TYLKO U NAS
Szef URE: Decyzja o zamrożeniu cen jest racjonalna
Na pewno zamrożenie cen to dobry i skuteczny sposób na ochronę najsłabszych odbiorców przed drastycznymi podwyżkami, a takie w tym roku na pewno by nastąpiły - mówi portalowi wGospodarce.pl prezes Urzędu Regulacji Energetyki Rafał Gawin.
Agnieszka Łakoma: Od wiosny po napaści Rosji na Ukrainę słyszymy o kryzysie energetycznym w Europie. Jak bardzo ten rok różni się od lat poprzednich, gdy chodzi o uwarunkowania rynku energii elektrycznej w Polsce?
Rafał Gawin: Obecny rok nie tylko w polskiej elektroenergetyce jest wyjątkowy ze względu na sytuację kryzysową na rynku paliw, czyli gazu i węgla, wywołaną agresją Rosji na Ukrainę. Co więcej, dużą wyjątkowość charakteryzuje nie tylko mijający rok, ale też lata go poprzedzające. W 2020 roku pandemia COVID 19 negatywnie wpłynęła na gospodarkę. Po niej, w 2021 roku nastąpiło odbicie i w efekcie wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną.
Lecz o ile w poprzednich latach jednym z kluczowych czynników wpływających na ceny hurtowe i ceny dla odbiorców w naszym kraju były koszty uprawnień do emisji dwutlenku węgla, to w tym roku – najważniejszym wyzwaniem dla wytwórców energii stało się pozyskanie paliwa, jak również jego bardzo wysokie ceny. I przede wszystkim bezpieczeństwo oraz ciągłość zaopatrzenia w paliwa wpłynęły na ceny energii elektrycznej.
Patrząc na polski miks energetyczny, wydawać by się mogło, że ceny hurtowe nie powinny rosnąć tak drastycznie, jak na przykład w Niemczech. Tam gaz ma bardzo duże znaczenie dla produkcji energii, więc to oczywiste że po wstrzymaniu przez Rosjan dostaw wystąpiły problemy. Polskie elektrownie miały odpowiednie ilości węgla i tylko częściowo zapewnił je bardzo drogi import.
Polski rynek energii nie działa w oderwaniu od europejskiego, ale jest z nim powiązany, jest jego częścią. Dlatego problem z dostawami gazu dla Europy Zachodniej, który nas ominął, wpłynął jednak na ceny na Towarowej Giełdzie Energii. Warto pamiętać, że duża niepewność co do bezpieczeństwa dostaw paliw prowokowała spekulacje na rynku europejskim. Ceny gazu i energii zostały wywindowane. Jednocześnie okazało się, że Unia Europejska nie jest przygotowana na taką sytuację i nie ma odpowiednich narzędzi, by tym spekulacjom zapobiec. Dopiero na przełomie września i października br. zapadły decyzje o możliwości wprowadzenia przez kraje członkowskie działań osłonowych dla odbiorców energii i gazu oraz opodatkowania spółek energetycznych, osiągających dzięki kryzysowi ponadnormatywne zyski.
Polski rząd podjął działania osłonowe zamrażając ceny z jednej strony, a z drugiej – zawieszając tzw. obligo giełdowe czyli obowiązek sprzedaży znacznej części energii poprzez giełdę (TGE). Szczególnie to ostatnie rozwiązanie wywołuje wiele emocji, ale założenie było takie, by obniżyć ceny hurtowe. Jak Pan je ocenia?
Mówimy w praktyce o likwidacji obliga giełdowego, a nie tylko o jego zawieszeniu - nie wiemy przecież czy i kiedy zostanie ono przywrócone. Od kiedy pojawił się ten pomysł, nie byłem jego zwolennikiem. Przede wszystkim nie widzę bezpośredniego związku między likwidacją obliga a spadkiem cen. Jeśli jakiś towar jest oferowany na giełdzie w konkretnej cenie, to nie znaczy, że w obrocie pozagiełdowym będzie tańszy. Poza tym nasz rynek giełdowy funkcjonuje na innych zasadach niż w Europie Zachodniej i u nas firmy nie muszą gromadzić tak dużych depozytów, czyli środków mających zabezpieczać giełdowe transakcje sprzedaży energii. Wymagane zabezpieczenia dotyczą tylko części wartości tych transakcji. Co więcej - zabezpieczenia, być może wyższe, będą także potrzebne w kontraktach bilateralnych. I oczywiście te kwoty będą „przerzucane” na odbiorców. Więc może się okazać, że po zniesieniu obliga dla odbiorcy będzie drożej, a nie taniej.
Wydatki na depozyty to olbrzymi problem i w wielu krajach UE na to też idą rządowe środki pomocowe dla branży energetycznej. Equinor oszacował te koszty finansowe nawet na 1,5 biliona euro. Ale wróćmy do polskiego rynku. Czy z punktu widzenia Regulatora zamrożenie cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych, odbiorców wrażliwych oraz małych i średnich firm to dobry sposób na kryzys?
Na pewno zamrożenie cen to dobry i skuteczny sposób na ochronę najsłabszych odbiorców przed drastycznymi podwyżkami, a takie w tym roku na pewno by nastąpiły. Ustawodawca podjął więc racjonalną decyzję w reakcji na aktualną sytuację. Jednak bardzo ważne jest, by mechanizm zamrożenia cen wprowadzać tylko na określony czas.
Czyli w Pana opinii krótkoterminowo nadzwyczajna sytuacja uzasadnia tego typu ingerencję w rynek. Jednakże część ekspertów i zapewne również i społeczeństwa zadaje sobie pytanie, co dalej – gdy ceny znów będą rynkowe. Czy zatem w 2024 roku powinniśmy spodziewać się drastycznych podwyżek?
Na ceny w przyszłym roku wpływ będzie mieć wiele czynników, które trudno dziś odpowiedzialnie prognozować. Wiele zależy od rozwoju sytuacji na rynkach paliw, a przede wszystkim: czy ceny gazu będą stabilne i tylko niewiele wyższe niż pod koniec 2022 roku, czy węgiel będzie znacząco tańszy niż obecnie, skoro już są pierwsze symptomy spadku notowań. Na rynku paliw pozytywnym czynnikiem powinien być czas. Po prostu będziemy go mieć więcej - niż w tym roku - na przygotowanie się do kolejnego sezonu zimowego.
Załóżmy optymistycznie, że cenowa huśtawka na rynku surowcowym skończy się, elektrownie będą mieć dość węgla po rozsądnej czyli niższej niż teraz cenie. Jak to wpłynie na nasze rachunki za energię?
Nawet przy tych optymistycznych założeniach podwyżka cen energii elektrycznej w 2024 roku dla odbiorców chronionych wydaje się być nieunikniona. Oznacza to, że będzie ona odłożona w czasie i z dużym prawdopodobieństwem niższa, niż gdyby została wprowadzona od najbliższego roku w oparciu o warunki czysto rynkowe. Dlatego racjonalne użytkowanie energii i jej oszczędzanie staje się tym bardziej ważne w obecnych czasach.
Rozmawiała Agnieszka Łakoma
»» O decyzjach URE w sprawie taryf na prąd i gaz czytaj tutaj:
Ceny energii oficjalnie zamrożone