie ustabilizowała się w czwartek. Po sobotnim uderzeniu rakietowym na obwód kijowski w stolicy znów wprowadzono jednak tryb oszczędzania. Ulice Kijowa są w związku z tym w godzinach wieczornych i nocnych słabo oświetlone, a mieszkańców wzywa się do rozsądnego korzystania z energii elektrycznej.
Szkoły i uczelnie wyższe, zgodnie z rozporządzeniem ministerstwa edukacji Ukrainy, mają od poniedziałku możliwość wyboru trybu nauczania. Cześć z nich zdecydowała się na tryb zdalny, inne będą kontynuować nauczanie stacjonarnie.
Po trzydniowej względnej ciszy w kijowskim śródmieściu, w weekend znów wypełniło się ono ludźmi. Większość udała się tam po to, by na własne oczy zobaczyć miejsca, gdzie spadły rosyjskie pociski. Do znajdującej się w Parku Szewczenki wyrwy wchodzą zarówno dzieci, jak i dorośli. Wiele osób robi zdjęcia, m.in. pobliskiemu „punktowi kontrolnemu”, który urządziło czterech chłopców uzbrojonych w zabawkowe karabiny.
„Już po raz czwarty (po atakach) przychodzimy tu z dziećmi” - powiedziała 37-letnia Daria. „Mieszkamy dwie przecznice stąd i często tu bywamy. Córeczki mają tu przyjaciółki, my z mężem - swoją grupę znajomych. Już w czwartek nie wytrzymaliśmy i przyszliśmy. Okazało się, że kilku z naszych znajomych też tu było, chociaż się z nimi nie umawialiśmy” - dodała rozmówczyni PAP, przyznając, że spotkanie ze znajomymi doprowadziło ją do łez. „Długo rozmawialiśmy o tym, jak bardzo trzeba nienawidzić Ukraińców, żeby robić im coś takiego” - wyznała.
W pobliskich kamienicach i muzeach ciągle brakuje szyb, które tydzień temu wybił podmuch eksplozji. Chodniki są już sprzątnięte, a z okien pobliskich kawiarni rozbrzmiewa muzyka, zapraszając gości do stolików ozdobionych gałązkami bawełny – jednym z symboli ukraińskiego oporu.
Z Kijowa Tatiana Artuszewska
PAP/ as/