Nowa ustawa hazardowa, czyli monopol z automatu
Fatalna ustawa hazardowa sprzed siedmiu lat wypchnęła rynek do szarej strefy. Stracił budżet państwa, stracili gracze oraz sport, a nieuczciwi operatorzy mieli żniwa. Nowe prawo ma to zmienić, ale czy zrobi to skutecznie? Jeśli Sejm przyjmie, a Komisja Europejska je notyfikuje, nowe prawo hazardowe powinno wejść w życie 1 stycznia 2017 r.
„Im więcej zakazów, tym mniej cnoty w ludziach” – brzmi sentencja spisana ok. 2,5 tysiąca lat temu w filozoficznym dziele „Księga Drogi”. I jest dziś jak najbardziej aktualna. W pełni oddaje sytuację panującą w branży hazardowej, „uregulowaną” kilka lat temu w wyniku pośpiesznej i chaotycznej legislacji będącej pokłosiem „afery hazardowej” z udziałem prominentnych posłów PO. Efektem tamtej regulacji, która w założeniu miała poważnie ograniczyć, jeśli wręcz nie wyeliminować hazard z przestrzeni publicznej, było przejście znakomitej większości branży do szarej strefy. Czyli tam, gdzie nie ma żadnych reguł, prócz jednej: zarabiać kosztem graczy i państwa.
Grzechem głównym „poaferalnej” ustawy hazardowej z 2009 r., która w sporym zakresie nadal obowiązuje, było zaniechanie notyfikowania jej w Komisji Europejskiej. Innymi słowy polskie władze nie skonsultowały ustawy z przedstawicielami Komisji. W 2012 r. potwierdził to wyrokiem Europejski Trybunał Sprawiedliwości, który uznał brak notyfikacji za sprzeczny z prawem unijnym, tym samym dał zielone światło do niestosowania się do wadliwie przyjętego prawa. Na masową skalę skorzystali z tego producenci i operatorzy automatów do gier, tzw. jednorękich bandytów. Paradoks polega na tym, że to właśnie w automaty do gier ustawa miała uderzyć najbardziej i praktycznie wyeliminować je z rynku, ponieważ jako tzw. twardy hazard stanowią największe zagrożenie uzależnieniem,. Tymczasem nie dość, że automatów pod rządami nieudanej ustawy przybyło, to jeszcze państwo naraziło się na miliardowe odszkodowania dla operatorów za konfiskatę urządzeń przez celników.
Złej sytuacji nie poprawiła wymuszona przez Komisję Europejską ubiegłoroczna nowelizacja, którą rzutem na taśmę przegłosowała poprzednia koalicja. Wprawdzie zdelegalizowała automaty do gry, ale dopiero od lipca 2016 r., co znaczy, że jeszcze przez prawie rok można było prowadzić taką działalność bez żadnych ograniczeń i wymogów. Oprócz tego, ubiegłoroczna poprawka mocno ułatwiła życie zagranicznym firmom hazardowym, które działając na polskim rynku (za pośrednictwem filii), nie muszą płacić nawet podatku dochodowego. To kolejna pozycja na liście fiskusa po stronie strat.
Chronić i zarabiać
Przeciąć hazardową patologię postanowili urzędnicy resortu finansów. Przez kilka miesięcy grupa specjalistów intensywnie pracowała nad nowym projektem prawa hazardowego w oparciu o różne rozwiązania. Wybrano takie, które w założeniu mają w maksymalnym zakresie chronić nieletnich i uzależnionych od hazardu. Nowe prawo ma też znacząco ograniczyć występowanie zjawiska szarej strefy w środowisku gier hazardowych. W dalszej konsekwencji ograniczenie szarej strefy powinno skutkować również wzrostem dochodów budżetowych z tytułu podatku od gier – co mocno zostało podkreślone przez autorów projektu. Motywacja do uregulowania i skutecznego opodatkowania hazardu jest w rządzie silna, choćby z powodu tego, że na realizację prospołecznych projektów będą w budżecie potrzebne duże pieniądze. I niezrozumiałym marnotrawstwem byłoby nie sięgnąć po nie do branży hazardowej – przyznają urzędnicy. Narzędziem do realizacji podatkowego planu wobec hazardu będzie częściowa monopolizacja branży.
Cały tekst o perypetiach z ustawą hazardową czytaj tutaj:
oraz w najnowszym sierpniowym numerze "Gazety Bankowej", najstarszego magazynu ekonomicznego w Polsce