Fakro kontra Komisja Europejska
Fakro, największy w Polsce i drugi w Europie producent okien dachowych, nie może przebić się w KE ze skargą na monopolistyczne działania większego konkurenta z Danii. Tej samej Danii, z której (przypadkiem) też pochodzi unijny komisarz ds. konkurencji.
W lipcu minęły cztery lata odkąd producent okien dachowych z Nowego Sącza złożył do Komisji Europejskiej skargę na nadużywanie pozycji dominującej przez Grupę Velux mającej ok. 85-proc. udział w europejskim rynku okien dachowych.
Prawnicy wynajęci przez nowosądecką firmę, po prześledzeniu z dużą dokładnością podobnych spraw w KE (gdzie jednoznacznie karano winnych i zakazywano dalszego stosowania nieuczciwych praktyk), przygotowali 299 stron materiałów, w których szczegółowo objaśniono zasady funkcjonowania europejskiego rynku okien dachowych oraz pozycje poszczególnych producentów. Oprócz tego pełnomocnicy nowosądeckiego przedsiębiorstwa przedstawili w detalach poszczególne zarzuty wobec Veluxa, wraz ze stosownymi wyjaśnieniami prawnymi oraz licznymi dowodami dotyczącymi m.in. stosowania dumpingowych cen czy nierównego traktowania partnerów handlowych.
W sumie dokumentacja dowodowa dołączona do skargi liczyła niemal 1100 stron.
– Skargę złożyliśmy w dwóch wersjach wymaganych przez KE – w wersji niejawnej, na której pracuje sama Komisja, oraz w wersji jawnej. Dodatkowo obie wersji skargi zostały grzecznościowo przetłumaczone na język angielski, tak aby z jednej strony zapewnić dokładność tłumaczenia, a z drugiej – ułatwić samej Komisji prace i przyspieszyć wyjaśnienie sprawy – wyjaśniła Bożena Damasiewicz, dyrektor Biura Zarządu w Fakro. Szybko się okazało, że tłumaczenie dokumentów niczego Komisji nie ułatwiło, ani tym bardziej nie przyśpieszyło.
Niski priorytet
Funkcjonujące od 2008 r. w KE wytyczne pozwalają jej zajmować się sprawami wg tzw. priorytetów. To do wyłącznej kompetencji Komisji należy decyzja, czy sprawa jej zdaniem jest ważna, czy nie. – Nasza niestety otrzymała niski priorytet. Nie wiadomo dlaczego, może jest za mało medialna, a może po prostu niewygodna – tłumaczy z nieukrywaną frustracją Ryszard Florek prezes i współwłaściciel firmy Fakro.
Praktyka wskazuje, że są sprawy, którymi Komisja zajmowała się znacznie dłużej niż 4 lata. Tyle że nad zebranym przez Fakro materiałem, unijni urzędnicy nawet się nie pochylili. – Jedyne co się na razie udało unijnym urzędnikom w naszej sprawie, to zmiany w zespole, do którego nasza skarga trafiła. W sumie od złożenia skargi ekipa prowadząca naszą sprawę zmieniła się aż trzykrotnie. To ewenement w działaniu Komisji Europejskiej – dodaje Florek.
Tymczasem w grudniu 2015 r. (3,5 lata od momentu złożenia skargi) zarząd Fakro został oficjalnie poinformowany przez Komisję, że ta nie będzie analizować skargi, gdyż jak podano w uzasadnieniu „wymagałoby to zaangażowania wielu sił i środków”.
– Nie rozumiemy tej decyzji. Polska płaci składki do unijnego budżetu tak jak inne kraje, dlaczego więc na rozpatrzenie sprawy „polskiej” brakuje sił i środków – irytuje się przedsiębiorca. Jako firma z Polski, która jest pełnoprawnym członkiem Wspólnoty, uznajemy, że mamy prawo do rzetelnej i sprawiedliwej oceny przygotowanego przez nas materiału dowodowego. Dlatego też żądamy prawa do rozpatrzenia tej skargi – kwituje Florek.
Przypomina, że zapisanym w traktatach obowiązkiem Unii jest przestrzeganie równych praw wobec wszystkich jej członków. I dopóki szanse te nie zostaną wyrównane, nie ma mowy o uczciwej konkurencji, która jest motorem wzrostu gospodarczego i Polski, i całej Unii.
Nowosądeckie przedsiębiorstwo nie składa broni. Odwołało się od decyzji KE i czeka na odpowiedź. Jednocześnie rozważa możliwość wniesienia do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości skargi przeciw Komisji Europejskiej.
LGS