Informacje

Fot.wikipedia.org
Fot.wikipedia.org

Projekt militarny warty blisko 400 mld dolarów uziemiony w Kanadzie

Maria Szurowska

Maria Szurowska

Dziennikarka "Gazety Bankowej"

  • Opublikowano: 20 sierpnia 2014, 08:00

    Aktualizacja: 20 sierpnia 2014, 10:30

  • Powiększ tekst

Sypie się Joint Strike Fighter, szacowany na 388 mld dolarów, jeden z największych w historii programów zbrojeniowych. Kanada właśnie zaczęła się zastanawiać nad całkowitym wycofaniem z tego projektu.

Rząd w Ottawie stawia pod znakiem zapytania zakup 65 myśliwców F-35 w ramach programu Joint Strike Fighter (JSF). Pomimo wcześniejszych deklaracji kolejne uruchomienie kalkulatora dało do myślenia zarówno decydentom, jak i opinii publicznej. Od jakiegoś czasu w kanadyjskich mediach coraz częściej pojawiają się opinie nieprzychylne zakupowi F-35. Gros ekspertów uważa myśliwce za przesadnie kosztowne i zupełnie niepraktyczne, biorąc pod uwagę militarne potrzeby Kanady. Alternatywa? Pozostać przy wysłużonych CF-18 (produkowane od 1982 roku) albo kupić tańsze i w oczach wielu wojskowych, bardziej praktyczne F-22.

Budżetowe rozterki Kanady zazwyczaj przechodzą bez echa, jednak te wahania nie są tylko ich wewnętrzną sprawą. JSF - program zastąpienia dotychczasowej floty myśliwców i szturmowców krojony był na miarę 6 państw: Stanów Zjednoczonych, Zjednoczonego Królestwa, Włoch, Australii, Holandii i Kanady (później dołączyły jeszcze Japonia i Izrael). Wyłamanie się tak istotnego partnera jak Kanada oznacza rewolucję w budżecie Lockheed Martin – amerykańskiego koncernu zbrojeniowego, produkującego m.in. F-35. Rozterki kanadyjskich decydentów zasiały niepokój w Rzymie i Amsterdamie. Jak donosi amerykański dziennik „Washington Post” Włosi i Holendrzy już zaczęli nieśmiało napomykać o możliwości ograniczenia pierwotnie zapowiadanego zamówienia.

Program Joint Strike Fighter od dawna budził w Kanadzie emocje. Z początku pozytywne – w założeniach miał zmodernizować lotnictwo, stworzyć model myśliwca, który wyprzedza epokę. Z biegiem czasu entuzjazm opadał – specyfikacja myśliwców budziła wśród ekspertów coraz większe zastrzeżenia, a szacowane koszty rosły. Nawet w kwietniu tego roku kanadyjski dziennik „The Globe and Mail” doniósł, że wydatki na zakup oraz implementację myśliwców F-35 będą o 10 mld dolarów wyższe (zamiast planowanych 46 mld, trzeba będzie wyłożyć 56 mld dolarów). Nic dziwnego, że w Kanadzie słychać już w zasadzie tylko nieprzychylne projektowi głosy.

F-35 krytykowany jest głównie ze względu na kosmiczną cenę i technologię, która wielu ekspertom jawi się, jako zbędna lub niepraktyczna w zastosowaniu. Ale wskazuje się też na aspekt bezpieczeństwa. W czerwcu Michael Byers na łamach „The Globe and Mail” opublikował felieton zatytułowany „Will the F-35 be another ‘Widow Maker’ for Canadian pilots?” („Czy F-35 będzie kolejnym 'producentem wdów' dla kanadyjskich pilotów?”), w którym przekonuje, że konstrukcja koronnego projektu Lockheed Martin nie toleruje błędów i każde potknięcie, czy gapiostwo pilota oznacza pewną śmierć. Kanadyjczykom nauczonym doświadczeniem Starfightera (amerykański myśliwiec, który w latach 58-75 służył min. w USA, Kanadzie i Niemczech Zachodnich, wsławił się wyjątkowo niskimi standardami bezpieczeństwa, uzyskując przydomek „Widow Maker” - „producent wdów”) zaczyna pracować wyobraźnia. To z kolei dodatkowo podsyca niechęć północnych sąsiadów Stanów Zjednoczonych do całego programu Joint Strike Fighter.

Projekt JSF do złudzenia przypomina amerykańskie podbijanie kosmosu. Zaczyna się od barwnych sloganów - wielkie dzieło, wiekopomne odkrycie. Koniec końców okazuje się być śmiercionośny, nieziemsko kosztowny, a jedyne co po nim zostaje to teflon na patelniach i tak powoli wypierany przez ceramikę. Żadnym zaskoczeniem jest więc wycofywanie się rakiem z programu JSF zadeklarowanych 20 lat temu partnerów.

Dla Amerykanów będzie to kolejna nauczka, aby roztropniej wyznaczać swoje strategiczne cele. Dla Polski zaś zbrojeniowa awantura w Kanadzie niech będzie przestrogą. Nie dalej bowiem jak kilka miesięcy temu minister obrony Tomasz Siemoniak przebąkiwał coś o zakupie 60 sztuk F-35, które miałyby zastąpić w polskiej armii wysłużone odrzutowce rodem z ZSRR czyli Su-22 oraz Mig-29. Amerykańskie supermyśliwce mają się ponoć pojawić na polskim niebie za 6 lat. Może kanadyjskim wzorem warto to zamówienie gruntownie przeliczyć? Bo skoro Kanady nie stać na F-35, to Polski tym bardziej.

Maria Szurowska

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych