Informacje

fot. mat. prasowe
fot. mat. prasowe

Proces Wąsacza o prywatyzację PZU zawieszony

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 19 lutego 2016, 12:38

  • Powiększ tekst

Proces karny ministra skarbu z rządu AWS Emila Wąsacza o niedopełnienie obowiązków w prywatyzacji PZU w 1999 r. musi być zawieszony - uznał Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście. Przyczyną zawieszenia jest prowadzone postępowanie przed Trybunałem Stanu. Prokurator zapowiada zażalenie.

Takie postanowienie sąd ogłosił na wniosek obrońców Wąsacza. Prokuratura była za rozpoczęciem procesu, bo jej zdaniem Sejm nie przesądził, że Wąsacz przed Trybunałem Stanu miałby też odpowiadać za zarzucone mu w akcie oskarżenia przestępstwo karne.

Jak mówił mec. Dariusz Cyran nie ma możliwości prowadzenia procesu karnego w sytuacji toczącego się postępowania przed Trybunałem Stanu. "Ryzyko naruszenia rzymskiej zasady +ne bis in idem+ (nie można być dwa razy sądzonym za to samo - PAP) jest bardzo poważne. Wnosimy, by zauważyć, że tożsamość czynów jest zdaniem obrony ewidentna" - dodał drugi obrońca mec. Grzegorz Długi (od niedawna jest on posłem Kukiz'15).

W sprawie pojawił się też nowo ustanowiony obrońca Wąsacza, mec. Michał Królikowski (b. wiceminister sprawiedliwości w rządzie PO). Jak uzasadniał, znane od dawna przepisy prawa i komentarze naukowców nie pozostawiają wątpliwości, że w sytuacji konfliktu między sądem karnym ogólnym a specjalnym - sąd specjalny, czyli TS, ma pierwszeństwo.

Wobec takiemu wnioskowi oponowała prok. Beata Homa z oskarżającej Wąsacza Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.

"Naszym zdaniem nie ma wątpliwości, że uchwała Sejmu ws. TS dotyczyła tylko kwestii odpowiedzialności konstytucyjnej za delikty konstytucyjne, a nie ma wypowiedzi posłów co do odpowiedzialności karnej - a tak musiałaby brzmieć uchwała Sejmu, która jest tutaj ogólnikowa. TS nie zbada odpowiedzialności karnej oskarżonego Wąsacza - dlatego ani umorzenie ani zawieszenie sprawy nie jest zasadne" - uzasadniła.

"Ale w uchwale Sejmu o pociągnięciu ministra do odpowiedzialności konstytucyjnej jest wskazany art. 231 Kodeksu karnego" - replikował jej Królikowski.

W piątek sąd w trzyosobowym składzie pod kierunkiem sędzi Joanny Wieczorek-Nowak postanowił zawiesić postępowanie i wskazał, że czyn zarzucony Wąsaczowi w uchwale o pociągnięciu go przed TS "jest podmiotowo, przedmiotowo i czasowo tożsamy z zarzutem aktu oskarżenia", jaki prokuratura przesłała sądowi (zresztą już po uchwale Sejmu).

"Sąd powszechny w sposób oczywisty nie może prowadzić swojego postępowania, gdy toczy się inne postępowanie. Członkowie Rady Ministrów ponoszą odpowiedzialność przed TS za przestępstwa i delikty konstytucyjne" - uznali sędziowie. Podkreślili zarazem, że kognicja sądu (czyli jego obowiązek rozpoznania sprawy - PAP) wygasłaby, gdyby TS rozpoznał sprawę w kategorii i przestępstwa, i deliktu konstytucyjnego - sąd wróciłby więc do gry, gdyby TS nie rozpoznał sprawy w części oskarżenia o przestępstwo. W tej sytuacji - wyjaśniła sędzia Wieczorek-Nowak - najwłaściwsze będzie zawieszenie postępowania na czas wyjaśnienia sprawy przez TS.

"To decyzja zgodna z naszymi oczekiwaniami i najwłaściwsza w tej sytuacji" - powiedział PAP mec. Królikowski, jeden z czterech obrońców Wąsacza. Sam Wąsacz dodał, że "zgadza się ze swoimi prawnikami". Zaskarżenie postanowienia zapowiedziała PAP prok. Homa.

We wrześniu 2006 r. Wąsacz został zatrzymany przez policję na zlecenie Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, która postawiła mu wtedy zarzuty, zagrożone karą do 10 lat więzienia. Wąsacz nie przyznał się do winy; mówił o politycznym tle sprawy.

Powodem zatrzymania miała być informacja o próbie jego rzekomej ucieczki za granicę. Wąsacz przyznawał, że miał zamiar wyjechać, ale na zagraniczną wycieczkę z wnukiem i synem - do Tybetu. Później sąd uznał jego zatrzymanie za bezzasadne, a Wąsacz wywalczył odszkodowanie z tego tytułu. Ówczesny RPO Janusz Kochanowski pisał wtedy do KGP, że "dokonywanie czynności przed kamerami stacji telewizyjnych, jak w przypadku zatrzymania b. ministra skarbu Emila Wąsacza, nie znajduje żadnego uzasadnienia w celu prowadzonych działań".

Akt oskarżenia Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku sporządziła w 2010 r. Według śledczych, nadzorując w 1999 r. przebieg prywatyzacji PZU, Wąsacz akceptował działania w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez Eureko oraz BIG Bank Gdański, co miało przynieść szkodę interesowi publicznemu.

Zdaniem śledczych Wąsacz m.in. nie podjął działań, które dawałyby możliwość uzyskania wyższej ceny za sprzedawane akcje PZU i doprowadził do wyboru w procesie prywatyzacji oferty, która "nie była najkorzystniejsza i która nie spełniała najpełniej celów i oczekiwań Skarbu Państwa oraz potrzeb spółki PZU, a także doprowadził do przyjęcia niekorzystnych dla Skarbu Państwa postanowień umowy sprzedaży".

Śledczy zarzucili Wąsaczowi m.in., że przy sprzedaży akcji PZU odstąpił od negocjacji równoległych z dwoma oferentami: firmą AXA oraz konsorcjum Eureko i BiG BG, i prowadził negocjacje wyłącznie z drugim z oferentów. Jak zauważyli śledczy, b. szef resortu nie zaprosił do negocjacji firmy AXA nawet wtedy, gdy w czasie przewidzianym na wyłączne negocjacje z konsorcjum Eureko i BiG BG nie udało się ustalić zasadniczych elementów umowy sprzedaży akcji.

Zdaniem śledczych Wąsacz "naruszył też zasady uczciwości i konkurencyjności", nie pytając AXA o to, jak wpłynęłoby na ofertę tej firmy ewentualne przyznanie jej (jak to miało miejsce w przypadku konsorcjum Eureko i BiG BG) roli inwestora strategicznego. Kolejny zarzut śledczych dotyczy tego, że w negocjacjach z konsorcjum Eureko i BiG BG najpierw ustalono cenę, a dopiero później miano negocjować wpływ konsorcjum na zarządzanie PZU.

W 2012 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał decyzję SO o zwrocie prokuraturze aktu oskarżenia. Troje sędziów SA uznało wtedy, że materiał zgromadzony przez prokuraturę w 700 tomach akt ma "rażące braki" i został "zachwaszczony". SA wymienił m.in. nieprzetłumaczenie na język polski 11,7 tys. stron akt; brak poświadczeń za zgodność kilkuset dokumentów i brak analizy 1800 stron billingów. "Prokurator ma zdecydować, czy te wszystkie materiały w ogóle są przydatne; a może to są śmieci, które trzeba wyrzucić z akt sprawy?" - mówił sędzia SA Jerzy Leder.

"Prokuratura naraża nas wszystkich na koszty, kierując ponowny akt oskarżenia w sprawie, która nie ma szans w sądzie" - mówił w 2013 r. mec. Długi. Według niego żaden zarzut nie jest wystarczająco udokumentowany, a prokuratura tylko nieznacznie "odchudziła" akta. "Nadal jest tam jednak wiele rzeczy niemających niczego wspólnego ze sprawą" - dodał.

Pod koniec 2013 r. gdańska prokuratura skierowała ponownie do sądu akt oskarżenia. Akta uzupełniono i uporządkowano, m.in.: dodano brakujące tłumaczenia; analizy zestawień połączeń telefonicznych oraz transakcji bankowych. Zmniejszono liczbę dokumentów, które mają być przedstawione w procesie.

Według rzecznika tej prokuratury sprawa karna przedawni się w 2024 r. Zdaniem mec. Długiego, termin przedawnienia zależy od tego, jaką ostatecznie kwalifikację prawną przyjmie sąd (prokuratura stawia mu zarzut z art. 231 par. 2 Kodeksu karnego - za co grozi do 10 lat więzienia). Adwokat kwestionuje taką kwalifikację prawną. Zarazem podkreśla, że Wąsacz jest zainteresowany uniewinnieniem, a nie umorzeniem sprawy z powodu przedawnienia.

W 2005 r. Sejm IV kadencji przyjął uchwałę o pociągnięciu Wąsacza do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu za domniemane nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU, TP S.A. i Domów Towarowych "Centrum". Komisja uznała, że sprzedaż pakietu akcji PZU Eureko w 1999 r. doprowadziła do problemów, w tym rozpraw przed międzynarodowym trybunałem arbitrażowym. Uznano też, że wycena DT Centrum była zaniżona. W przypadku prywatyzacji TP S.A. Wąsacz miał niekorzystnie wybrać firmę doradczą, co miało doprowadzić do ok. 25 mln zł strat.

Podczas pierwszej rozprawy w 2006 r. TS uznał, że dokumenty Sejmu nie spełniały warunków prawnych aktu oskarżenia. W 2007 r. sprawa wróciła do TS. Wobec końca kadencji Sejmu proces Wąsacza formalnie się nie zaczął. W 2012 r. Sejm miał powołać posła PO Jerzego Kozdronia na oskarżyciela sejmowego ws. Wąsacza; poseł wyraził zgodę, ale poprosił o zwłokę w głosowaniu nad jego powołaniem, by mógł się zapoznać ze sprawą. Do głosowania nie doszło, a Kozdroń został wiceministrem sprawiedliwości.

Od tego czasu Sejm nie wyznaczył swego oskarżyciela przed TS. W 2014 r. ówczesny szef sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej Andrzej Halicki (PO) zwracał uwagę, że sprawa odpowiedzialności konstytucyjnej Wąsacza może być przedawniona. Adwokat Wąsacza mówi zaś, że sprawa przed TS jest już przedawniona.

(PAP)

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych