Rosja: Wojenna gospodarka na granicy pęknięcia
Niedawne postępy rosyjskiej armii pod ukraińską Awdijewką, jak również zamrożenie kontrofensywy Kijowa zaczęły wzbudzać wątpliwości co do skuteczności działania zachodnich sankcji.
Jak donosi ekspert ds. bezpieczeństwa Jarosław Ciślak na łamach Defence24, od 1 grudnia armia Federacji Rosyjskiej ma się zwiększyć, zgodnie z ukazem prezydenta Władimira Putina o 169.372 żołnierzy. To oznacza, że tylko w grudniu 2023 roku wojsko Rosji ma liczyć ponad 2 miliony ludzi.
Armia nie do utrzymania?
Jak wiemy co najmniej od czasów Napoleona Bonaparte „armia maszeruje na brzuchu”, więc gospodarka Federacji Rosyjskiej, po tym wzroście, będzie obciążona utrzymaniem ogromnej rzeszy wojskowych. Czy jednak jest ona w stanie sobie z tym zadaniem poradzić?
CZYTAJ TEŻ: Rosja kreśli wizerunek Polski jako agresora
Tak i nie.
Kreml już na początku roku przestawił całość gospodarki Rosji na tory wojenne. To oznacza, że sankcje nałożone na ten kraj mogą mieć ograniczone pole działania. A jednak gospodarka wojenna jest niczym stalowa struna - można ją napinać tylko do czasu.
Jak wskazuje Hubert kozieł na parkiet.com prezydent Rosji miał ogłosić potężny wzrost gospodarczy, który miał nastąpić w tym roku - PKB ma wynieść nawet 3 proc., co ma pokazywać jak niesamowicie odporna na sankcje jest gospodarka Rosji. I jest w tym odrobina prawdy - Rosja w wielu miejscach sankcje obchodzi, czy to importując objęte sankcjami dobra nielegalnie z sąsiednich państw, czy też zmieniając partnerów relacji ekonomicznych.
Co mówi Zachód?
Tymczasem prognozy zachodnich agencji wskazują na coś całkiem odwrotnego - według analityków ABN Amro gospodarka Rosji ma spaść o 2,6 proc.!
Mediana prognoz wskazuje jednak na wzrost o 2 proc., a najbardziej „bycze” z nich (ING i JPMorgan Chase) sugerują wzrost o 3 proc. Międzynarodowy Fundusz Walutowy spodziewa się zwyżki o 2,2 proc.
Rosja broni się własnymi danymi, które pokazują, że nie tylko stopa bezrobocia wyniosła zaledwie 3 proc. ale też i dane PKB mają być o wiele lepsze od tego co prezentują zagraniczni eksperci. I nawet nie jest to nieprawda.
Istotnie - dane PKB mogą nawet nie być zafałszowane, biorąc pod uwagę konieczność wymiany parku maszyn wojennych Rosji czy też skutki ataków dronów czy ogólnych uszkodzeń infrastruktury (zwłaszcza tej na Krymie). Warto tu przywołać stary dowcip ekonomistów, głoszący, iż nic tak szybko nie doprowadza do wzrostu PKB jak katastrofy naturalne czy powojenne odbudowy… jednak nawet powołując się na taki przykład nie mamy pełnego obrazu sytuacji.
Bank Rosji ostatnią deską ratunku
Jak wskazuje parkiet.com oficjalne dane Banku Rosji jasno pokazują, że instytucja ta czterokrotnie podniosła stopy procentowe… w ostatnich 4 miesiącach! Rekordowa podwyżka miała miejsce w październiku, kiedy to główna stopa procentowa skoczyła o 200 pkt bazowych, do 15 proc. Radykalne działania mają zapobiec wzrostowi inflacji i zarazem stabilizować rubla, którego wartość jest od inwazji na Ukrainę rekordowo niska. Inną kwestią są kreatywne działania w obszarze budżetu. Jak wskazuje cytowany przez parkiet.com Instytut Studiów Wschodnich:
Mimo zwiększania obciążeń fiskalnych, dewaluacji rubla i coraz wyższej inflacji rząd nie jest w stanie sfinansować rosnących wydatków budżetowych z bieżących dochodów, co rodzi wyzwania dla stabilności finansowej Federacji Rosyjskiej. Na razie władze zapewniają fundusze na pokrycie deficytu, lecz staje się to coraz trudniejsze. Nie da się oszacować, jak długo Kreml będzie mógł finansować gospodarkę ze środków publicznych. O ile do zaplanowanych na marzec 2024 r. wyborów prezydenckich nie należy się spodziewać żadnych zmian w polityce budżetowej, o tyle po zwycięstwie Władimira Putina władze będą zapewne szukały oszczędności. Priorytetem pozostaną wydatki na wojnę (szacowane na ok. 40 proc. budżetu), jednak koszty z nią związane będą w coraz szerszym zakresie przerzucane na społeczeństwo i biznes. To z kolei negatywnie wpłynie na sytuację gospodarczą
Pytanie jak ta sytuacja odbije się na sytuacji na froncie?
Bezcenny czas
Na obecną chwilę Rosja zastosowała „ucieczkę do przodu” - wykorzystanie impasu ukraińskiej kontrofensywy i uderzenie pod Awdijewką ma kupić Rosji czas.
Tylko czas na co?
Rosja liczy przede wszystkim na zmęczenie zachodnich partnerów Ukrainy. Najważniejsze mają być wybory prezydenckie w USA, które mogą zaprowadzić do Białego Domu Donalda Trumpa lub innego Republikanina, niechętnego Ukrainie. Inną kwestią jest Europa zachodnia. Gospodarki UE i tak są już dość zmęczone wojną, rośnie niezadowolenie społeczeństw co ma z czasem doprowadzić do odwrotu od Ukrainy. Niemcy ponoszące ogromne koszty przestawienia gospodarki na surowce i energię inną niż rosyjskiego pochodzenia, Francja skupiająca uwagę na Gujanie (o czym pisałem wczoraj) czy zmagająca się z problemami migracyjnymi Wielka Brytania mają dać Rosji dość czasu na umocnienie pozycji na Ukrainie i zachowanie stanu zdobyczy. Późniejsze rozmowy pokojowe prowadzone z pozycji siły miałyby dać Kremlowi dość czasu na odbudowę sił i rewanż za trzy do sześciu lat.
CZYTAJ: Z Himalajów na Ukrainę: Nepalczycy giną w rosyjskiej armii
Czy oznacza to, że Rosja przystąpi do kolejnego ataku lub, jak spekulują eksperci, dojdzie do inwazji na państwa bałtyckie, celem wywołania blamażu NATO?
Marcin Ogdowski, ekspert ds. bezpieczeństwa i korespondent wojenny wyjaśnia:
Z ryzykiem wojny jest jak z ryzykiem katastrofy lotniczej - nawet jeśli jest niskie, bliskie zeru, to i tak - z uwagi na ewentualne skutki - należy traktować je bardzo poważnie. Wypadki lotnicze zdarzają się rzadko, ale w ich efekcie ginie mnóstwo ludzi. Podobnie z wojnami. Więc nie jest żadną fanaberią „dmuchanie na zimne”, śrubowanie procedur i norm, zabezpieczanie się. Zwłaszcza że rosyjskie elity polityczne cechuje wyraźna skłonność do ryzykanctwa, gry va banque oraz bezwzględna determinacja. Trzeba więc założyć, że Rosjanie będą szukać swojej szansy. Presją dyplomatyczną, ekonomiczną (surowcową) i militarną (poniżej progu wojny) dążyć do osłabienia sojuszniczych więzi, wyizolować ze wspólnoty pojedyncze państwa.
To oznacza, że Rosja będzie agresywna bez względu na stan gospodarki - odpowiedź na agresję Kremla leży więc wciąż na polu bitwy, nie w danych makroekonomicznych, co nie oznacza, że sankcje są obojętne dla tego państwa.
defence24/ parkiet.pl/ Instytut Studiów Wschodnich/ Marcin Ogdowski/ as/
CZYTAJ TAKŻE: