Informacje

Piotr Bieliński
Piotr Bieliński

To wygląda jak zwyczajna grabież, potraktowali nas jak bankruta – rozmawiamy z Piotrem Bielińskim i Krzysztofem Białym

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 24 lutego 2017, 14:07

  • Powiększ tekst

25-lat funkcjonowania na naszym rynku, miliony złotych płaconych w Polsce podatków, setki tworzonych miejsc pracy i silna marka ciesząca się zaufaniem partnerów biznesowych – to tylko niektóre z osiągnięć spółki Action, które na skutek zaniechań poprzedniej ekipy rządowej, niefrasobliwości urzędników skarbowych i złej woli bankierów omal nie zostały zmarnowane. Sama spółka, jeszcze do niedawna będąca najsilniejszym polskim graczem w branży dystrybucji elektroniki, znalazła się o krok od biznesowej przepaści i tylko determinacji zarządu zawdzięcza to, że jeszcze istnieje, choć jej dalsze losy wciąż są niepewne. O problemy polskiego dystrybucyjnego giganta zapytaliśmy założyciela i prezesa spółki Piotra Bielińskiego oraz prawnika Action Krzysztofa Białego.

Bez zbędnego owijania w bawełnę, zapytam wprost. Jak to się stało, że taki gigant, niepodważalny lider branży przez wiele lat wyprzedzający o kilka długości swoją konkurencję, dzisiaj musi walczyć o przetrwanie?

Piotr Bieliński: I ja odpowiem wprost: winna jest triada: oszuści-urzędnicy-banki.

Kiedy szara strefa weszła do Polski, byli ministrowie z rządu PO i ich urzędnicy nie robili nic, by ustrzec przedsiębiorców przed oszustami. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że jeszcze niedawno urzędnik niższego szczebla przekonywał nas, że w 2008 roku to my powinniśmy czytać gazety i z nich dowiadywać się, że szara strefa z Zachodu, która tam zarobiła mnóstwo pieniędzy, zmuszona przez zmianę prawa w Wielkiej Brytanii czy Niemczech do szukania nowych szans dla swojej nieuczciwej działalności, postanowiła zepsuć i „podbić” polski rynek. Pan rozumie absurd tej sytuacji? Według urzędników o zagrożeniach powinniśmy dowiadywać się z gazet, nie od nich. Handlując z ogromną liczbą podmiotów powinniśmy, bazując na doniesieniach prasowych, sprawdzać każdego z naszych kontrahentów, co więcej, także kontrahentów naszych kontrahentów i jeszcze ich kontrahentów. I tak dalej i tak dalej! Żeby przypadkiem w tej drabince nie trafić na nieuczciwego pośrednika, który chce wyłudzić VAT.

A oni, mimo że zdawali sobie sprawę z zagrożenia, jeszcze w 2012 roku zapewniali nas, że szara strefa jest znikoma. A przecież wiedzieli, co się stało po wprowadzeniu unijnych dyrektyw w krajach starej Unii. Wiedzieli, że oszuści będą musieli znaleźć nowe miejsca do swoich nielegalnych interesów. Co więcej, znali narzędzia, jakie zostały zastosowane na Zachodzie, by uniknąć pola do nadużyć. Bardzo proste i zarazem bardzo skuteczne narzędzia, takie jak „odwrócony VAT”. Urzędnicy przekonywali, że wymyślą coś lepszego, choć ich europejscy koledzy przetarli szlaki i dali gotowe recepty. Tak naprawdę PO nie zrobiło nic żeby nam pomóc.

Jakie były tego konsekwencje?

Takie, że dzisiaj, to my musimy odpowiadać za naszego 5 czy 6 poddostawcę, który na jakimś etapie sprzedaży współpracował z kimś, kto oszukiwał na VAT.

Ale przecież środowiska biznesowe już w 2013 roku apelowały do ministerstwa w sprawie odwróconego VAT-u w elektronice…

Dokładnie! I to my jako pierwsi podnieśliśmy problem. I działaliśmy na tym polu ramię w ramię z naszą konkurencją, firmą Tech Data. Ministerstwo dopiero po dwóch latach od naszych apeli przyjęło odwrócony VAT…

W lipcu 2015?

Tak. Chwilę przed wyborami. A jeśli chodzi o procesory to dopiero 1 stycznia 2017 roku. Mimo unijnych rekomendacji.

Pytał Pan o konsekwencje. Firma z 25-letnią historią na polskim rynku, która zarobiła dla tego kraju miliony złotych w podatkach, która daje pracę ludziom musi odpowiadać za błędy urzędników niższego szczebla, którzy nie ponoszą żadnych konsekwencji. Co więcej, jeszcze są nagradzani. Bo proszę sobie wyobrazić, że za każdą decyzję, w której na kogoś nałożona jest kara, urzędnik dostaje premię.

I żadnej odpowiedzialności?

PB: Żadnej

Krzysztof Biały: Przykład? Jedna z naszych mniejszych spółek zależnych musiała złożyć wniosek o ogłoszenie upadłości, właśnie przez taką decyzję. PB: Mimo tego, że państwo nie straciło ani złotówki przez tę spółkę. Urzędnik zakwestionował wszystkie odliczenia VAT-u, wydał decyzję i tyle. Koniec.

Jaka była podstawa prawna?

KB: Uznał, że spółka nie była podatnikiem, a kontrolowane transakcje nie miały miejsca pomiędzy jej stronami.. Nie sprawdzono po co ta spółka została powołana i działa, co robiła – a funkcjonuje od blisko 12 lat! Zupełnie pominięto fakt, że jest to w 100 proc. spółka zależna od ACTION, co miało istotny wpływ na zasady wzajemnych relacji. Teraz SFK odwołuje się od decyzji podatkowych, ale fakt ich wydania zmusił do wszczęcia procedury upadłościowej.

PB: Teraz Pan rozumie dlaczego przedsiębiorcy cieszą się z decyzji ministra Ziobry, który próbuje rozbić ten układ urzędniczy? Choćby tej ostatniej o przeniesieniu śledztwa w sprawie zaniedbań w walce z wyłudzeniami VAT w elektronice z warszawskiej prokuratury do Białegostoku. Poza układ. Może ktoś ich w końcu ukarze. Bo przecież to jest działanie na niekorzyść państwa. Przecież państwo straciło mnóstwo pieniędzy. Do tego upadają polskie firmy, które tutaj płacą podatki, zatrudniają tysiące osób, a na ich miejsce przychodzi kapitał zagraniczny. A przychodzi łatwo, bo jest wspierany przez zagraniczne banki i ubezpieczycieli.

Wam też zagraniczne banki nie pomogły... Brytyjski HSBC wypowiedział umowę kredytowania, zostawiając Was bez środków

PB: Nie wypowiedział! KB: HSBC nie wypowiedział umowy. Po prostu oświadczył, że wstrzymuje finansowanie bez wypowiadania umowy. Czyli umowa jest, ale nie ma finansowania. Z dnia na dzień po prostu nie mogliśmy operować tymi pieniędzmi.

To jakiś absurd

PB: Nie przeszkadzało im to nas windykować i wysłać do naszych klientów informacje żeby płacić pieniądze nie na nasze konto, tylko na konto HSBC. Mimo, że firma normalnie działała, żadna wierzytelność wobec Banku nie była wymagalna, Bank miał też zabezpieczenia o wartości wyższej niż wszystkie kredyty, zostaliśmy potraktowani przez nich jak bankrut. To wygląda jak zwyczajna grabież i de facto uniemożliwienie prowadzenia biznesu. Zostaliśmy postawieni w sytuacji, w której najzwyczajniej w świecie nie mogliśmy handlować z naszymi kontrahentami. My nie wiedzieliśmy, czy dostawcy płacą w terminie, a klienci zaczęli uciekać, bo przestraszyli się, że ktoś nas windykuje. Co więcej, my nie mamy już wobec nich żadnych wierzytelności, bo wszystko zostało wrócone, a oni wciąż blokują nasze zabezpieczenia środki na poczet akredytyw.

O jakich kwotach mówimy?

PB: To 4 miliony na poczet akredytyw i 65 milionów zabezpieczeń na naszym majątku, które moglibyśmy przenieść do innego banku, w którym moglibyśmy się kredytować.

KB: Możliwe byłoby wypowiedzenie z naszej strony umowy, ale nie chcemy tego robić. Uważamy, że skoro ta umowa cały czas istnieje powinna być wykonywana przez bank, a to nie my lecz bank nie wypełnia jej warunków. Bank, zgodnie z umową, zobowiązał się nas finansować – takie jest stanowisko Action.

PB: Przypomnijmy, że jesteśmy w trakcie postępowania sanacyjnego, które zabezpiecza w 100 proc. banki. Gdybyśmy zerwali umowę, nie moglibyśmy dochodzić praw odszkodowawczych. A przecież oni złamali wszystkie zasady. Oni powiedzieli otwarcie: My pracujemy z najlepszymi, a polskie firmy nie są najlepsze. Tak samo postąpił inny bank, który nas kredytował, francuski SG. Tylko, teraz już polski, Pekao SA zrozumiał naszą sytuację. Widząc naszą długą historię i to że spłacamy nasze zobowiązania, powiedzieli, OK, my was dalej kredytujemy. A proszę sobie wyobrazić, że HSBC dopiero po miesiącu przyszło sprawdzić, czy te zabezpieczenia, które im przekazaliśmy, w ogóle są! Pierwszy raz w całej naszej sześcioletniej historii współpracy. I byli w szoku, że to wszystko tu jest. Magazyn, towar, etc.

KB: Pekao SA zastosowało przepisy prawa restrukturyzacyjnego i wykazało się dobrą kulturą biznesową. A mieli o wiele większe zaangażowanie kredytowe niż pozostałe dwa banki!

PB: Ocena tych okoliczności prowadzi do wniosku, ze HSBC i SG zachowali się jak windykatorzy, którzy pokazali, że dla nich polski biznes i polski majtek się nie liczy.

Liczyli na to, że teraz będą robić interesy z kapitałem zagranicznym?

Ale przecież tak jest. Kapitał zagraniczny w naszej branży bardzo wygrywa teraz w Polsce. A jeszcze do niedawna byliśmy jednym z nielicznych krajów, które na tym rynku radziło sobie tylko siłą polskich firm. Teraz pojawiają się Amerykanie, Szwajcarzy. Na nich zarabiają banki i zabezpieczają ich zagraniczne firmy ubezpieczeniowe. I to oni dzięki temu wygrywają nowe kontrakty. Nie chcę żeby to zabrzmiało, jak szukanie spisku, ale to są naczynia połączone. Dla Polaków nie ma w tym miejsca. Co widać na przykładzie innych polskich firm, których nie stać na taką walkę, jak nasza i które wypadają z rynku. Action to jednak duża giełdowa spółka, która ma środki, by swoich praw dochodzić w sądzie, wiedząc, że sprawy będą ciągnąć się latami. A mniejsi niestety nie dają rady. I tak jest w wielu branżach, nie tylko w elektronice.

Życzę Panom siły do walki, bo widać, że jest się o co bić. Przecieracie szlaki także tym mniejszym.

Czytaj także: Zagraniczny bank chce zniszczyć polską firmę?

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych