Górnicy dalej okupują siedzibę Kompanii Węglowej - chcą dymisji Tomczykiewicza
Górnicy, który od czwartku okupują siedzibę Kompanii Węglowej w Katowicach zażądali dymisji odpowiedzialnego za górnictwo wiceministra gospodarki Tomasza Tomczykiewicza. W sobotę przed KW palono znicze w geście symbolizującym agonię spółki.
"Brak reakcji ministra Tomczykiewicza na widoczne sygnały pogarszającej się sytuacji Kompanii Węglowej w naszej ocenie dyskredytuje go i pozbawia prawa bezpośredniego nadzoru nad sektorem górnictwa węgla kamiennego. Dlatego też oczekujemy jego dymisji" - wyjaśnił szef górniczej Solidarności Jarosław Grzesik.
Żądanie odwołania Tomczykiewicza znalazło się w niedzielnym komunikacie Sztabu Protestacyjno-Strajkowego Kompanii Węglowej.
Związkowcy napisali w komunikacie również, że oczekują odwołania rady nadzorczej spółki. "Ciągłe aprobowanie przez Radę Nadzorczą nietrafionych działań Zarządu Kompanii Węglowej S.A. wskazuje na brak fachowości i pomysłów osób zasiadających w tym organie nadzoru" - uznali związkowcy.
Prócz tego sygnatariusze komunikatu ocenili m.in., że obecny zarząd KW nie jest w stanie zagwarantować poprawy kondycji spółki i jej dalszego funkcjonowania w przyszłości. "Ciągłe zmiany planów naprawczych świadczą o braku koncepcji na ratowanie największej spółki węglowej Europy" - napisali w niedzielę liderzy działających w KW związków.
Okupacja Kompanii Węglowej rozpoczęła się w czwartek po porannym spotkaniu zarządu ze związkowcami.
Związkowcy ogłosili wówczas, że będą czekali na przyjazd przedstawiciela rządu Ewy Kopacz z jej pełnomocnictwami oraz z informacjami nt. planów dalszych działań odnośnie branży.
Przedstawiciele związków zapowiedzieli też wtedy, że planują pozostać w siedzibie spółki co najmniej do wtorku. Tego dnia ma się zebrać międzyresortowy zespół ds. górnictwa węgla kamiennego, powołany w maju przez premiera Donalda Tuska.
W nocy z czwartku na piątek okupujący przekazali wicewojewodzie śląskiemu Andrzejowi Pilotowi swój pierwszy list do premier Ewy Kopacz - akcentujący m.in. że "to ostatnia chwila, gdy tysiące miejsc pracy na Śląsku można jeszcze uratować". Jak podała w niedzielę śląsko-dąbrowska Solidarność, wicewojewoda zapowiedział, że we wtorek ma się odbyć spotkanie w sprawie przyszłości spółki.
W niedzielnym komunikacie związkowcy ze Sztabu Protestacyjno-Strajkowego KW uznali, że "dalsze przeciąganie rozpoczęcia rozmów w całości obciąża swoimi negatywnymi skutkami właściciela, czyli ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego".
Według służb kryzysowych wojewody śląskiego w siedzibie KW w niedzielę rano przebywało ok. 85 osób. Dzień wcześniej Grzesik sygnalizował, że protest ma charakter rotacyjny, a jego uczestnicy zmieniają się co kilkanaście godzin. Dzięki temu m.in. wszyscy uczestnicy akcji mogą wziąć udział w niedzielnych wyborach samorządowych.
Okupujący siedzibę KW podali też, że niedzielną mszę odprawił dla nich ks. Roman Chromy, dyrektor wydziału duszpasterstwa ogólnego archidiecezji katowickiej.
Związkowcy wskazują, że bezpośrednim powodem podjęcia protestu w siedzibie KW była informacja zarządu spółki o braku środków na wypłatę grudniowych pensji dla pracowników i niepozyskaniu środków na finansowanie kluczowych elementów planu naprawczego. Rozwiązaniem alternatywnym miałoby być zamknięcie kilku kopalń i likwidacja miejsc pracy.
Po czwartkowym spotkaniu ze związkami prezes KW Mirosław Taras pojechał do Warszawy, gdzie spotkał się m.in. z wiceministrem skarbu Rafałem Baniakiem. Premier Ewa Kopacz zapowiedziała tego dnia, że będzie domagała się od międzyresortowego zespołu ds. górnictwa informacji w związku z sytuacją w KW, a także znalezienia rozwiązań. W czwartek premier spotkała się też z niektórymi członkami zespołu.
W ostatnich miesiącach Kompania Węglowa stanęła przed widmem upadłości. Jak informował w połowie września prezes Taras, spośród 14 jej kopalń rentowność utrzymywały trzy. Wynik finansowy po sześciu miesiącach wyniósł minus 342,3 mln zł, wobec 228,7 mln zł straty przed rokiem. Trudna sytuacja dotyczy także innych spółek węglowych.
PAP/ lz/