8 dni tygodnia
Malowniczy pejzaż palestyńskiej wsi Battir, w której tydzień trwa osiem a nie siedem dni, ma szansę trafić na listę UNESCO. Mieszkańcy wioski liczą, że odsunie to groźbę budowy izraelskiego muru i pomoże rozruszać lokalną gospodarkę.
UNESCO rozważy umieszczenie Battir na liście światowego dziedzictwa, bo zachował się tu starożytny, sięgający czasów rzymskich, system nawadniania i liczące setki lat kamienne tarasy na wzgórzach, na których lokalni rolnicy uprawiają owoce i warzywa. Właśnie nawadnianie pól zmusiło wieś do "wydłużenia" tygodnia o jeden dzień - tak, by każda z ośmiu miejscowych rodzin-klanów miała równy dostęp do zasobów wody.
Nazwa wsi Battir kojarzy się Palestyńczykom z wyjątkowym rodzajem bakłażana - malutkiego i słodkiego, smacznego nawet na surowo. Bakłażan "battiri" to jedyny taki w kraju - twierdzą rolnicy, którzy od pokoleń zajmują się jego uprawą. Inne gatunki na surowo są gorzkie, trzeba je gotować albo piec.
Na bazarach warzywnych można czasami znaleźć jego odmianę, ale tego oryginalnego, uprawianego w Battir jest coraz mniej, a co więcej nie jest on wcale tani, bo uprawia się go dużym nakładem pracy fizycznej, bez maszyn i nawozów sztucznych.
"Ludzie są tak samo ubodzy jak my, kogo dzisiaj stać, żeby płacić 10-15 szekli (8-13 zł) za kilogram bakłażana? A to przecież ledwie pokrywa koszty" - powiedział Abu Muhammed, rolnik z Battir.
Choć większość mieszkańców wioski wciąż uprawia swoje pola, dziś nie da się z tego utrzymać rodziny i to, co uda im się wyhodować, trafia głównie na domowy stół. Ale nie zawsze tak było, kiedyś Battir było warzywnym zagłębiem Jerozolimy i okolic. Nie tylko ze względu na żyzne zimie i unikatowy sposób nawadniania, ale też pociąg, którym kiedyś battirczycy mogli eksportować swoje warzywa.
Tory kolejowe, zbudowane w czasach otomańskich, prowadziły z portowej Jaffy do Jerozolimy, a dalej do Bejrutu i Damaszku. Battir, ostatnia stacja kolejowa przed Jerozolimą, był przystankiem, gdzie pasażerowie zaopatrywali się w warzywa, a do pociągu dosiadali się rolnicy, którzy wieźli swoje produkty na sprzedaż na jerozolimskie bazary.
Battir leży kilka kilometrów na południowy zachód od Jerozolimy, dokładnie na tzw. zielonej linii - czyli granicy ustalonej po wojnie z 1948 roku, oddzielającej Izrael od palestyńskiego Zachodniego Brzegu. Podczas wojny, wioska opustoszała, wiele osób uciekło obawiając się o swoje życie.
Jak jednak opowiadają mieszkańcy, we wsi został muhtar (głowa lokalnej społeczności), który co rano rozwieszał pranie i rozpalał ogień w tradycyjnych piecach do wypiekania chleba, by nad domami unosił się dym. Chciał w ten sposób ukryć, że w wiosce nikogo nie ma, żeby nie zajęli jej izraelscy żołnierze. Muhtar przekonał w końcu mieszkańców, by wrócili do swoich domów.
Gdy w 1949 roku jordańscy i izraelscy generałowie podpisywali zawieszenie broni, Battir dostało specjalny status. Część należącej do wsi ziemi znalazła się po izraelskiej stronie zielonej linii, ale - w przeciwieństwie do pozostałych przygranicznych wiosek - mieszkańcy Battir nie stracili jej. W zamian za obietnicę zapewnienia bezpieczeństwa przejeżdżającemu przez wioskę pociągowi, dostali prawo do uprawiania swoich pól, które teraz znalazły się na terytorium nowo powstałego Izraela.
Od 1948 roku Palestyńczykom nie wolno wsiadać do pociągu. "Dotrzymaliśmy swojej części umowy: pociąg codziennie mija szkołę pełną nastoletnich chłopców i nikt nie rzuca kamieniami. Ludzie wiedzą, że dużo mogą stracić. Mimo to, Izrael zaczął planować budowę muru bezpieczeństwa na ziemiach wioski" - powiedział członek Komitetu na rzecz Krajobrazu w Battir Hassan Muamer.
Przy wjeździe do wioski stoją piękne wille. Na Zachodnim Brzegu domy takie należą do tych, którzy za pracą wyjechali do Stanów Zjednoczonych, dorobili się tam i w rodzinnych wioskach postawili bogate domy. Ale z Battir nikt nie wyjechał. Wielu udało się jednak zarobić dużo pieniędzy na rolnictwie – opowiada Ładżeh Ałenan, dziennikarz z Battir, który po pracy również uprawia swoje poletko.
Dodaje jednak, że dobre czasy już dawno minęły. Ciężarówki, które kiedyś kilka razy w tygodniu przyjeżdżały po warzywa do Battir, teraz przywożą je na Zachodni Brzeg z Izraela. Duże, zmechanizowane gospodarstwa rolne, używające nawozów sztucznych, produkują więcej i taniej. Mali tradycyjni rolnicy nie mają z nimi szans na rynku, gdzie dla konsumenta liczy się każda zaoszczędzona szekla.
Abu Muhammed i jego żona Umm Muhammed, mimo wszystko nie porzucili uprawy ziemi. Oni i siedem innych rodzin z Battir opierają swoją pracę na specjalnym systemie nawadniania. Woda z lokalnych źródeł zbiera się w małym kamiennym basenie. Od basenu odchodzą tunele prowadzące do pól różnych rodzin. Przez osiem dni codziennie inna rodzina otwiera i zamyka dopływ wody do swojego pola. Dlatego właśnie tydzień w Battir trwa osiem dni.
Jeśli stanie mur, przetnie trasę wodnych tuneli, starożytne tarasy i zniszczy wiekową tradycję rolniczą. Na razie sprawa Battir rozstrzyga się w izraelskim Sądzie Najwyższym, który w grudniu dał Ministerstwu Obrony 90 dni na zaproponowanie innej trasy muru, by ochronić "unikatowy charakter" wioski.
Palestyńscy eksperci właśnie kończą przygotowywać wniosek o wpisanie Battir na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Decyzja zapadnie w czerwcu. Wkrótce w Battir otwarty zostanie pierwszy hostel dla turystów zainteresowanych agroturystyką i spacerami po okolicznych wzgórzach. Wpis na listę UNESCO pomoże zapełnić hostel gośćmi.
PAP, lz