Prawdziwy cel konwencji antyprzemocowej? Wyciąganie pieniędzy z kieszeni Polaków na organizacje feministyczne. Przemocą
Tak zwana Konwencja Antyprzemocowa ma więcej wspólnego z przemocą, niż może się wydawać. Zakłada ona bowiem przemocą wyciąganie pieniędzy z kieszeni podatników na rzecz organizacji feministycznych.
Nie wierzą Państwo? Potwierdza to Urszula Nowakowska, dyrektorka fundacji Centrum Praw Kobiet.
Jeśli chodzi o finansowanie organizacji wspierających pokrzywdzone kobiety i dzieci. Brak stabilności finansowej prowadzonych przez nie działań sprzyja wtórnej wiktymizacji pokrzywdzonych kobiet. To one, a nie urzędnicy decydujący o rozdziale publicznych środków, powinny mieć prawo wyboru instytucji, z pomocy której chcą skorzystać.
Co to oznacza? To, że według konwencji organizacja pani Nowakowskiej ma duże szanse otrzymać pieniądze z kieszeni podatników. Na co je wyda? Zapewne na walkę z przemocą domową, ale może je wydać też na propagowanie aborcji, na przykład.
Przyjęcie konwencji wiązałoby się dla Polski z koniecznością ponoszenia dodatkowych obciążeń finansowych. Konwencja wprowadza obowiązek wyznaczenia lub ustanowienia jednej lub więcej "instytucji koordynujących", obliguje do przyznawania dodatkowych środków na zwalczanie przemocy; nakazuje również przeszkolenie osób zawodowo zajmujących się przemocą. Do tego dochodzi działalność związana z edukacją, monitorowaniem itd. Jakby tego było mało, na szczeblu unijnym również powstanie urząd złożony z "ekspertów" delegowanych z poszczególnych państw. Nigdzie nie widziałam oszacowania kosztów wdrożenia konwencji, ale przypuszczam, że będą to naprawdę potężne pieniądze. W sytuacji, gdy w Polsce ludzie umierają z powodu kolejek do lekarzy, gdyż służba zdrowia jest permanentnie niedofinansowania, tworzenie nowych urzędów z pewnością może poczekać.
A więc gdy nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Dla feministek.
Salon24/ Interia.pl/ as/