Informacje

Zdjęcie ilustracyjne / autor: Pixabay.com
Zdjęcie ilustracyjne / autor: Pixabay.com

Pryncypia i pieniądze Pani komisarz

Agnieszka Łakoma

Agnieszka Łakoma

dziennikarka portalu wGospodarce.pl, publicystka miesięcznika "Gazeta Bankowa", komentatorka telewizji wPolsce.pl; specjalizuje się w rynku paliw i energetyce

  • Opublikowano: 7 lutego 2023, 10:15

  • Powiększ tekst

Czy była unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes w końcu poniesie konsekwencje za swoje nielegalne działania na rzecz i dla Ubera? W naszym kraju zasłynęła tym, że doprowadziła do upadłości stoczni, uznając pomoc państwa polskiego za niezgodną prawem UE

Władze holenderskie ujawniły kilka dni temu dokumenty, które ukazują sposób, w jaki Neelie Kroes po odejściu z funkcji unijnego komisarza lobbowała w sierpniu w 2015 roku na rzecz Ubera i zabiegała, by z szefem tego koncernu spotkał się premier Mark Rutte. Komisja Europejska od kilku miesięcy analizuje sprawę wpływów, jakie Uber miał wśród unijnych polityków i członków rządów niektórych państw Wspólnoty. (Wśród nich był także Emanuel Macron, jako minister gospodarki w latach 2014-15.)

Po dekadzie pracy w Komisji Europejskiej i odejściu w listopadzie 2014 roku Neelie Kroes nie powinna – mając odprawę finansową - przez 18 miesięcy podejmować innych obowiązków ani w lobbingu ani w biznesie. Tymczasem wśród ujawnionych dokumentów, na które powołuje się „Politico”, jest wiadomość wysłana do premiera, w której Neelie Kroes pisze o „fascynującym spotkaniu z założycielem Ubera”. - Powinieneś go poznać – dodaje. Wcześniej wyszły na jaw dokumenty, według których w sprawie Ubera „Kroes rozmawiała z członkami holenderskiego gabinetu i proponowała zorganizowanie spotkań z urzędnikami UE”. Zaś jeszcze jako urzędniczka KE krytykowała belgijski rząd za to, że walczy z Uberem i chce chronić miejsca pracy licencjonowanych taksówkarzy. Po zakończeniu tzw. okresu karencji - w maju 2016 r. Kroes trafiła do rady doradczej ds. polityki publicznej Ubera.

Obecnie działania lobbingowe Kroes bada unijna agencja ds. zwalczania nadużyć finansowych OLAF.

Lobbing na rzecz Ubera to nie jedyne wzbudzające wątpliwości działania Neelie Kroes. W 2016 roku – w efekcie śledztwa dziennikarskiego - okazało się, że będąc komisarzem UE pracowała dla spółki Mint Holdings Ltd. zarejestrowanej w raju podatkowym na Bahamach. I zasiadała w jej radzie dyrektorów w latach 2000-2009. Spółka miała zbierać fundusze na zakup koncernu Enron – giganta amerykańskiego, który w wyjątkowo spektakularny sposób zbankrutował w 2008 roku. Prawnicy byłej komisarz tłumaczyli w 2016 r., że ponieważ spółka nigdy nie podjęła operacyjnej działalności, Kroes zakładała, że przestała być tam dyrektorem. Zaś brak informacji o tym, że zasiadała w radzie dyrektorów, nazwali „niedopatrzeniem”.

Informując o tej sprawie, niemiecka gazeta „Sueddeutsche Zeitung” pisała w 2016 roku, że podważa wiarygodność Komisji Europejskiej. Skoro osoba mająca walczyć z kartelami i nielegalną pomocą państwa okazała się być szefową firmy w cieszącym się złą sławą raju podatkowym, to „stawia pytania o niezależność brukselskich komisarzy”. Zgodnie z prawem unijnym jeśli członek Komisji Europejskiej złamie zapisane w Traktacie zasady postępowania, to może stracić funkcję albo emeryturę (lub inne wynagrodzenia). Jednak o tym decyduje już sąd.

Kroes i polskie stocznie

Neelie Kroes była dwukrotnie komisarzem unijnym, odpowiadając najpierw za sprawy konkurencji a następnie ds. agendy cyfrowej i nawet pełniła funkcję wiceprzewodniczącej KE. Należała do najbardziej wpływowych osób w Brukseli. Kilkukrotnie „odwiedzała” Polskę i przyczyniła się do upadłości stoczni. Jak informował w 2009 roku PortalMorski.pl, ”to za sprawą unijnej komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes Unia utrzymała sztywne stanowisko, że pomoc publiczna dla polskich stoczni była nielegalna. Kroes w porozumieniu z polskim rządem doprowadziła do kontrolowanego upadku stoczni w Szczecinie i Gdyni”.

W artykule o upadłości stoczni szczecińskiej, opublikowanym w 2019 roku na stronie internetowej TVP3 Szczecin, czytamy wypowiedź jednego z byłych jej pracowników Grzegorza Sauguta.

Wcześniej pracowało około 11 tysięcy ludzi z tymi wszystkimi firmami zewnętrznymi - „córkami”, które tak były nazywane, a została taka część około 4 tysięcy ludzi i dalej produkowaliśmy statki i nagle się okazało, że i ta stocznia musi zostać zamknięta ze względu na to, że otrzymujemy pomoc publiczną — powiedział. - To były poręczenia kredytowe. (…) Myśmy te poręczenia kredytowe spłacali, bo statki produkowaliśmy i sprzedawaliśmy, ale jednak Unia uznała, że musimy zlikwidować stocznię – dodał.

Agnieszka Łakoma

(na podst. Euractive, Politico)

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych