Afera z udziałem premiera Japonii? "Jedyne, co zrobiłem, to poinstruowałem, by przyspieszono prace nad reformami deregulacji"
Premier Japonii Shinzo Abe ponownie oświadczył w poniedziałek przed specjalną komisją parlamentarną, że nie brał udziału w skandalu dotyczącym placówki edukacyjnej Kake. Chodzi o skandal wokół domniemanych nacisków wywieranych przez premiera na ministrów.
"Jedyne, co zrobiłem, to poinstruowałem, by przyspieszono prace nad reformami deregulacji. Nigdy nie wydawałem instrukcji w konkretnych sprawach" - mówił w niższej izbie japońskiego parlamentu premier Abe.
Mówiąc podczas zeznań przed speckomisją o udzieleniu zgody na otwarcie nowego wydziału weterynarii na uczelni prowadzonej przez jego dobrego przyjaciela, Kotaro Kake, premier tłumaczył, że wydanie tego pozwolenia świadczy, iż "cały proces przebiegał w sposób odpowiedni i otwarty". Przesłuchanie premiera miało miejsce podczas zwołanej w tym celu dodatkowej sesji parlamentu, co według lokalnych mediów zdarza się w Japonii niezmiernie rzadko.
Premier wyjaśniał, iż miał na myśli jedynie reformy sektora edukacji, mogące w szczególności zwiększyć liczbę wydziałów weterynarii w całym kraju oraz w tym przypadku w specjalnej strefie ekonomicznej, w której miała znaleźć się nowa placówka edukacyjna.
Jak wskazują najnowsze sondaże, poparcie dla premiera spadło obecnie do 26 proc., w porównaniu z 33-35 proc. przed kilkunastoma dniami. Abe zgodził się na przesłuchanie przed komisją, by odbudować zaufanie wśród potencjalnych wyborców, którzy mogą w efekcie tego skandalu oraz poprzednich afer wokół Abego odwrócić się od rządzącej Partii Liberalno-Demokratycznej (PLD). Najbliższe wybory parlamentarne zaplanowano w Japonii na grudzień 2018 r.
Kilka miesięcy wcześniej prezydenta oskarżono również o ingerowanie w przyznanie innej organizacji edukacyjnej, Moritomo Gakuen, preferencyjnych warunków kupna ziemi ze względu na osobiste powiązania szefa rządu z jej właścicielem.
Po wizerunkowych wpadkach premiera kierowana przez niego PLD poniosła klęskę w niedawnych wyborach do rady miasta w Tokio. Abe stracił w oczach Japończyków również wtedy, gdy nie zdecydował się na usunięcie ze stanowiska obecnej minister obrony Tomomi Inady po jej kontrowersyjnym komentarzu dotyczącym zaangażowania japońskich sił samoobrony w misji pokojowej w Sudanie Południowym. Inada, uważana za protegowaną Abego i jego potencjalną następczynię, próbowała ostatnio ukryć prawdziwe informacje o aktywności japońskich żołnierzy w Afryce oraz warunkach bezpieczeństwa, w jakich działają.
PAP/ as/